Jesienna nostalgia – czyli „Blade Runner” 1982.

drzoanna2.wordpress.com 1 tydzień temu

Jeszcze wczoraj w powietrzu unosił się zapach sierpnia, rozgrzanej zieloności i wszelkie inne zapachy lata, ale nocny jesienny chłód już zapowiada zmiany.
Może stąd ta dzisiejsza nostalgia i powrót do przeszłości.
Bo ten właśnie zakończony seans na (HBO)Max to nie tylko powrót do filmu wszechczasów, to wycieczka w odległą przeszłość, skok w dawne, zupełnie inne czasy, spotkanie z zupełnie inną Drzo.
Lecz podczas projekcji odnajduję ją bez trudu, odnajduję te same emocje, w tych samych chwilach wstrzymuję oddech, w tych samych momentach moja twarz wilgotnieje od łez.

Przejmujący obraz tonącego w ulewie, mgle i śmieciach miasta przyszłości, miasta-molocha, Chinatown z zachwycającymi detalami, zapierające dech obrazy z lotu ptaka, gigantyczne budowle mieszkalne i biurowce, których szczyty giną w chmurach, a przestrzeń między nimi przecinają powietrzne taksówki, w górze feeria świateł, a na dole, wśród niewielkich sklepików i straganów, gdzie można kupić wszystko – zapachy orientalnego żarcia.
Bo czuję te zapachy, zaglądam przez ramię skośnookiemu sprzedawcy, który serwuje te dziwne potrawy, ale także alko, a inny na zapleczu dysponuje sprzętem, który rozbierze sprawdzany przedmiot niemal do atomów.
Ten technologiczny postęp ciekawie komponuje się z urozmaiconą modową stylistyką z dawnych epok, z poduszkami na ramionach bluzek i marynarek, jak w latach 80tych, jak i stylizacjami, które idealnie sprawdziły by się na rave’ach czy współczesnych potupajkach gotyckich.
Podobnie rzecz się ma z architekturą i eklektycznym wystrojem wnętrz, przepychem zdobień, obdartych z tynku, zaniedbanych, powleczonych warstwami pajęczyn w nieustającym deszczu – rozsmakowuję się w tej scenerii za każdym razem, gdy oglądam „Łowcę androidów”.
A przecież mamy coś znacznie więcej, pytania o istotę człowieczeństwa, opowieść o miłości niemożliwej, genialną muzykę Vangelisa, stanowiącą nie przyczynek, a istotny element składowy obrazu.

I oczywiście monolog umierającego androida, w jedynie słusznym przekładzie Tomka Beksińskiego, monumentalna scena podobno zaimprowizowana na planie przez Rutgera Hauera… tu każde słowo, każdy akcent i każdy detal jest ważny, jak przykładowo biały gołąb, wznoszący się z rąk Roya ku niebu, jak jego dusza/życie (?).

Rok powstania filmu to także rok narodzin mojego syna i konsekwencje tego faktu wpłynęły na okoliczności, w jakich film ten obejrzałam.
Dzisiejszy seans filmowy przypomniał mi je, przypomniał wieczorno-nocne, grupowe posiadówy w domach tych, którzy posiadali telewizor o odpowiednich parametrach, czyli tzw. kolorowy, z nieodzownym udziałem kumpla kumpla, który miał magnetowid i kasety 🙂
Filmy zza żelaznej kurtyny, wszystkie części „Rambo„, „Terminatora„, „Obcego„, Łowca jeleni„, „Ostatnie tango w Paryżu„, filmy S.Leone i Tarkowskiego, „Dawno temu w Ameryce” , „The Thing„, „Das Boot” , „Mechaniczna Pomarańcza„, „Emanuelle„, „Wielkie żarcie” , „Blues Brothers” – to tak spod dużego palca, ale mogłabym tak wymieniać i wymieniać godzinami.
Oglądam więc dziś „Blade Runnera” w wygodnym fotelu, na sporym monitorze, przypominając sobie tamte warunki, taśmę VHS przegrywaną dziesiątki razy, zjechaną do spodu, z lektorem dogranym w domowych warunkach i mojego kilkuletniego syna, podsłuchującego cichaczem z drugiego pokoju 😉
Ale tamte seanse obudziły we mnie prawdziwy apetyt na kino, rozwinęły drzemiące gdzieś głęboko pragnienie kontaktu z inną rzeczywistością, zupełnie nie szkodzi, iż wymyśloną i nierealną.
Pragnienie przeżycia historii innych ludzi, ich radości, przygód i bólu… pragnienie stania się kimś innym na godzinę czy więcej.
Rozbudziły potrzebę rozwiązywania w myślach tych samych problemów i zadawania sobie tych samych pytań, co bohaterowie oglądanych filmów.
Także pytań o to, czy androidy marzą o elektrycznych owcach 🙂

więcej w tej kategorii: https://drzoanna.wordpress.com/category/filmy-spis-tresci/

Idź do oryginalnego materiału