Jesteś mi coś winna, mamo

newsempire24.com 4 dni temu

Włada zawdzięcza mi, mamo

Włada poznała swojego przyszłego męża na ulicy. Zaspała na egzamin. Podbiegła na przystanek, ale tramwaj odjechał tuż przed jej nosem.

— No i proszę! — westchnęła, tupiąc nogą z irytacji. — Teraz na pewno się spóźnię.

— Pani dokąd potrzebuje? — obok zatrzymał się chłopak na rowerze. — Mogę panią podwieźć.

— Na rowerze? Żartuje pan? — zapytała rozdrażniona.

— A co? Lepiej niż pieszo. Albo będzie pani czekać na tramwaj? Kto wie, kiedy przyjedzie. — Patrzył na nią, oczekując odpowiedzi.

Telefonów komórkowych wtedy jeszcze nie było, automatyczne budki rzadko działały, taksówki nie dało się zatrzymać na ulicy. Co miała do stracenia?

— Przejedziemy szybciej niż tramwajem, podwórkami — przekonywał ją.

Włada zagryzła wargę, walcząc z wątpliwościami, ale czas uciekał. Podeszła do roweru i usiadła bokiem na bagażniku.

— Trzeba się mocno trzymać — powiedział chłopak i odepchnął się od krawężnika. Rower, kołysząc przednim kołem, ruszył z przystanku. Włada chciała już zeskoczyć, przestraszona, ale rower nabrał prędkości i jechał już równiej. Po dziesięciu minutach byli już pod akademikiem medycznym. Włada zeskoczyła.

— Dziękuję — powiedziała i zauważyła krople potu na skroniach chłopaka. — Ciężko było?

— Troszkę — przyznał szczerze. — Jak masz na imię? — Siedział na rowerze, opierając jedną nogą o stopień schodów. Ich twarze były teraz na jednym poziomie.

— Włada, a ty?

— Leszek. Powodzenia na egzaminie! — zawołał i odjechał.

Włada popatrzyła za nim i pośpieszyła na salę.

Kiedy podeszła do drzwi, kilku studentów już weszło do środka. Reszta opierała się plecami o ściany, wertując notatki. Włada starała się uspokoić po tej szalonej przejażdżce, skupić na egzaminie. Drzwi otworzyły się, wypuszczając roześmianego Darka Szymańskiego, który machał indeksem z dumą.

— Piątka? — spytała Włada.

— Cztery! — odpowiedział radośnie.

— Następny! — wyjrzała z sali asystentka, siedząca przy stole z kartkami egzaminacyjnymi. Jakoś dziwnie się na Władę patrzyła. — Jak jeden wyjdzie, drugi wchodzi. Nie będę wołać — powiedziała i zniknęła za drzwiami.

Studenci zawahali się. Włada wzięła głęboki wdech i weszła. Wzięła kartkę, przeczytała pierwsze pytania i od razu wiedziała, iż zna odpowiedzi.

— Numer? — spytała asystentka.

— Trzynasty.

— Weź kartkę i idź się przygotować. Kto gotów? — zapytała, spoglądając na pochylonych nad stolikami studentów.

— Ja jestem gotowa — wyrwała się Włada.

Asystentka uniosła brwi.

— Na pewno? Może lepiej…

— Na pewno — przerwała jej Włada.

Asystentka spojrzała na profesora. Ten skinął głową, i Włada podeszła do jego biurka.

— No i jak? — spytała koleżanka z roku, kiedy Włada wyszła.

— Świetnie! — ledwo powstrzymując radość, odparła.

— A komu zdawałaś?

— Profesorowi. Dziś miał dobry humor — dodała i ruszyła w stronę schodów. Jej buty dźwięcznie stukały po żeliwnych stopniach.

Władzia wybiegła z budynku i zobaczyła Leszka. Czekał na nią, a obok stał jego rower. Zeskoczyła ze schodów, ledwo dotykając stopami.

— Nie odjechałeś?

— Postanowiłem poczekać, sprawdzić, jak poszło.

— Świetnie! — uśmiechnęła się.

— Jedziemy?

— Dokąd? — zdziwiła się.

Nie miała dziś już żadnych planów, a tym bardziej nie zamierzała iść z nieznajomym chłopakiem.

— Gdzie chcesz. Możemy popływać łódką albo iść do kina. Albo po prostu pochodzić.

— Nie pracujesz?

— Mam jeszcze tydzień urlopu — odparł.

Najpierw płynęli łódką, potem wstąpili do kawiarni, a na koniec siedzieli w chłodnym kinie. Żegnając się z Leszkiem już o zmierzchu pod domem, Włada zrozumiała, iż się zakochała.

— Gdzie byłaś? Już się martwiłam. Jak zdałaś? — zapytała mama, gdy córka weszła do mieszkania. — Nie czas na harce. Spójrz, oblejesz sesję, zostaniesz bez stypendium.

— Nie obleję — obiecała.

Rok później wzięli ślub. On był starszy, już pracował. Wynajęli małą, zaniedbaną kawalerkę. Ale byli w niej szczęśliwi!

Półtora roku później ojciec Leszka zmarł na zawał, w trakcie wykładu. Był profesorem uniwersyteckim. Matka niemal oszalała z żalu. Bezsensownie włóczyła się po mieszkaniu lub leżała na łóżku, wpatrzona w sufit.

Bojąc się o jej stan, Leszek zaproponował, by Włada z nim zamieszkała, żeby jej pomóc. Oczywiście się zgodziła. Wracała z uczelni wcześniej niż Leszek, gotowała obiady, sprzątała. Kiedy wchodziła do kuchni, teściowa patrzyła na nią jak na obcą.

Włada podzieliła się obawami z mężem. Leszek zabrał matkę do szpitala. Podejrzenia się potwierdziły. Na tle żalu po stracie męża u teściowej gwałtownie rozwijała się demencja. Rok później potrącił ją samochód. Wyszła do sklepu kupić kefir, który jej mąż codziennie pił za życia. Leszek i Włada byli w pracy.

Zostali sami w dużym mieszkaniu. niedługo urodził się im syn. Tak żyli — kłócili się, godzili, wychowywali chłopca, aż nagle wszystko się rozpadło.

Włada wyczuwała, iż Leszek się od niej oddala. Coraz częściej mówił, iż ożenił się ze szczupłą dziewczyną, a teraz zmieniła się w grubą ropuchę.

— Może byś się odchudziła, poszła na siłownię? W ogóle trzeba by się ogarnąć. Zrób sobie paznokcie, zmień fryzurę…

Włada wiedziała, iż ma rację, ale i tak było przykro. Przecież on też nie wyglądał już jak dawniej, brzuch mu urósł.

— Wiesz, iż nie mogę nosić długich paznokci, przeszkadzają w pracy dentysty.

Włada się martwiła. Myślała, iż Leszek ma kogoś na boku. Ale z pracy wracał o czasie, nie wyjeżdPewnego dnia, gdy wnuk zasnął, Włada usiadła w fotelu, zamknęła oczy i uśmiechnęła się, bo zrozumiała, iż choć życie nie potoczyło się tak, jak planowała, to jednak dało jej coś cenniejszego niż wielkie miłości — spokój i miłość rodziny.

Idź do oryginalnego materiału