— Jestem mężem, a nie meblem!
— Znowu kupiłeś nie ten chleb. Mówiłam, żeby był bez ziaren — powiedziała Marta, kładąc bochenek na stole, choćby nie patrząc na Tomasza.
— To był ostatni — odparł spokojnie. — Po co się tak denerwujesz? Dobry chleb.
— Kacper potem ma bóle brzucha. Tobie łatwo mówić, nie ty podajesz mu leki w nocy i siedzisz przy nim.
Tomasz na chwilę zamknął oczy i powoli wypuścił powietrze. Odstawił torby z zakupami dalej, pod okno, sam siadając na stołku. Jakby starał się trzymać z dala od rodziny. Chciał być blisko, ale nie potrafił.
W drzwiach zadzwoniła Agnieszka. Wpadła z upominkami i uśmiechem. W domu siostry ogarniało ją uczucie, jakby czas się zatrzymał. Zawsze te same obowiązki, ale rodzinne, pełne ciepła. Ciągnęło ją do tego.
— Cześć, rodzinko. Jak tam u was spokojnie i przytulnie?
— Gdyby tylko… Zaraz lekcje, obiad, kąpiel. No i jeszcze prasowanie ubrań na jutro — odparła Marta, rozpakowując torby. — Od rana na nogach, choćby nie usiadłam.
— Kolana jeszcze nie trzeszczą? — zaśmiała się Agnieszka, zdejmując kurtkę.
Tomasz tylko skinął głową na powitanie i poszedł do sypialni. Od dawna nie wtrącał się do kobiecych rozmów.
— Jak zawsze? — cicho spytała Agnieszka, patrząc na siostrę.
— Co masz na myśli?
— No… Znowu jesteś tu sama, a Tomasz w drugim pokoju, cichy jak mysz.
Marta machnęła ręką, zirytowana.
— Nie zaczynaj. Mamy po prostu… podział obowiązków. Ja dom i dzieci, on praca. Normalna sprawa.
— Nie o to mi chodzi. Jest w domu od półtorej godziny. Chociaż raz w tym czasie z nim porozmawiałaś?
— Wybacz, nie muszę urządzać mu romantycznych kolacji co wieczór. Mamy dzieci.
Kuchnia była mała. Wąski stół, krzesła z podniszczonymi poduszkami, wytarta deska do krojenia. Na ścianie wisiała lista zajęć dodatkowych i harmonogram treningów — wszystko spisane równym pismem Marty.
— Dla ciebie dzieci to koniec życia osobistego? — spytała Agnieszka.
Marta wzruszyła ramionami.
— Po prostu nie chcę, żeby miały tak, jak my. Pamiętasz, jak mama zostawiała nas same na pół dnia? Albo jak ojciec pił, gdy ona harowała? Nie mówiąc o tym, iż w domu był wieczny bałagan. Bałam się wejść do łazienki, zanim sama nie zaczęłam sprzątać.
— Pamiętam — skinęła Agnieszka. — Ale pamiętam też, jak leżałyśmy na podłodze i oglądałyśmy bajki. Kiedy ostatnio razem z chłopcami coś obejrzałaś?
Marta spuściła wzrok. Odpowiedź była oczywista.
— Potrzebują angielskiego, matmy i basenu, nie bajek.
— A Tomasz? On też nic nie potrzebuje?
Marta spojrzała w stronę korytarza, marszcząc czoło.
— Jest dorosły. Nie dziecko. Zniesie to dla rodziny.
Agnieszka zamilkła. Tylko patrzyła na siostrę, pod czyimi oczami były fioletowe cienie, a włosy związane w niedbały kok. Jej ręce nieustannie coś robiły: otwierały, zamykały, mieszały, układały.
— Kochasz go? — nagle spytała Agnieszka.
— Oszalałaś?! Oczywiście! Po prostu teraz nie ma na to czasu.
— Od ponad dziesięciu lat nie ma czasu. Od kiedy urodził się Michał.
Do pokoju wszedł Kacper. W piżamie, rozczochrany, jak wróbelek.
— Mamo, Michał rozdarł książkę. Mówi, iż to ja, ale nie dotykałem!
— Zaraz się tym zajmę.
Marta natychmiast wstała i wyszła. Agnieszka została sama, ale nie na długo. Po kilku minutach pojawił się Tomasz. Jakby czekał, aż żona wyjdzie, by nalać sobie wody.
— Zmęczony? — delikatnie spytała Agnieszka.
— To nic. Czasem myślę, iż gdybym zniknął, choćby by nie zauważyła — cicho powiedział.
— Zauważy. Może za późno.
Wzruszył ramionami, westchnął i odwrócił się.
— Kocham ich. Ale czuję się tu jak mebel. Przyniosłem kasę — mogę iść.
Agnieszka nie wiedziała, co powiedzieć, a Tomasz nie oczekiwał odpowiedzi. Po prostu odszedł.
Marta nie wróciła. Utknęła między zniszczoną książką, zakurzonym parapetem i niedbale ułożonym praniem.
Następny dzień zaczął się nie od kawy, ale od kłótni przy szafie. Marta jak zwykle chciała, by wszyscy byli ciepło ubrani.
— Michał, załóż tę kurtkę z kapturem.
— Mamo, będzie mi gorąco. Jedziemy do galerii, tam jest ciepło.
— A dopóki tam dojdziesz? Kto potem będzie ci wycierał nos?
Kacper kręcił się przy drzwiach, wkładając skarpetki na buty, „żeby mniej ślizgało”. Marta warknęła, a on gwałtownie zmienił obuwie. Tymczasem Tomasz siedział już w samochodzie. Proponował pomoc, ale słyszał tylko: „Dam sobie radę, nie przeszkadzaj”.
W aucie zapytał:
— Może jutro gdzieś razem? Do kina, na kawę. Pamiętasz, jak chodziliśmy?
— Jutro? A kto zostanie z dziećmi? — w głosie Marty najpierw było zdziwienie, potem irytacja. — Nie możemy ich tak zostawić! Są jeszcze mali.
— Michał ma dwanaście lat, Kacper pięć. Michał da radę zrobić kanapki.
— Tak, a przy okazji podpali kuchnię. Tomasz, naprawdę? choćby butów dobrze nie umieją założyć.
W centrum handlowym chłopcy chcieli iść do food courtu. Marta zablokowała im drogę ręką.
— W domu czeka zupa. Od burgerów będzie ból brzucha.
— Mamo, ale to weekend — westchnął Michał. — Nie codziennie jemy.
— Powiedziałam. Bez dyskusji. To nie demokracja.
Po dwudziestu minutach Kacper zaczął marudzić z głodu. Michał odmówił przymierzania ubrań, więc Marta na niego nakrzyczała. Tak głośno i ostro, iż stracił ochotę na jakąkolwiek rozmowę. Tylko się zawziął.
To się zdarzało wcześniej. Ale tego dnia Tomasz zrozumiał, iż ma już dość.
— Słyszysz, jak brzmisz?
— A ty? — odwróciła się do niego z gniewem. — Ty w ogóle cokolwiek słyszysz poza swoimi grami?
— Słyszę, jak cały dzień wszystkim rozkazujesz. choćby gdy tego nie trzeba.
— Bo jeżeli ja nie będę, wszystko się roz— Bo jeżeli ja nie będę, wszystko się rozleci — odparła Marta, ale w głosie zabrakło jej zwykłej pewności, a w sercu po raz pierwszy od lat zagościła niepewność, czy aby na pewno ma rację.