Jeszcze jeden problem…
– Aniu, no chodź, proszę – jęczała Zosia.
– Nie chce mi się. Nikogo tam nie znam. Idź sama albo zaproś Magdę, Kasię – odpowiedziała Ania. – niedługo egzaminy, trzeba się uczyć.
– Kasia wkuwa, Magda bez swojego Tomka się nie ruszy, a sama będę wyglądała, jakbym latała za Bartkiem.
– A czyż nie lataś? – spytała Ania.
– Aniu, no proszę… – Zosia złożyła ręce jak do modlitwy.
– Dobra. Tylko jeżeli zostawisz mnie tam samą, to pożałujesz – uprzedziła Ania, wstając z kanapy.
Jeden ze starszych roczników miał wolne mieszkanie, bo rodzice wyjechali na rok do Kenii. W każdą sobotę urządzali tam imprezy. Zbierali się starsi studenci, przychodzili też młodsi, a choćby ci, którzy już skończyli studia. Dzielili się „doświadczeniem”, patrząc z góry na młodszych kolegów.
Zosia trafiła tam przypadkiem. Spotykała się ze starszakiem, który wprowadził ją do tej paczki. niedługo się rozstali, a Zosia zwróciła uwagę na Bartka. Dlatego teraz błagała Anię, żeby poszła z nią na imprezę, licząc, iż znów go spotka. Sesja w pełni, na uczelni nie ma szans.
Ania włożyła jeansy i obszerną białą koszulę, lekko wpuszczoną z jednej strony. Na jej szczupłej, wysokiej sylwetce wyglądało to stylowo. Podkreśliła oczy, rozpuściła włosy i odwróciła się od lustra do Zosi, która niecierpliwie czekała.
– No to co, czekamy na świętego Mikołaja? – spytała Ania.
– Słuchaj, a dobrze ci z takim makijażem. Wyglądasz jak tajemnicza cygańska królowa.
– Tylko umowa – jeżeli Bartka tam nie będzie, wychodzimy – postawiła warunek Ania.
– Dobra – zgodziła się Zosia bez mrugnięcia.
Drzwi otworzyła młoda kobieta w jeansach i męskiej koszuli, z papierosem w zębach i burzą nieczesanych kręconych włosów. Zmrużyła oczy od dymu, przyglądając się dziewczynom. Nie mówiąc słowa, skinęła głową w stronę pokoju. Z mieszkania dobiegała cicha muzyka i głosy.
– Nie rozbieraj się, tu się tak nie robi – szepnęła Zosia do ucha Ani, gdy ta chciała zdjąć buty. Zosia zachowywała się, jakby tu bywała codziennie, choć widać było, iż jest równie niepewna co Ania. Na środku stał stół z resztkami przekąsek, niedopite butelki wódki i taniego wina. Na kanapie siedział chłopak z dwoma dziewczynami, dwóch innych kłóciło się przy stole. Para tańczyła przy oknie – a raczej przytupywała w miejscu, bo przestrzeni było niewiele. Nikt nie zwrócił uwagi na nowe twarze. A jeżeli ktoś rzucił okiem, to zaraz tracił zainteresowanie. Co mieliby z nimi gadać?
Dziewczyny usiadły na wolnym kanapie pod ścianą. Rozległ się dzwonek i niedługo weszła ta sama kobieta w męskiej koszuli, a za nią dwóch chłopaków. Reszta powitała ich entuzjastycznie, podchodząc i ściskając dłonie. choćby tańcząca para przerwała swój „taniec”.
– O, jest! – Zosia zerwała się i podeszła do chłopaków, zagadując jednego. Ten nie okazał radości, odpowiedział coś z nudą. Drugi przyglądał się uważnie Ani. Był starszy od reszty, wysoki, wysportowany, przystojny, z inteligentnymi szarymi oczami. Ania spuściła wzrok, zakłopotana.
– Cześć. Nudzisz się? – Obok niej usiadł ów chłopak. Z bliska wydawał się jeszcze starszy. – Nie widziałem cię wcześniej. Chcesz potańczyć? – Wyciągnął do niej rękę. Jego dłoń była mocna, duża i ciepła.
Zaczęli powoli przytupywać przy oknie, gdzie wcześniej tańczyła inna para. Cicha muzyka nie przeszkadzała w rozmowie. Pytał, na jakim jest roku, jaki wydział, czy mieszka z rodzicami czy w akademiku… Co chwila do pokoju wpadali nowi ludzie. Ania uznała, iż mieszkanie, które wydawało się małe, musi mieć jakieś ukryte pokoje.
Potem podeszła Zosia i oznajmiła, iż wychodzi. Widać było, iż jest bardzo zdenerwowana.
– Ja też muszę iść – powiedziała Ania, patrząc z żalem na swojego partnera. Nie chciała odchodzić.
– Odprowadzę was – powiedział – tylko się pożegnam.
Wyszły na ulicę.
– Cham – mruknęła Zosia, mając na myśli Bartka.
Ania ledwo słyszała przyjaciółkę, myślami byłAnia westchnęła cicho, patrząc na odbijające się w kałuży światła latarni, i pomyślała, iż może niektóre historie po prostu muszą się skończyć, by zrobić miejsce dla nowych.