Dawno temu, w małej wsi pod Lublinem, żyli sobie Michał i Weronika.
“Wera, marudzisz jak zwykle” – powiedział Michał, gdy wreszcie wybiegła z domu. Chodzili do tej samej klasy. – Znów się spóźnimy do szkoły.
“Mama nalała mi herbatę, aż parzyła! Musiałam poczekać, aż ostygnie” – roześmiała się Weronika. – I tak zdążymy, szkoła przecież blisko.
Mieszkali sąsiadami, tylko płot dzielił ich podwórka. Rodzice żyli w zgodzie, a choćby czasem żartowali, iż dzieci powinny kiedyś się pobrać – przyjaźnili się od kołyski.
Michał był jedynakiem Teresy i Stanisława. Matka rozpieszczała go bez miary – dla niej był najpiękniejszy, najmądrzejszy, najgrzeczniejszy. I rzeczywiście wyrósł na dobrego chłopaka. Weronika zaś była cicha i skromna, ale złota rączka – już w liceum szyła, robiła na drutach, gotowała obiady, gdy matka była w pracy.
“Nasz Michał powinien ożenić się z Weroniką” – mawiała Teresa do męża.
“A jak się pobiorą, to i płot rozwalimy, będziemy żyć jak jedna rodzina” – żartował Stanisław.
Cała wieś była pewna, iż tak się stanie. Michał lubił Weronikę, choć bez szaleństwa – przyjaźń była mocna. Weronika patrzyła na niego z nadzieją.
Gdy byli w dziesiątej klasie, do szkoły trafiła nowa uczennica – Marianna. Michał zakochał się od pierwszego wejrzenia. Smagła, ciemnowłosa, z dołkiem w brodzie i smutnymi oczami.
Przyjechała z matką, Teodorą, z Łodzi. Smutek w oczach Marianny miał przyczynę – jej ojciec utonął, ratując sąsiadowi syna. Wypchnął chłopca na brzeg, sam nie dał rady wyjść. Później mówili, iż serce mu wtedy stanęło.
Po pogrzebie Marianna nie mogła patrzeć na tego sąsiada. Wspomnienie dusiło ją.
“Mamo, tak tęsknię za tatą, iż czasem aż brakuje mi tchu. I nie potrafię spojrzeć na tamtego…” – nigdy nie wymówiła jego imienia.
Teodora też nie znosiła miasta, gdzie wszystko przypominało męża. Wynajęła mieszkanie, kupiła dom w wiosce i wyjechała z córką.
Weronika zaprzyjaźniła się z Marianną, a gdy poznała jej historię, szczerze współczuła. Widziała, iż Michał kocha Mariannę, ale nie żywiła do nich urazy.
Czas płynął. Michał spotykał się z Marianną, co martwiło Teresę.
“Michu, nieładnie oszukiwać Weronikę. Przecież od dzieciństwa była przy tobie, a teraz jakaś przyjezdna zaćmiła ci rozum. Weronika będzie dobrą żoną, a ta Marianka? Kto wie, skąd się wzięła. Pewnie i igły w ręku nie umie trzymać, a Weronika już gospodyni jak trzeba.”
“Mamo, choćby jej nie znasz! I Weronika wie, iż nic jej nie obiecywałem. To ty układasz mi życie.”
Stanisław milczał, ale gdy żona naciskała, wstawiał się za synem:
“Teresa, daj chłopakowi żyć. Sam wybierze, z kim się ożeni.”
“Sam? Życie sobie zepsuje z tą przybłędą! A ty mówisz, jakbyś go nie kochał. To wszystko twoja matka ci mąci w głowie!”
Od lat Teresa i teściowa żyły w niezgodzie. Starsza kobieta nie uznała synowej, a choćby rzuciła kiedyś, iż Michał wcale nie podobny do Stanisława…
Po szkole Michał i Marianna postanowili się pobrać. Ojciec radził mu poczekać. Michał się wściekł.
“Tato, zostaw mnie w spokoju! Kochamy się, wszystko przemPo latach, gdy ich syn skończył szkołę, a stara wieś niemal opustoszała, Michał i Marianna wrócili do tamtego płotu – teraz już tylko po to, by go zburzyć raz na zawsze.