Nazywam się Weronika i mam historię, z którą nie radzę sobie od lat. Może jak się wygadam, będzie mi lżej.
Moja rodzina nigdy nie była wzorem idealnych relacji. Mieszkaliśmy w Lublinie i od dzieciństwa widziałam, jak między dorosłymi ciągną się urazy, plotki, alkohol i upokorzenia. Mama ma siostrę – Annę. Jej syn, mój kuzyn Krzysiek, ożenił się z dziewczyną, delikatnie mówiąc, niezbyt wierną. Zdrady były na porządku dziennym, awantury głośne, rozwód krótkotrwały, bo wciąż wracali do siebie jak nałogowcy. Mieli dwoje dzieci, ale miłości tam nie przybyło. A ciocia Anna ciężko choruje na alkoholizm, od lat nie utrzymuje pracy. Ciągłe ciągi, zwolnienia – cała rodzina dawno machnęła na nią ręką.
Pewnego dnia synowa Krzysia miała poważne problemy z nerkami. Kiedy z mamą przyjechałyśmy do babci – Zofii Pawłowskiej – opowiedziała nam o chorobie tej kobiety. Mama ostro zareagowała: „Trzeba myśleć głową, a nie tym, co poniżej pasa”. Wzruszyłyśmy ramionami i pewnie byśmy o tym zapomniały. Ale babcia, nie owijając w bawełnę, powtórzyła wszystko słowo w słowo chorej. I zaczęło się.
Afera na całą ulicę. Ciocia, pijana w sztok, rzuciła się na mamę, broniąc synowej jak własnej córki. Nie wdawałyśmy się w kłótnię, po prostu wyszłyśmy. Ale najboleśniejsze było to, co stało się później – babcia stanęła po stronie Ani i jej rodziny. Przestała zapraszać nas i dzwonić. Jakbyśmy przestały istnieć. Mama jeszcze próbowała jakoś utrzymywać kontakt, ale ja – nie. Wtedy postanowiłam: nie chcę mieć nic wspólnego z tą pijacką rodziną ani z tymi, którzy potrafią tak łatwo wymazać cię z życia.
Minęło osiem lat. Babcia ma już prawie osiemdziesiąt. Ostatnio zadzwoniła do mamy i ze łzami prosiła o wybaczenie. Mama oczywiście wybaczyła – to przecież jej matka. Zawsze była zbyt dobra. Ale ja… ja nie potrafię.
Mam teraz małą córeczkę. Moje szczęście, moje słoneczko. Mama powiedziała o niej babci, a ta drżącym głosem zaczęła prosić chociaż o zdjęcie. Mówiła, iż marzy, by zobaczyć prawnuczkę, iż co noc modli się, by Bóg dał jej szansę choć raz na nią spojrzeć. Ale ja nie pozwoliłam. Kategorycznie.
Nie dlatego, iż chcę się mścić. Tylko dlatego, iż wciąż noszę w sercu tę krzywdę. Bo wciąż boli mnie, jak nas zdradzili, jak mama płakała, nie rozumiejąc, czym zasłużyła na takie traktowanie. Babcia pokazała mi wtedy, iż rodzina to nie zawsze miłość – czasem to wybór. A ona wybrała nie nas.
Nie wiem, czy mam rację. Mama mówi: „Nie trzymaj urazy, Weroniko, ona już stara, zmęczona, chce tylko odejść w spokoju”. Ale we mnie wszystko się buntuje. Nie wiem, czy będzie jeszcze czas, może jutro będzie za późno, ale ja nie jestem gotowa.
Powiedz… ty byś wybaczyła?