„Jestem na treningu” – powiedział mąż i zapomniał wyłączyć telefon. Jego niedopatrzenie odmieniło trzy losy

przytulnosc.pl 2 godzin temu

„Odwróć nóż na bok” – matka Oli, nie czekając na natychmiastowe wykonanie rozkazu, gwałtownie poruszyła ręką, rozlewając przy tym połowę filiżanki herbaty i skierowała nóż ostrzem w stronę okna.

Tatiana była taka przez całe życie.

Autorytarna, ostra w słowach i ruchach.

Wszelkie jej polecenia członkowie rodziny, włącznie z Olą, musieli wykonywać natychmiast.

Sprzeciw, a tym bardziej nie wykonanie polecenia, było przez Tatianę postrzegane jako bunt.

„Lepiej nie kłócić się z mamą, i tak będzie po jej myśli” – uczył Olę mądrości przetrwania w ich rodzinie ojciec.

Ola choćby się nie kłóciła. Ale w starszych klasach zaczęły ją dziwić, a choćby irytować niektóre rzeczy, na które w dzieciństwie nie zwracała uwagi.

„Do czego to wszystko?” – przeglądała rodzinną kuchnię, porównując ją z lakonicznym, ale przytulnym pomieszczeniem u przyjaciółki Weroniki. „Po co te niezliczone szmatki i ręczniki na kaloryferze, na stole, wiszące na uchwycie płyty… A ręczniki? Po co sześć sztuk w użyciu, gdy wystarczy jeden-dwa?”

Ola zebrała wszystko w kupkę, przeprała i zostawiła tylko minimum.

„Co to jest?!” – nastąpiła reakcja mamy tego samego wieczoru. „Nie ma żadnej szmatki pod ręką!”

Następnego dnia cała kuchnia została ponownie zasłonięta szmatkami i ręcznikami.

Tylko teraz Ola w pełni zrozumiała słowa ojca i pogodziła się.

„W końcu kiedyś będę żyła własnym życiem i będzie ono takie, jak chcę. Będę żyła koniecznie tak, jak mi wygodnie, a nie mamie” – marzyła dziewczynka Ola.
***
Własne życie Oli zaczęło się po ukończeniu studiów.

To właśnie wtedy pierwszy przystojniak z ich roku, Sławek, z którym Ola spotykała się przez całe pół roku, zrobił jej oświadczyny.

Po ślubie trochę włóczyli się po wynajmowanych mieszkaniach.

I w każdym z nich Ola wprowadzała przytulność tak, jak ona to rozumiała. Jednak i tutaj gusta właściciela mieszkania ograniczały jej marzenia.

„Oszczędzimy na własne mieszkanie… I wtedy…” – myślała Ola.

Jednak własne mieszkanie pojawiło się u pary niespodziewanie szybko.

„Hurra!!!” – wrócił z pracy Sławek.

Ola, patrząc w błyszczące oczy męża, niezgrabnie – jakby miała zaraz urodzić – wydała coś na kształt wrzasku i niepewnie zamarła.

„Tram-ta-ra-ram!!!!” – błyszczał Sławek. „Teraz mamy z tobą własną… własną… zgadnij na trzy co?”

„Samochód?! Czy ojciec w końcu oddał?” – Ola nie wątpiła, iż to właśnie spełnione dawne obietnice teścia wywołały tak wściekłą euforia Sławka.

„To nie to!”

„A co wtedy?” – zdezorientowała się kobieta i ponuro przypuszczała. „Czy to działka? Tak to teraz nie do czego…”

„Znowu nie trafiono! Weź coś lepszego!” – błyszczał Sławek.

„No-noo… Nie wiem, co jeszcze może być lepsze?”

„Mieszkanie!!! Teraz mamy własne mieszkanie! Wyobraź sobie? Moja babcia, która niedawno zmarła, zaaranżowała…. Nie dla syna, czyli mojego ojca, ani dla córki – mojej cioci, zostawiła mieszkanie, a na mnie, jednego, spisała testament. Tak więc dwu-pokojowe mieszkanie w stylu stalinki jest teraz nasze.”

„Wow!!!” – Ola, zapominając o ogromnym brzuchu, z euforią wskoczyła na Sławka w objęcia.
***
Prawie trzydzieści lat minęło jak jeden moment.

Wszystko w życiu Oli układało się dobrze. W każdym razie, nie gorzej niż u innych.

Codzienność, troska o rosnące dzieci pochłaniały cały czas, który pozostał kobiecie po pracy.

Nigdy wcześniej nie zastanawiała się nad tym, co tak, a co nie tak w jej życiu.

Wszyscy byli nakarmieni, ubrani, obuwani, w domu było przytulnie i czysto, a wieczorami jeszcze było wesoło.

Na kolacji zbierali się na kuchni i każdy dzielił się swoimi wrażeniami po przeżytym dniu.

W pracy Oli również wszystko było wspaniałe – przyjazny kobiecy zespół, na zaskoczenie, spójny i bezkonfliktowy.

Ola uważała, iż to zasługa ich ukochanej szefowej – Anastasii, która „przesiewała” każdego nowego kandydata przede wszystkim pod kątem charakteru, a dopiero potem pod kątem profesjonalizmu.

„Miałam na myśli powiedzenie, iż ‘dobry człowiek to nie zawód’” – mówiła, – „Zawodu można się nauczyć, a gnilę z człowieka nie da się wycierać…”

Tak więc zespół się skompletował – wszystkie kobiety w różnym wieku, ale jedna do drugiej – serdeczne, nie zazdrosne i nie lubiące oczerniać innych za ich plecami.

Szczególnie blisko zżyła się Ola z Iriną.

Od pierwszej minuty poznania obie kobiety czuły się jak rodzeństwo – bliźniaczki, nie zważając na to, iż Ola była starsza od Iriny aż o dziewięć lat.

Kobiety ciepło i szczerze rozmawiały, nie zauważając tej różnicy wieku.

A niedługo zaprzyjaźniły się ich rodziny, chociaż kapryśny mąż Iriny w ogóle nie podobał się Oli.

„No, koniec. Mam już dość. Znowu moja kolejna suka się pojawiła… Dziś spakuję mu walizki” – narzekała kiedyś Irina.

A Ola z sympatią objęła przyjaciółkę.

U niej samej, tchu-tchu-tchu… w relacjach wszystko było stabilne i choćby przewidywalne.

Prawda, po tym jak syn wyjechał studiować do innego miasta i tam pozostał, a córka wyszła za wojskowego i teraz żyje na walizkach, tęskniła.

Ale niedługo życie nabrało rytmu.

„W końcu będę mogła żyć tak, jak chcę, a nie tak, jak muszą wszyscy wokół” – postanowiła i zaczęła planować wielki super-remont w mieszkaniu.

Ale wtedy niespodziewanie zbuntował się mąż.

„Nie rozumiem… Czym ci nie odpowiada stara meble?” – mruknął podczas kolacji, gdy Ola podała mu szkice z wbudowanymi szafami pod sufit, punktowym oświetleniem i… najważniejsze… brakiem drzwi między pomieszczeniami, zastąpionych przez arkadowe otwory… „Wszystko solidne. Wszystko kompletne. Po co wyrzucać dobre rzeczy, żeby zamienić je na drogie, przepraszam, gówno?! A te lampy… Dzisiaj są w modzie, a jutro już inne…”

„Sławek, cała ta meble i styl moralnie się zestarzały… Twoja babcia je jeszcze kupowała w zeszłym wieku… A moja marzenie… Chcę wracać z pracy do jasnego, nowoczesnego mieszkania, jak na przykład u Iriny… Nawiasem mówiąc, ona w końcu złożyła rozwód…”

„No dobrze – mam na myśli twoją Irinę. To już nic nie da…” – rzucił Sławek i wrócił do tematu remontu. „Więc przerabiaj swoje szkice… Wybieraj nowe tapety, sprawdź inną sanitarię… No i… kanapę można wymienić… Ale na tym wszystko.”

Ola zrozpaczona westchnęła i uśmiechnęła się.

„No dobrze…” – zdecydowała. „Trzeba umieć znajdować kompromisowe rozwiązania. I w końcu umieć ustawiać priorytety. W końcu dla mnie ważniejsza jest atmosfera w domu, a nie jakieś białe, nowoczesne szafy w sufit.”
***
Jedynie atmosfera w domu zaczęła się powoli psuć. Ola nie zauważyła tego od razu.

Bo wcześniej oni z Sławkiem mieli okresy chłodzenia, które niedługo zmieniały się na namiętne fazy. Cóż, to jest w każdym związku.

I dlatego przez długi okres, kiedy Sławek mruczał, narzekał, a czasem całkowicie zamykał się, wracając później niż zwykle z pracy, Ola początkowo nie zwróciła na to uwagi.

Ale pewnego dnia mąż przybył nie o ósmej lub dziewiątej wieczorem, jak zwykle ostatnio około trzech razy w tygodniu, ale bliżej północy.

„I co? Czy wciąż był na siłowni?” – Ola przypomniała sobie, iż dziś Sławek zapowiedział wieczorny trening jako usprawiedliwienie swojej spóźnienia.

„Oczywiście, iż nie. A ja co? Mam za każdy godzinę raportować? No, się spóźniłem… posiedzieliśmy z facetami po treningu… pogadaliśmy… Jaki problem? Poszłaby spać, a nie wywęszyła przy progu.”

Ola rozpłakała się z powodu niespodziewanej brutalnej odpowiedzi.

Rano mąż przeprosił, usprawiedliwiając swoje zachowanie paskudnym nastrojem. Ola wybaczyła, ale… reszta wątpliwości pozostała w jej duszy.

Od tego dnia Ola zaczęła zauważać różne drobiazgi, z których niektóre bezpośrednio krzyczały o zdradzie męża.

To właśnie dlatego okres chłodzenia tak się przedłużył i nie nastała namiętna, słodka faza.

„No dobrze. Mam już dość.” – podzieliła się z Iriną. „Na pewno ma inną. Stał się zimny i zły. A u mnie wszystko się wali z rąk.”

„Ha-ha-ha… A pamiętasz, jak mówiłam ci te same słowa o swoim?”

„Pamiętam… I nic śmiesznego…” – Ola zmarszczyła brwi.

„Dokładnie, co jest śmieszne. A pamiętasz co potem zrobiłam? Zgadza się! Rozwiodłam się z tym draniem… A co teraz?”

„A co teraz?”

„A więc! Teraz żałuję, iż tego wcześniej nie zrobiłam! Czuję się świetnie… Dużo lepiej niż będąc w małżeństwie. A mężetki… Mam ich, wiesz, zarówno dla spraw, jak i dla ciała.”

„Myślisz o rozwodzie?”

„Nic nie myślę. Po prostu podałam przykład. A tak adekwatnie każdy sam wybiera swój los. Ale na podstawie tego, co opowiedziałaś, na pewno Sławek ci rogi nakłada.”
***
Ola zastanowiła się – straszne było niszczenie życia, tym bardziej, iż już nie była młodą dziewczyną.

Irine miało trochę ponad czterdzieści i męża zostawiła już trzy lata temu.

Tak więc dobrze jej rozmyślać.

Ona jeszcze i w pełni będzie mogła wyjść za mąż. A Ola – kochana mama! – wkroczyła w sześćdziesiąt… I jak w tym wieku się rozwodzić? Z ojcem swoich dzieci, tym bardziej.

Cały dzień te myśli krążyły w głowie kobiety, jak bielizna w bębnie pralki.

Jedną stroną pokręcała – wydawało się, iż tak. Drugą – inaczej. I więc Ola nie mogła podjąć decyzji.

Nie wiedziała, iż bardzo wkrótce, dosłownie tego samego wieczoru, życie samo podjęło decyzję za nią.

„Ola… Jestem na siłowni… Nie trać…” – zadzwonił wieczorem, nie wchodząc do domu z pracy, Sławek.

„Dobrze” – zmęczona powiedziała Ola i zastanowiła się – jakże jej już dolegało słuchanie kłamstw i udawanie, iż nic się nie dzieje.

Ale w tym momencie ponownie usłyszała głos męża, tylko iż mówił już do kogoś innego, zapominając wyłączyć dzwonek.

„No dobrze… Mamy kilka, trzech godzin do dyspozycji, odpuszczam się, ha-ha…”

„A ona dzisiaj ze mną dzieliła się, mówiła, iż czuje, iż mi zdradzasz…” – Ola z przerażeniem usłyszała głos Iriny. „No i coś tam, iż myśli o złożeniu rozwodu… Więc bądź przygotowany…”

Ola drżącą ręką mocno przycisnęła słuchawkę do ucha, by usłyszeć oddalające się głosy.

„Tak jestem gotowa… Niech składa. Ja sama już byłam gotowa zaproponować jej rozstanie. Nasze relacje wyczerpały się. Wychowaliśmy dzieci i, jakby życie się skończyło. A ja jeszcze tak bardzo chcę żyć! Więc myślę… Niech ona do swojej matki odchodzi, a ja w swoim mieszkaniu zostanę… Polecimy razem na wakacje, wrócę i od razu złożę rozwód.”

„No dobrze. Życie jest jedno. Rozwodzisz się i w końcu my z tobą będziemy mogli żyć normalnie, nie ukrywać się i nie udawać.”

Przyjaciółka jeszcze coś mówiła, a Sławek odpowiadał, ale Ola nie mogła zrozumieć ani słowa, choćby przyciskając słuchawkę – widocznie wyszli do innego pokoju, a telefon zostawili.

Poza tym, i tak wszystko było jasne.

Ból głowy się pojawił i Ola, zakopana w poduszkę, postanowiła popłakać.

Ale ku swojemu zaskoczeniu zrozumiała, iż nie chce płakać.

Dziwna sprawa – brutalna prawda, przeciwnie, jakby zrzucono na nią ogromny plecak.

Ola nagle zrozumiała, iż jej stan teraz jest bliski szczęścia.

Ona pierwszy raz w całym swoim życiu poczuła się całkowicie wolna od wszelkich osobistych zobowiązań.

Dzieci dorosłe – mają własne życie.

Mama, chociaż stara, ale na razie nie potrzebuje jej opieki.

A mąż? Można uznać, iż od dzisiejszego wieczoru nie ma już męża.

Przyjaciółka? No właśnie! To było najbardziej bolesne. Jednak jej strata oznaczała jeszcze jedną porcję wolności dla Oli. W końcu w relacjach z Iriną Ola zawsze kompromisowała. A czasem musiała choćby zrobić krok w tył dla przyjaźni.

I kobieta zasnęła z lekkim sercem, mając na myśli: „A co robić dalej, pomyślę o tym jutro.”
***
„Dziś wieczorem lecę w delegację na dziesięć dni” – powiedziała rano Ola.

„Mhm…” – Ola pokroiła ser i starała się nie spotkać wzrokiem z mężem, żeby nie wyjawić, iż wie, dokąd i z kim leci mąż. Ale tak chciała się wyżalić, mówiąc: „Nie zapomnij swoich kąpielówek i kremu przeciwsłonecznego.”

„Ale… za wcześnie… za wcześnie… nie mogę się wyjawić… Niech leci… Lecą z powodu mojej najlepszej…. A ja w międzyczasie coś wymyślę… On myśli, iż skoro otrzymał mieszkanie w spadku, to mnie można wyrzucić na ulicę? A jednak nie… Zatrudnię najlepszego adwokata…”
***
Przeglądając samochód odwożący męża na „delegację”, Ola jeszcze raz poczuła ulgę i rozpoczęła intensywną działalność.

Pierwszy krok przyniósł jej rozczarowanie – okazało się, iż mieszkanie, w którym Ola mieszkała całe życie i które tak i nie stało się jej wymarzonym (a nie bez powodu, widocznie!) nie będzie mogła wywalczyć. Ani kawałka z niego, mimo iż była w nim zameldowana.

„Mąż usunie cię z rejestracji i łatwo wyrzuci sądem zaraz po rozwodzie” – prawnik pokręcił ramionami. „Nie mogę nic w tym zakresie pomóc. Chyba iż można podzielić zakupione w czasie małżeństwa meble, sprzęt…”
***
„Nie… Nie poddam się… Wymyślę coś…” – namawiała się Ola, chcąc zemścić się na zdrajcy tak, by on nocami drżał, wspominając swój obrzydliwy czyn. „Myśl, Ola… Myśl…”

Widząc te dokumenty, kobieta nie od razu zrozumiała, jaki prezent los wręczył jej w ręce. A kiedy zrozumiała, prawie podskoczyła do sufitu.

„Oto jest! Człowiek zdolny do kłamstwa zawsze kłamie, gdy mu to się opłaca…” – pierwszym impulsem Oli było zadzwonienie do współwłaściciela małego biznesu męża i opowiedzenie mu wszystkiego.

Biznesem mąż i jego kolega zajęli się niedawno.

Najpierw próbowali otworzyć własny biznes, nie rzucając głównej pracy, a teraz już od ośmiu lat oboje zrezygnowali, zajmując się rozwojem biznesu.

Tak więc, sądząc po dokumentach, Sławek poważnie oszukiwał swojego partnera, ukrywając znaczną część dochodów.

To znaczy, w pewnym momencie zysk nagle gwałtownie wzrósł, a Sławek uczynił ten moment bardzo płynnym, wkładając sobie do kieszeni… m-m-m-m…. według skromnych obliczeń Oli – około trzydziestu milionów.

„A dokąd je wziął?” – od razu pomyślała. „Czy przygotował alternatywną bazę do życia z młodą żoną?”

Tutaj też Ola przypomniała sobie o nowym pierścionku, który niedawno pojawił się u przyjaciółki i telefonie najnowszego modelu.

„Zwinęła Gerę…” – powiedziała Irina wtedy, chytrze się uśmiechając.

„No i zadzwonię… No i oddam Sławkowi w całości… Na pewno, bo wszystkie płatności można sprawdzić wstecznie… A ja co z tego? – zatrzymała się Ola. „Lepiej będę go szantażować tymi dokumentami, mówiąc, iż oddam przyjacielowi, jeżeli na przykład nie zostawi mi mieszkania.”

Ola pojechała do matki, gdzie schowała kompromitację w dalekim kącie na antresolach.

Ale w nocy nie mogła zasnąć – kręciła się na boku, aż zrozumiała, iż nie będzie mogła tak postąpić. choćby dla mieszkania.

„A więc jak mam być lepsza od Iriny? Będę współuczestniczyć w jego oszustwie dla własnych interesów.” – buntowała się jej sumienie.

„A przynajmniej będę mieszkać w swoim mieszkaniu. Remont zrobię według swojego gustu, rozstawię kwiaty… I moja dusza będzie odpoczywać…” – opierała się drobna, zachłanna strona jej natury.

„A moja dusza nie będzie odpoczywać z takim ciężarem… I poza tym szantażyści źle kończą…” – tłumiła czysta część.

Rano Ola nie zastanawiała się, zadzwoniła do partnera Sławka i umówiła się na spotkanie.
***
„Odstaw… Jak ty jesteś lepsza od mojej Oli? Jeszcze nie zdążyliśmy ustalić relacji, a ty już prawa łamiesz!” – zgruchał Sławek, gdy Irina żądała, aby dokładnie określił terminy swojego rozwodu z żoną. „I w ogóle, ja wciąż nie jestem gotowy na rozwód…”

Tam jeszcze, na morzu, on, swoim rdzeniem, poczuł, iż żona coś podejrzewała.

Wydawało się, iż rozmawiała z nim przez telefon, jakby nic się nie działo. Ale było w jej głosie coś takiego…. Co sprawiło, iż u Sławka zimny dreszcz przeszedł po kręgosłupie.

I wtedy postanowił, iż nie warto się spieszyć z rozwodem. Trzeba się przygotować, oczyścić wszystkie sprawy, żeby… żadne ekscesy nie doszły do skutku.

A na kogo w ogóle się rozwodzić?

„Dla tej ważki Iriny? Ona myśli, iż skoro ma czterdzieści dwa, a mu pięćdziesiąt dwa, to można z niego zwodzić?”

„Aha… Jakże nie!”

„Co?!! Czy to oznacza, iż wszystko to źle znosiłam?! Myślisz, iż łatwo czuję się jak zdrajczyni wobec przyjaciółki? Tym bardziej wobec takiej jak Ola! Ona jest prawie święta! Ale poszłam na wszystko dla naszych relacji. A ty…”

„Och, ale nie trzeba udawać z siebie ofiarę. Nikt cię nie zmuszał spać z mężem świętej przyjaciółki. Jasne? Więc weźmy sobie na razie przerwę, maleńka…”

„No i idź sobie z tą przerwą… Myślisz, iż kupił pierścionek i telefon, żebym znosiła twoje obrażenia? Wszystko. Żadnych przerw. Kropka.”

„No i świetnie.” – zasmętniał Sławek.
***
„Hej… Misia…. A oto ja…. Tęskniłem…” – Sławek dlaczegoś krzyczał w pustkę, choć od razu zrozumiał, iż w mieszkaniu nikogo nie ma, jak tylko przekroczył próg.

Nie zdejmując butów, rzucił się do szaf – puste wieszaki zamiast ubrań żony powiedziały mu o wszystkim.

„Kurczę… Czyli dowiedziała się! Ale nic… Udam… Zerweszę… Nigdzie ona nie ucieknie… W końcu tyle lat razem. Dzieci… A i w ogóle…” – Sławek zagubiony błąkał się po nagle pustym i nieprzytulnym mieszkaniu i nagle zobaczył dwa koperty na stoliku kawowym.

Obie z sądu…

Pierwsze wezwanie zapraszało go na rozwód. No dobrze… Poradzi sobie z tym. Nie jest straszne.

Rozdarł drugi kopertę i przeczytał wezwanie do sądu, gdzie wywoływano go jako pozwanego.

Natomiast powodem był jego były kolega, a teraz partner biznesowy, który domagał się zwrotu trzydziestu milionów złotych na konto ich przedsiębiorstwa, uważając je za nieuzasadnione wzbogacenie.

W wezwaniu do sądu również proponowano przedstawienie wszystkich posiadanych przez niego dowodów w sprawie.

„O co tu chodzi?!”, – zawołał mężczyzna i rzucił się do szuflady, gdzie przechowywał swoje dokumenty.

Przeszukał wszystko i, nie znajdując potrzebnych dokumentów, zrozumiał, iż wpadł. I iż „święta” Ola zdradziła go kompletnie.

„O cholera…” – taka przeklęta! No kto piłuje cholerną gałąź, na której siedzi?! – przeklął i zaczął gorączkowo przemyślać, jak udowodnić swoją niewinność w wycofaniu pieniędzy ze wspólnego biznesu.

Nie zdołał nic wymyślić i sąd całkowicie uwzględnił pozew partnera, przyznając między innymi odszkodowanie za moralne szkody.

I oczekiwane, kolega zerwał z nim partnerstwo, poprzez sąd dzieląc aktywa. Po wszystkim Sławek został prawie na niczym.

„Nic… Nic… Podniosę się… Albo znajdę pracę… jeżeli byłby kark, zaraz się znajdzie…” – myślał. „Najważniejsze, teraz odzyskać Olgę.”
***
Żona przeprowadziła się do matki i zgodziła się spotkać z nim na neutralnym terenie.

Sławek był zaskoczony zmianami, które zaszły w kobiecie w ciągu miesiąca.

Wydawało się, iż nie stała się młodsza, ale coś takiego w niej się pojawiło, co sprawiało, iż była młoda. I tylko pod koniec rozmowy udało mu się zrozumieć, co to było.

Ola rozprostowała ramiona, z jej spojrzenia zniknęło wyrażenie uległości i wieczne, jakby łaknące poddaństwa, mówiące: „Nie będę wam się sprzeciwiać… Ja jakoś… Tylko byście byli wszyscy dobrze…” To wyrażał jej spojrzenie.

Kiedyś. Ale nie teraz. Teraz na niego patrzyła pewna siebie kobieta, wiedząca swoją wartość i… szczęśliwa.

„Ola. Przyszedłem prosić cię o wybaczenie. Tak, popełniłem błąd. Ale nie jestem pierwszy ani ostatni. Wybacz. Wróćmy. Przysięgam ci, iż nigdy…”

„Dość. Po pierwsze, twoje przysięgi dla mnie nic nie znaczą. Nie wierzę w nie. A po drugie, jestem ci choćby wdzięczna za to, iż tylko teraz, po wszystkim, co się stało, czuję się absolutnie szczęśliwa. Poszłam do psychoterapeuty, który oczyścił mi mózg i teraz całkowicie zmieniłam swoje postrzeganie życia.”

„Ale, Ola… Obiecuję ci, iż będziesz jeszcze szczęśliwsza, jeżeli wrócisz do mnie… Ja też zmieniłam swoje postrzeganie życia… Daj się…”

Ola wstała i złożyła szyderczy uśmiech na męża, ruchem dłoni zmuszając go do milczenia.

„Nie. I przestań sypać słowami, które, powtarzam, nic dla mnie nie znaczą. Nie zamierzam nawiązywać żadnych relacji. Moja mama ma ponad osiemdziesiąt lat. Ona już nie chodzi. Będę się nią opiekować… Będę mieszkać wśród jej serwetek i koronkowych zasłon… Wypełnię swój obowiązek. A potem… zrobię z jej mieszkania mieszkanie moich marzeń i będę żyć tak, jak chcę!” – Ola obróciła się i wyszła – poleciała do swojej marzenia.

Sławek, podejmując jeszcze kilka prób, odpuścił.

On zaplątał się z jakąś nieprzyjemną i nie lubianą kobietą, przestał dbać o siebie, zbryl się i chodzi teraz rano do pracy w oczekiwaniu na emeryturę.

Irinka, wracając po urlopie do pracy, rumieniąc się i sięgając, poprosiła o wybaczenie bylej przyjaciółki i choćby zaproponowała zapomnieć o wszystkim i wrócić do przyjaźni, jak wcześniej.

„Przyjaźnić się? O czym ty mówisz?” – Ola uśmiechnęła się szyderczo.

Ona odpracowywała ostatni dzień, ponieważ jej mama zaczęła słabnąć i kobieta znalazła sobie pracę zdalną.

A przez pół roku Tatiana opuściła ten świat, a jeszcze przez pół roku Ola w końcu kupiła materiały i zamówiła meble do wielkiego remontu mieszkania.

„No to…” – myślała. „Dopieczę się jeszcze, żeby zamieszkać w domu swoich marzeń.”

Irina, po czterdziestu pięciu latach, z jakiegoś powodu nie zamieniła się w „jagodkę”.

Przeciwnie, zaczęła fascynować się odchudzaniem i treningami i niedługo zamieniła się w wysuszoną, umięśnioną, wrogo nastawioną staruszkę, u której coraz rzadziej znajdowali się mężczyźni, zarówno dla ciała, jak i dla spraw.

Jeśli już szczerze, to całkowicie zniknęli z jej życia.

Idź do oryginalnego materiału