Nośnik był czymś więcej niż tylko historią — to było życie Małgorzaty, opowiedziane w kadrach filmu.
Ewa przez ponad godzinę woziła swoją córkę po wieczornym Poznaniu. Wstąpiły do kilku sklepów — nie po to, by coś kupić, ale by poczuć się jak zwyczajna rodzina. Kupiły tylko lody i sok. Potem usiadły na ławce pod blokiem, pod kwitnącą jabłonią. Małgorzata uwielbiała te spacery i wcale nie spieszyła się do domu — wydawało jej się, iż tu, pod otwartym niebem, jest choć trochę bliżej wolności.
Nagle pod blok podjechał samochód z napisem „FILM”. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna, rozejrzał się po podwórku i, uśmiechając się, podszedł do nich. Stanął tuż przed Małgorzatą:
— Ty jesteś Małgorzata?
— Tak… — odpowiedziała zdezorientowana dziewczynka.
— Przyszedłem do ciebie.
— Do mnie? — powtórzyła, a serce zaczęło bić szybciej.
— Chcesz zagrać w filmie?
Małgorzata spojrzała na mamę, potem na nieznajomego, a w jej głosie pojawił się żal:
— Po co pan żartuje?
— Nie żartuję. Nazywam się Krzysztof, jestem reżyserem. Szukamy głównej bohaterki. Ty jesteś idealna.
Ewa początkowo nie uwierzyła, ale widząc, jak oczy córki zapłonęły, jak na jej twarzy pojawiła się prawdziwa nadzieja, tylko skinęła głową:
— jeżeli nie kpicie, to spróbujmy.
I tak trafili na plan filmowy. Małgorzatę wjechali na środek hali — jaskrawe światła, kamery, pustka. Nagle pojawił się chłopak — wysoki, czarujący, z uśmiechem jak z ekranu:
— Cześć. Jestem Jakub. W filmie gram twojego partnera. A ty jesteś Alicja.
Małgorzata nic nie odpowiedziała. Nie mogła uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Nie była aktorką — tylko dziewczyną na wózku, którą nagle postanowiono uczynić częścią historii.
Rozpoczęły się zdjęcia. Uczyli ją, opowiadali, prowadzili. Najpierw sceny z rodzicami, potem — z Jakubem. Scena po scenie, słowo po słowie, ale najważniejsze było to, iż Małgorzata nie grała. Żyła. Płakała, gdy porzucano ją w scenariuszu, śmiała się, gdy bohater żartował. A gdy Jakub brał ją na ręce i patrzył w oczy — serce waliło jak oszalałe. To nie był tylko film. To było jej życie, tyle iż w kadrze.
Krzysztof, reżyser, nie posiadał się z zachwytu. Mówił:
— Jesteś prawdziwa. Jesteś moją Alicją. Nie grasz, tylko oddychasz tym.
Rozkwitała jak kwiat. Każdy dzień miał sens. Pierwszy pocałunek — na ekranie, ale wiedziała: dla niej był prawdziwy. choćby gdy w trudnych scenach korzystali z dublerki — skoki do wody, podnoszenie — Małgorzata się nie złościła. Bo jej dusza była w kadrze.
Mijały tygodnie. Zdjęcia się skończyły. Wszyscy rozjechali się. Małgorzata znów znalazła się na swoim podwórku, pod tą samą jabłonią. Ale teraz miała swoje imię w napisach. Doświadczenie. I serce pełne wrażeń.
Ewa z dumą mówiła:
— Wyobraź sobie, w dwa miesiące zarobiłaś prawie pół miliona złotych. Kupimy, co tylko zechcesz.
— Nie jestem księżniczką, mamo… — Małgorzata smutno spojrzała na swoje nogi.
— Ale nią byłaś. I jeszcze będziesz.
I nagle znów — samochód. Taksówka. Wysiadł z niej Jakub. Z bukietem. Prawdziwym. Bez kamer. Bez scenariusza.
— To dla mnie? — wyszeptała.
— Dla ciebie, Małgorzata. Chcę być z tobą. Naprawdę. Bez filmu.
…A gdzieś w gabinecie znajomego lekarza Krzysztof nalewał do kieliszków i mówił:
— Dziękuję ci za Małgorzatę. Zmieniła nie tylko film, ale i mnie.
— Cieszę się, iż mogłem pomóc — uśmiechnął się lekarz. — Po co przyszedłeś?
— W sequelu Alicja musi wstać z wózka.
— Ile mamy czasu?
— Dwa lata.
— Damy radę.
I w tej chwili los pisał nowy scenariusz — nie na papierze, ale w życiu Małgorzaty, która przestała być tylko dziewczyną na wózku, a stała się główną bohaterką własnego filmu.