Jeśli nie szanujesz mojej mamy – nie szanujesz mnie! – krzyczał Aleksander na całe mieszkanie

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– Laura, mama przyjeżdża, czy możemy ją u nas zatrzymać, dosłownie na kilka dni? Nie musimy jej wynajmować pokoju, tylko na jedną noc?

– Dlaczego nie? – odpowiedziała Laura, bawiąc się telefonem. Młodzi ludzie wrócili z pracy, już zjedli kolację, leżeli na kanapie w swoim przytulnym mieszkaniu na 10 piętrze. – Dorośli, cywilizowani ludzie tak właśnie postępują – odłożyła telefon i przytuliła się do swojego chłopaka. – Mamy tylko jeden pokój, gdzie ją umieścimy?

– Mamy przestronną kuchnię, tam jest rozkładana kanapka. Ona ma badania w szpitalu, więc każdy grosz się liczy.

– To powinieneś był powiedzieć od razu. Możemy to wytrzymać kilka dni – ziewnęła Laura.

– Dlaczego wytrzymywać? Ona jest schludną, adekwatną kobietą, a my w ciągu dnia jesteśmy w pracy, nie będziemy jej przeszkadzać.

– Dobrze! Przecież to powiedziałam – zirytowała się Laura na Aleksandra, chciała porozmawiać na inny temat, zapytać, jak minął dzień, co nowego, opowiedzieć, jak spędziła ten banalny, podobny do innych dni dzień. – To choćby dobrze, w końcu poznasz mnie ze swoją mamą – oderwała się od niego i chytrze spojrzała mu w oczy. – Żyjemy razem od dwóch lat, a ja jej wciąż nie znam i… – Laura przetarła ramiona Aleksandra palcami wskazującym i środkowym.

Aleksander natychmiast się od niej odsunął, wziął pilota, trochę nim pokręcił w ręce, zirytowany niekończącą się reklamą na telewizorze, wyłączył telewizor.

– Idę do prysznica – powiedział, wstając z kanapy.

– Zawsze tak! – wyprostowała się Laura, zmarszczyła brwi i skrzyżowała ramiona na piersi. – Tylko wtedy rozmawiamy o czymś poważnym, o małżeństwie…

– No i co z małżeństwem? – ostrożnie dosiadł się do niej Sławek – masz tylko 24 lata, ja mam trochę więcej – nie jesteśmy gotowi! – przekonywał ją.

– Co to znaczy, nie jesteśmy gotowi? Czy trzeba dostać dyplom gotowości? Przejść kursy? A może ukończyć rodzinny uniwersytet? Jak zrozumieć, iż jesteśmy gotowi? Czy pojawia się wiadomość na telefonie: jesteście gotowi! Tak?

– Kurczę, znowu zaczynasz… – zirytowany odpowiedział Aleksander i odszedł.

Laura poczuła się urażona. No cóż, czego ona wymaga od swojego chłopaka? choćby nie wymaga, a po prostu mówi: czas. Oni mieszkają razem, mają wspólny budżet, razem odpoczywają, śpią, kłócą się. Co jeszcze robią w małżeństwie, czego im teraz brakuje? Ale Sławek opiera się, nie chce się pospieszać.

****

Mama Aleksandra przyjechała niespodziewanie w piątek, a nie w poniedziałek, jak pisała.

– Muszę trochę poznać miasto, żeby sama jeździć do szpitala, bo inaczej zbankrutuję na taksówkach – odpowiedziała Laura na pytanie o wczesny przyjazd.

Gospodyni mieszkania od razu nie była zadowolona. Okazywało się, iż mama spędzi u nich nie tylko kilka dni, ale cztery, przynajmniej. Sławek zaproponował, choćby nalegał, żeby jego mama spała w pokoju, a oni z Laurą na rozkładanej kanapie w kuchni, chociaż wcześniej podjęli inną decyzję. Sławek ze wszystkich sił starał się być gościnnym gospodarzem i troskliwym synem. Można go zrozumieć: u rodziców był ostatni raz rok temu. Przyjeżdżał dosłownie na dzień, żeby załatwić jakieś formalności.

– Sławek, pokażesz mi miasto? – Wera Siergiejeńska prosiła właśnie syna, bez jego dziewczyny. – Laura, nie obrażajcie się – uśmiechała się przy stole – po prostu tak długo go nie widziałam – roztarła włosy dojrzałemu synowi, mu się to nie spodobało. – A tu taka okazja, porozmawiać, pójść na spacer we dwoje, przy okazji, świetnie gotujecie – pochwaliła sałatkę i makaron.

– Dziękuję – odpowiedziała Laura – można na „ty”.

– Oczywiście – uśmiechnęła się do niej Wera Siergiejeńska. – Sławek, przejdźmy proszę do pokoju, póki Laura tu wszystko posprząta – wstając od stołu, poprosiła mama. Laura gwałtownie spojrzała na swojego chłopaka. Zwykle oboje sprzątali i myli naczynia po kolacji, często gotowali razem. Ale Aleksander, robiąc wrażenie, iż nie zauważył jej spojrzenia, wstał i poszedł za mamą.

Szybko rozmawiali, śmiali się w pokoju przed telewizorem, Wera Siergiejeńska ciągle go przerywała, miała tyle do powiedzenia. Laura cały ten czas sprzątała, myła talerze, odkładała rzeczy na miejsce. Po skończeniu weszła do nich, ale Wera Siergiejeńska od razu zamilkła, a po dziesięciu minutach ogłosiła gospodarzom, iż bardzo się zmęczyła i chciałaby pójść spać. Laurze i Aleksandrowi przyszło się się oddalić, ale telewizor w jedynym pokoju działał do godziny pierwszej w nocy, dosyć głośno.

Laura to męczyło, nie mogła zasnąć, przewracała się. Rano narzekała na swojego chłopaka w samochodzie.

– Laura, telewizor tu nie ma nic wspólnego. Spałaś nie na swoim miejscu, tyle – uśmiechnął się i pocałował ukochaną Aleksandrę.

Pojechali do centrum handlowego, kupili produkty. Sławek nalegał: mama lubi, gdy w lodówce wszystko jest. Laura poparła: trzeba tak, trzeba, ludzie są różni. Wracając ze supermarketu, Laura w przedpokoju poczuła gęste, intensywne zapachy barszczu, smażonego oleju i czegoś jeszcze. W całym mieszkaniu unosił się ten nieznośny, tłusty zapach. Laura, rzuciwszy torbę w przedpokoju, pobiegła na kuchnię: tak właśnie – Wera Siergiejeńska smaży kotlety na patelni, gorący olej wylewa się na wszystkie strony, na kuchence paruje garnek z bulionem. Drzwi z kuchni otwarte, okap działa na minimum, okno zamknięte, wszystko dymi.

Laura, machając rękami, otworzyła okno, włączyła na maksa okap, przeszła do pokoju i wszystko tam rozeszła. Późno. Całe mieszkanie: narzuty, zasłony, poduszki, rzeczy, które nie były w szafie – wszystko pachniało kotletami.

– Wera Siergiejeńska! Czy mogłaby Pani przynajmniej otworzyć okno? – oburzona zapytała Laura.

– Boże mój, tak się stresujesz, jakbym zrobiła pożar.

– Nie, ale teraz wszystko trzeba wyprać.

– To też mój problem: macie pralkę. Można użyć odświeżacza na ostateczność – udała się do toalety, żeby wziąć spray.

– Nie trzeba, Wera Siergiejeńska! – zatrzymała ją Laura. – Ja potem wypiorę. Masz rację, nic strasznego.

Mieszkanie wietrzyło się kilka godzin, okna mama zamykała po kilku minutach: bała się przeciągów. Laura miała nadzieję, iż kiedy Sławek z mamą wyjdą na spacer po mieście, wszystko posprząta, ale plany mamy zmieniły się podczas obiadu. Obiad, nawiasem mówiąc, nie spodobał się Laurze: kotlety pływały w oleju, sałatka z majonezem, jakieś ostre pikle i marynaty na stole. Wszystko ostre, z różnymi smakami, nieznanymi zapachami. Laurze było trudno udawać, iż wszystko jest smaczne. Mama z synem jedli z apetytem, przy tym jeszcze rozmawiali.

Wera Siergiejeńska prosiła syna, żeby odwieźł ją do dalszych krewnych. Laura choćby się ucieszyła: może mama tam zostanie? Ale krewni okazało się, mieszkali poza miastem – to daleko, a Sławekowi też nie zaszkodziłoby odwiedzić rodziny, nie widział ich kilka lat.

– Ale na jutro mamy plany – pochylając się do swojego chłopaka, szepnęła Laura.

– Idź sama – ściskając jej rękę, odpowiedział i zaczął omawiać przyszłą podróż z mamą.

– Sławek! – nagle głośno krzyknęła Laura – bilety na koncert kosztowały po 3 tysiące! Od zeszłego roku chcieliśmy posłuchać tej grupy.

Mama i syn spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Sławek był choćby oburzony: jak można porównywać przyjazd mamy z koncertem jakiejś grupy?

– Kurczę, Laura – pochylił się do niej i niezadowolony mruknął – przyjadą w przyszłym roku. Czemu się rozkręciłaś?

– Sławek – poprosiła go mama ciepłym tonem – Laura ma rację. Mieliście swoje plany, macie swoje życie, a ja tutaj wpadłam, jak… – smutno spojrzała przez okno, potem na syna – sam dojadę, pociągiem.

Sławek pchnął Laurę nogą pod stołem.

– Nie, mamo! To my się zdecydowaliśmy.

Zdecydowali? Kiedy się zdecydowali? – pomyślała Laura, ale milczała.

Laura nie rozumiała, dlaczego w niej z geometrycznym tempem rosło irytowanie do obcych rzeczy w domu, zapachów, do walizki pośrodku pokoju, produktów w lodówce, Wera Siergiejeńska zmęczyła się czekaniem na nich z supermarketu, sama poszła do sklepu na parterze i kupiła wszystko, co uznała za potrzebne. Rozłożyła w lodówce wygodnie, prawidłowo, jak przywykła u siebie w domu. W łazience też wszystko było nie na swoim miejscu. Jeden krem był już na dnie, mama po prostu wyrzuciła go do kosza, puste butelki – zły znak. Wera Siergiejeńska zmieniła ich plany, i to w pół dnia, a co będzie dalej?

Laura starała się uspokoić, denerwowało ją, iż Sławek będzie nocować gdzie indziej bez niej.

Na koncert Laura poszła ze znajomą, musiała ją przekonać, potem dwa godziny obserwować niezadowoloną twarz przyjaciółki, nie lubiła tej grupy, była otwarcie znudzona. Za to Sławek z mamą wrócili entuzjastyczni, pełni sił i energii.

– Laura, bardzo szkoda, iż nie pojechałaś z nami – z żalem powiedziała jego mama.

– Ale… nikt mnie nie zapraszał…

– Mam nadzieję, iż koncert ci się podobał? – zapytał jej ukochany i pocałował w policzek. – Bilety się nie zgubiły?

Laura odpowiedziała, ale on jej nie słuchał: mama z synem gorączkowo omawiali nagłą podróż, zauważając: wszystko nagłe jest zawsze bardziej interesujące niż zaplanowane.

Następnego dnia chłopaki wyjechali do pracy, Wera Siergiejeńska załatwiała swoje sprawy. Laura nabierała cierpliwości: została jedna noc i parę dni. Ale Wera Siergiejeńska trafiła na dzienny oddział, na dziesięć dni! Uszy Laury odmawiały słuchać, gdy matka i syn omawiali to przy kolacji, ledwo powstrzymywała się, żeby nie krzyknąć im: mieszkanie jest jednopokojowe! Czy mama się przeziębiła? Trzymała się dzień, drugi, trzeci.

W mieszkaniu wszystko się zmieniało, atmosfera napinała, gęstniała, a to po długim, męczącym dniu pracy. Za to Wera Siergiejeńska niczego nie denerwowało: do obiadu była w szpitalu. Potem odpoczywała w domu, potem zajmowała się gospodarstwem u syna w mieszkaniu, sprzątała, gotowała jedzenie, uruchamiała pranie i rozwieszała rzeczy.

– Wera Siergiejeńska, nie mogłaby Pani nie dotykać naszych, moich rzeczy? – starając się być uprzejmą, gotowa zaraz wybuchnąć, prosiła Laura, widząc na suszarce swoje koronkowe bielizny razem ze skarpetkami i dżinsami Sławka.

– Lauro, dlaczego się denerwujesz? Wyprałam ciemne z ciemnym. Chcę wam trochę pomóc, jestem cały dzień w domu – przyjacielsko odpowiedziała Wera Siergiejeńska.

– Nie trzeba! I gotować też nie trzeba. Zrobię to sama.

– W końcu przesoliłam dzisiaj zupę solankę, prawda? – westchnęła zdenerwowana mama Aleksandra.

– Jaka pierdolona solanka na noc? O 20! Mam zgagę od waszych potraw. Gotujecie mięso z mięsem i polewacie olejem, nie, majonezem 100% tłustości! Smarujecie pierożkami ze śmietaną. Nie trzeba! To mój dom, moja kuchnia, mój jogurt w lodówce, który jecie, ile bym nie kupiła. Mogłyście przynajmniej zapytać.

– Boże mój, takie bzdury są ci przykro? Już zaraz! Zaraz idę i kupię ci ile chcesz. Z powodu drobnostki, żeby tak było – spojrzała na nią rozczarowana Wera Siergiejeńska. – Sławek, słyszałeś? – krzyknęła na kuchnię – Laura narzeka na mnie z powodu jogurtu.

Aleksander wyszedł, spojrzał na swoją dziewczynę.

kanał z audiorekordami i podcastami Natalia Kor zapraszam wszystkich tam głośno.

zdjęcia z otwartych źródeł

– Laura, co?

– Po prostu powiedziałam, za bieliznę! – pocierając skronie, odpowiedziała Laura. – Jest droga, nie można jej tak prać – pokazała na loggię.

Sławek spojrzał na suszarkę – wszystko ciemne, czarne, nie rozumiał, z czego Laura się roznerwowała.

– Dlaczego kupować coś takiego drogiego, jeżeli wszystko jest takie skomplikowane? – zdziwiła się Wera Siergiejeńska i weszła do łazienki.

Po pięciu dniach dziennego oddziału Wera Siergiejeńska cierpliwość Laury pękła. Wróciła do domu wcześniej, a tam mama Sławka oglądała film na jej laptopie. W służbowym laptopie! I tam wprowadzała porządek, nie mogła znaleźć potrzebnej przeglądarki. Laura potem długo szukała niektórych swoich folderów.

– Dość! Wynoście się – zaciskając zęby ze wściekłości, żądała Laura. – Wynajmijcie hotel, hostel, cokolwiek. – Czyżby nie rozumieli? To oni są u nas w gościach, a nie my u nich. To moje rzeczy! Mój komputer, nasze łóżko! A wy się na nim rozłożyli. I kuchnia moja, i lodówka. Bądźcie mili, proszę – Laura wskazała matce Sławka na drzwi.

Wera Siergiejeńska gwałtownie się spakowała, coś z produktów z lodówki zabrała, wezwała taksówkę i wyjechała. Laura westchnęła, ale trzeba było jeszcze posprzątać, swój porządek. Oddychało się już łatwiej, było komfortowo w jej własnym mieszkaniu, ale niedługo. Po godzinie podbiegł Sławek, z progu zaczął krzyczeć na Laurę: jaka ona bezwstydna, nie szanuje jego mamy, prawie starszej osoby, chorej! Laura milczała, słuchała go, wyciągając z lodówki to, co kupiła i zapomniała jego mama, dokładnie wyprała to od obcych, drażniących zapachów, kończąc spokojnie poprosiła:

– Sławek, chodź, proszę, do sklepu, kup mój jogurt. Twoja mama znowu zjadła wszystkie.

– Jaka jesteś marudna?! Jak ja w ogóle z tobą żyłem? – wpadł w stupor Aleksander.

– Nie wiem – rozluźnioně wzruszyła ramionami Laura – ja też się zastanawiałam.

– jeżeli nie szanujesz mojej matki – nie szanujesz mnie! Ja… ja… ja też…

– Co też? Możesz iść za mną – Laura spojrzała na drzwi.

– Co-ooo? Ja tu mieszkam!

– Mieszkanie jest wynajmowane, gospodarzom nie zależy, kto będzie płacił. Nie chcesz dogonić mamę, dzwoń, niech wraca, a ja opuszczę apartament.

Aleksander stracił mowę od bezczelności Laury. Dobrze, wyjaśniło się to teraz, dzięki przypadkowi – myślał, pakując rzeczy. – A nie wtedy, kiedy Laura stałaby się członkiem ich rodziny.

Odszedł, definitywnie i bezpowrotnie, nie dzwonił i nie pisał do byłej dziewczyny, wszędzie ją zablokował. Laura się nie martwiła, miała wystarczająco swoich spraw, chyba obu przyjazd mamy przysłużył się.

Koniec. Dziękuję za uwagę.

Idź do oryginalnego materiału