Jestem panią swojego domu: dlaczego mam dość wizyt mojej teściowej

twojacena.pl 5 godzin temu

Ja tu rządzę, nie pani!: Dlaczego moja teściowa doprowadza mnie do białej gorączki

Za każdym razem, gdy się zjawia, wygląda to jak tornado, po którym zostaje tylko pobojowisko. I potrzebuję całego tygodnia, żeby dojść do siebie. Nie, to nie przesada. Moja teściowa jest święcie przekonana, iż tylko jej zdanie się liczy, a jej metody to jedyne słuszne. Każda jej wizyta zamienia nasz dom w pole bitwy. A najlepsze? Wymaga podziękowań za te ułatwienia.

Wszystko zaczęło się, gdy z mężem wprowadziliśmy się do mieszkania po babci w Krakowie. Było stare, wymagało remontu, ale włożyliśmy w nie całe serce: nowe okna, tapety, meble i sprzęt AGD. Gdy wreszcie zaczęło przypominać przytulne gniazdko, gdzie każdy szczegół odzwierciedlał nasz gust, teściowa zjawiła się bez zapowiedzi.

Próbowaliśmy delikatnie odwieść ją od pomysłu: Jeszcze pełno tu bałaganu, kurzu, to nie jest dobry czas na gości. Nic nie dało rady. Wsiadła w pociąg i stawiła się z walizką w dłoni. Już pierwszego dnia sprawiła nam niespodziankę. Kupiła o Boże tapetę w wielkie kwiaty, jak z filmów lat 90., i samodzielnie ją przykleiła na ścianie w salonie. Bez pytania! A my przecież mieliśmy zacząć od łazienki, wszystko było zaplanowane krok po kroku. Ona postanowiła rzucić nam kłody pod nogi.

Gdy wróciliśmy z pracy, oniemieliśmy na ten widok Mało nie padłam. Mąż spędził wieczór, uspokajając mnie, a teściowa nazajutrz wypomniała mi niewdzięczność. Zrobiłam to dla was, a ty się jeszcze krzywisz? Odjechała obrażona. Mąż musiał wszystko poprawić, a tapetę choćby udało się wymienić.

Można by pomyśleć, iż teraz zrozumie. Ale gdzie tam! Gdy tylko skończyliśmy remont, wróciła. Tym razem nie podobało jej się, jak układamy rzeczy. Wysypała zawartość naszej szafy na podłogę, żeby poskładać wszystko porządnie. Gdy dotarła do mojej bielizny, osłupiałam. Jeszcze miała czelność pouczać mnie:

Koronki to takie wulgarne. Bawełna w zupełności wystarczy!

Omal nie wybuchłam: A może od razu kupi mi pani majtki? Tylko niech będą workowate, żebym się w nich topiła! Ugryzłam się jednak w język. Gdy tylko wyszła, poukładałam wszystko po swojemu. Błagałam męża, żeby z nią porozmawiał. Próbował bez skutku.

Kolejne wizyty były równie wyczerpujące. Źle złożone ręczniki, toksyczne pieluchy wyrzucone do śmieci Nie pozwolę, żeby mój wnuczek truł się taką chemią! Raz naprawdę je wyrzuciła, a mąż musiał ją wyprowadzić, zanim eksplodowałam.

Możecie pomyśleć, iż jej nienawidzę. Wcale nie. Z daleka to wspaniała kobieta: pomocna, troskliwa, zawsze gotowa dać dobrą radę. Ale gdy tylko przekroczy nasz próg, koniec. Przestaję czuć się u siebie. To ja jestem gościem we własnym domu.

Rozmowy nic nie dają. choćby jej własny syn nie potrafi się z nią dogadać. Wszelkie uwagi ignoruje. W jej oczach jestem beznadziejną gospodynią, bo nie zmywam naczyń tak jak ona albo nie układam ręczników kolorami. Mam dość. Nie chcę kłótni ani psucia relacji. Ale nie mogę już tolerować tej ingerencji.

Jak jej wytłumaczyć, iż tworzymy odrębną rodzinę, z własnymi zasadami, i iż nie ma prawa narzucać swoich rozwiązań, choćby dla naszego dobra? Jak postawić granice, nie niszcząc wszystkiego? Sam już nie wiem

Idź do oryginalnego materiału