Jesteś biedaczka” — prychnęła teściowa, nieświadoma, iż stoi na progu mojego luksusowego pałacu

twojacena.pl 6 godzin temu

„Ty jesteś biedaczka” prychnęła teściowa, nie mając pojęcia, iż stoi na progu mojego luksusowego pałacu.
„Kamil, kochanie, powinieneś pilnować swojej żony” powiedziała sucho Teresa Bogumiła, z lodowatą wściekłością w głosie, choćby na mnie nie patrząc. Zamiast tego z przesadną uwagą przyglądała się swoim perłowym rękawiczkom, jakby to w nich tkwiła odpowiedź na wszystkie pytania świata. W końcu nie jesteśmy w jakiejś szemranej knajpie, tylko w domu naprawdę ważnych, szanowanych ludzi. Trzeba zachować klasę.
Stałam ze złączonymi za plecami rękami, żeby nie zdradzić drżenia, które przebiegało mi po palcach. Każde jej słowo było jak cios nie głośny, ale celny, jak nóż wbijany prosto w serce. Obok Kamil nerwowo odkaszlnął, poprawiając kołnierzyk koszuli, jakby nagle zdał sobie sprawę, iż stał się dwa razy ciaśniejszy niż przed chwilą.
„Mamo, no co ty znowu?” próbował złagodzić sytuację, ale głos mu zadrżał, zdradzając wewnętrzne napięcie. Alicja wszystko rozumie. Prawda?
„Rozumie?” prychnęła Teresa Bogumiła, wreszcie odrywając wzrok od rękawiczek i rzucając mi spojrzenie tak przepełnione pogardą, jakbym była niczym plama na chodniku. Na niej choćby sukienka z targowiska! Widziałam takie na wystawie, jak szłam po ziemniaki. I choćby mi do głowy nie przyszło, iż ktoś mógłby to na siebie włożyć.
Jak zwykle się nie pomyliła. Tak, sukienka była prosta. Ale nie bez powodu wybrałam ją celowo. Nie krzykliwą, nie przesadną, tylko skromną i elegancką. Bo wiedziałam: cokolwiek innego wybrałabym, wywołałoby u niej lawinę szyderstw i docinków.
Stałyśmy w przestronnym holu zalewanym światłem, gdzie każdy krok odbijał się lekkim echem, a marmurowa podłoga odbijała promienie słońca wpadające przez ogromne panoramiczne okno. Powietrze pachniało świeżością, jak po burzy, i ledwo wyczuwalnym, niemal magicznym aromatem egzotycznych kwiatów, które zdawały się unosić w powietrzu, niewidoczne, ale obecne.
„I jak w ogóle twój szef na to pozwala?” nie ustępowała teściowa, zwracając się do syna, ale wciąż patrząc na mnie, jakbym była jakimś rodzinnym skandalem, który trzeba mieć na oku. Trzymać taką pracownicę… Wy go kompromitujecie samym swoim wyglądem.
Kamil już otworzył usta, żeby mnie bronić, ale ledwo dostrzegalnie potrząsnęłam głową. Nie teraz. Nie tutaj. Nie z nią.
Zamiast tego zrobiłam krok naprzód, przerywając ciężką ciszę, która zawisła między nami jak mgła nad Wisłą. Moje obcasy delikatnie stuknęły o idealnie gładką podłogę, jakby bały się naruszyć harmonię tego miejsca.
„Może przejdziemy do salonu?” zaproponowałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, niemal uprzejmie. Pewnie już na nas czekają.
Teresa Bogumiła niechętnie ściągnęła usta, ale poszła za mną, zachowując się, jakby robiła nam wielką łaskę. Kamil szedł z tyłu jak szkolny urwis złapany na paleniu za boiskiem.
Salon okazał się jeszcze bardziej imponujący niż hol. Ogromna biała kanapa, futurystyczne krzesełka, szklany stół, na którym stała waza ze świeżo ściętymi liliami ich zapach roznosił się w powietrzu jak delikatny akord symfonii.
Jedna ze ścian była całkowicie przeszklona, ukazując zapierający dech w piersiach widok na idealnie zadbany ogród z równo przystrzyżonym trawnikiem, krystalicznie czystym stawem i wijącymi się kamiennymi ścieżkami.
„No proszę” przeciągnęła Teresa Bogumiła, przesuwając palcem po oparciu krzesła z miną surowego krytyka. Widać, iż niektórzy umieją żyć. Nie to co inni. Całe życie w kredytowej kawalerce wegetować.
Rzuciła na syna wymowne spojrzenie. To był jej ulubiony uraz cios prosto w serce, mający przypomnieć, iż zasługuje na więcej niż skromną posadę i mieszkanie na wynajem. A winna, jak zawsze, byłam ja.
„Mamo, przecież się umawialiśmy” powiedział zmęczonym głosem Kamil, czując narastające napięcie.
„A co ja takiego powiedziałam?” wyzywająco uniosła brew teściowa. Po prostu stwierdzam fakt. Jedni budują takie pałace, a inni choćby rodziny utrzymać nie potrafią.
Gwałtownie odwróciła się do mnie, a w jej oczach błysnęło coś zimnego, niemal zwierzęcego.
„Mężczyzna potrzebuje kobiety, która go ciągnie w górę, a nie wiesza się u szyi jak kamień. Takiej, która sama coś znaczy. A ty?” obrzuciła mnie wzrokiem od stóp do głów. Ty jesteś biedaczka. I z charakteru, i z ducha. I mojego syna ciągniesz na samo dno.
Powiedziała to cicho, niemal zwyczajnie, ale każde słowo wbijało się w skórę jak lodowe igły. Kamil zbladł i zrobił krok w moję stronę, ale zatrzymałam go lekkim ruchem dłoni.
Tylko na nią patrzyłam. Prost

Idź do oryginalnego materiału