Jego złość na ślub byłej, a ja jestem jego obecną żoną. Jak to przetrwać?

newsempire24.com 1 dzień temu

Życie potrafi zaserwować taką dramę, iż żaden scenarzysta by tego nie wymyślił. Mój mąż, Marek, wrócił do domu z twarzą jak po zawodach w podnoszeniu brwi, rzucił klucze na półkę i w milczeniu zaczął się rozbierać. Zupełnie nie po nim – zwykle wracał od córki promienny jak słonecznik w lipcu. Nie zdążyłam choćby zapytać, jak minęło spotkanie, bo wybuchł jak przeterminowany bigos:

— Kasia, ty tego nie ogarniesz! Przyszedłem po Zuzię do przedszkola wcześniej, chciałem zrobić niespodziankę. Wchodzę, a tam jakiś facet prowadzi ją za rękę! Myślałem, iż to porywacz. Podbiegam, a to… to nowy chłopak Agnieszki!

Ja, Katarzyna, wiedziałam swoje: jego była żona, Agnieszka, to była jego niezaleczona rana. Żyliśmy razem sześć lat, mamy syna Jakuba, ale ona wciąż stała między nami jak duch z lodówki. Marek do ostatniej chwili nie mógł się zdecydować: raz biegł do niej w środku nocy, bo miała gorączkę, raz kupował kwiaty na urodziny „od Zuzi”, ale podpisywał od siebie. A ileż razy kłóciliśmy się, bo za bardzo angażował się w jej życie…

A teraz – ona wychodzi za mąż. Wreszcie. Powinno mu być obojętne. Zamiast tego kręci się jak fryzjer na festynie, targa włosy i rzuca klątwami.

— Wyobrażasz sobie? Ten Krzysiek mi oznajmił, iż to poważna sprawa! Ślub podobno już niedługo. Facet też po rozwodzie, ma syna i uważa, iż Agusia będzie idealną żoną i matką dla jego chłopaka.

— No i? Może będzie. Nie cieszysz się? — zapytałam cicho, chociaż uśmiech sam mi się cisnął na usta.

— Cieszę? Ty serio? A jeżeli to kolejny taki jak wszyscy? Ożeni się, a potem znajdzie młodszą? Zuzia to zobaczy! Ona jeszcze jest dzieckiem! — histeryzował Marek.

Przyszło mi do głowy: a może ten Krzysiek to lepszy materiał niż Marek? Spokojny, dojrzały, opiekuńczy. Zajrzałam na profil Agnieszki – zdjęcia z Krzyśkiem. Uśmiechy, grillowanie na działce, dzieci. Jego profil? Otwarty jak drzwi do sklepu mięsnego w piątek: zero dziewczyn w trykotach, zero dwuznacznych statusów. Normalny, porządny facet.

Powiedziałam Markowi, iż źle się czuję i pójdę wcześniej spać. W rzeczywistości położyłam Jakuba i usiadłam w sypialni, zostawiając drzwi uchylone. Wiedziałam, iż zadzwoni do Agnieszki. I nie pomyliłam się.

— Agnieszko, co to ma w ogóle znaczyć? To na serio? — usłyszałam jego głos z kuchni.

Cisza. Potem znowu Marek:

— Nie chcę, żebyś miała męża… Pomyśl o mnie!

Zamarłam. To nie była troska o córkę. To była zwykła zazdrość. Nie o mnie – o nią. O byłą. O tę, którą rzucił dla „nowego życia”, ale której nigdy nie puścił.

Leżałam w łóżku, wpatrzona w sufit, i czułam, jak wszystko we mnie się wali. Ja jestem jego żoną. Matką jego syna. Tą, z którą planuje przyszłość, dzieli codzienność. A on dzwoni do innej kobiety, błaga, żeby nie wychodziła za mąż, bo… go to boli.

Powiesz: zazdrość to dowód miłości? Ale do kogo?

I teraz nie wiem, co robić. Udawać, iż nic nie słyszałam? Czy spojrzeć mu w oczy i zapytać: kogo tak naprawdę kochasz – mnie czy Agnieszkę? I kim dla ciebie jestem, skoro nie potrafisz odpuścić tej, która odeszła?

Marek położył się obok, przytulił, jakby nigdy nic. A ja czułam się jak intruz. Bo zrozumiałam – nie jestem u niego jedyna. choćby jeżeli fizycznie tak. W głębi duszy… tam wciąż ktoś mieszka. I to nie ja.

Czy to jeszcze miłość? Czy tylko strach przed utratą kontroli nad kobietą, którą zdradził? Dlaczego mężczyźni tak boleśnie przeżywają, gdy ich była znajduje szczęście? Dlaczego ich korci na myśl, iż ktoś inny może dać jej to, czego oni nie dali?

I najważniejsze – jak z tym żyć tej, która jest teraz obok?..

Idź do oryginalnego materiału