Jego mały jubileusz: urodzinowe refleksje

newsempire24.com 3 dni temu

Igor z uwagą przeglądał swoje biurko. Zwykle panował na nim artystyczny nieład, jak to się mówi. Ale dziś mężczyzna zamierzał wyjść wcześniej. Obchodził urodziny, mały jubileusz.

Dodatkowo Igor poprosił o tydzień urlopu, planując odpoczynek z rodziną nad polskimi jeziorami, więc postanowił poukładać swoje miejsce pracy. – No, chyba jest porządek – pomyślał. Jego spojrzenie padło na zdjęcie stojące w rogu biurka, a serce nagle zasnuł cichy smutek. To nie była tylko tęsknota, ale melancholia za tym, co cenne, ale niemożliwe do odzyskania. Podobne zdjęcia, ale większe, wisiały w jego pokoju w rodzinnym domu oraz w salonie jego mieszkania. Do dziś pamięta ten dzień, mimo iż upłynęło wiele lat. I nie tylko dlatego, iż to jego urodziny.

Igor z bratem siedzieli na ławce przed blokiem. Starszy brat opowiadał fabułę kolejnego filmu sensacyjnego, który obejrzał, udając bohaterów. Zafascynowani, nie zauważyli, kiedy podjechał samochód taty.
Z rzeczywistości wyrwał ich jego radosny głos. – Cześć, synku. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Tata, uśmiechając się, wyciągał coś zza swojego płaszcza. – To mój mały prezent – powiedział, wyciągając małego, puszystego kociaka. Kotek był szary z białymi łapkami i ciekawie rozglądał się wokół.

Z klatki wyszła mama z niebieską sportową torbą. Z tą torbą tata zwykle jeździł w delegacje. – Synku, muszę wyjechać na krótko. – Ale większy prezent czeka na mnie. – Proszę, trzymaj – tata podał Igorowi kociaka. – Wlejcie mu w domu mleka. A ja wrócę w weekend, pójdziemy do sklepu, wybierzesz sobie prezent, dobrze? – A potem pójdziemy do zoo. Tata przytulił ich z bratem i potargał po głowie. – Witold, długo cię nie będzie? – zapytała mama. – Nie, jutro wieczorem będę w domu – odpowiedział, zabierając torbę z rąk mamy. – Słuchajcie, zróbmy zdjęcie na pamiątkę – zaproponowała mama.

Niedawno kupili aparat, popularną wtedy „małpkę”, i mama starała się uchwycić jak najwięcej chwil z ich życia. – Spieszę się – zakłopotany uśmiechnął się ojciec. Faktycznie, siedzący w samochodzie kolega taty, wujek Antoni, zatrąbił, uśmiechając się do nich i znacząco stukał w tarczę zegarka. Tata machnął do niego ręką, dając znać, żeby minutkę poczekał. Postawił torbę na ziemi, znowu wziął na ręce kociaka, a Igor z bratem stanęli po bokach.

Uśmiechając się, patrzyli w obiektyw, nie wiedząc, iż kotek będzie jedynym prezentem dla Igora. I ostatnim. Bo z tej delegacji tata nie wrócił. Jak się później okazało, mieli z wujkiem Antonim przewozić dużą sumę pieniędzy. Były to lata 90., takie transakcje były wtedy normą, a ktoś dowiedział się o nich i nasłał na nich bandytów.

Mama mówiła potem, iż według prowadzącego sprawę śledczego, nie chcieli ich zabić. Złodzieje najwyraźniej ich śledzili, czekając na moment, kiedy szosa byłaby pusta, by upozorować wypadek i przejąć pieniądze. Ale coś musieli źle wykalkulować, uderzenie było zbyt silne, samochód taty przy dużej prędkości zjechał na pobocze, przewrócił się i zapalił. Ani zleceniodawcy, ani napastników nie znaleziono i po paru latach sprawę cicho umorzono. Za każdym razem, wspominając tamten czas, mama powtarzała: – Nie wiem, kim byli ci ludzie, i nie chcę wiedzieć. – Bóg im sądzić. – Ale iż mogli pomóc, a tego nie zrobili, tylko ratowali własną skórę, tego im nigdy nie wybaczę.

Pochowaliśmy ich w jeden dzień. Ojca i wujka Antoniego. Spoczęli w zamkniętych trumnach. Igor stał obok płaczącej babci, mamy taty, i nie rozumiał, iż w tym obitym ciemnoczerwonym aksamitem drewnianym pudle leży jego ojciec. Może dlatego jeszcze przez miesiąc z nadzieją biegł do drzwi na każdy dzwonek. Mając nadzieję, iż wszystko to był tylko zły sen, iż teraz drzwi się otworzą, a tata wejdzie, radosny, żywy, leciutko pachnący dymem papierosowym i benzyną. Ojciec miał swoje klucze, ale za każdym razem po powrocie z delegacji, zawsze dzwonił do drzwi, Igor pierwszy biegł na spotkanie, a tata uśmiechając się, wyciągał z torby jakiś prezent, mówiąc, iż to od zajączka. Starszy brat troszkę z niego żartował. – Skąd zające biorą prezenty? – W lesie przecież nie ma sklepów – śmiał się. – Ech, mały. Ale Igor wtedy nie zwracał uwagi i był strasznie dumny, iż leśni mieszkańcy o nim wiedzą i nigdy nie zapominają.

Tata nie wracał, a z czasem chłopiec ułożył sobie bajkę, całe fantastyczne opowieści o tym, iż tata wcale nie umarł, a jakiś zły czarodziej przemienił go w szarego kota. Za każdym razem ta opowieść obfitowała w nowe szczegóły, tak iż czasami już sam zaczął w nią wierzyć. Teraz Igor nie mógł już pojąć, czym to było. Reakcją obronną organizmu czy naiwną dziecięcą wiarą w cuda. Ale wtedy te fantazje pewnie pomogły mu przetrwać pierwszy dotkliwy ból straty. Dużo później, kiedy z bratem wspominali zdarzenia z tamtych odległych dni, mieli dziwne wrażenie. Jakby dusza taty rzeczywiście w jakiś niezrozumiały sposób przeniosła się do szarego kotka. Przez cały czas, kiedy kociak, a później dorosły kot, żył z nimi, czuli nieopisane obecności ojca. Jakby był gdzieś blisko, tylko niewidzialny. Ale wtedy, w dzieciństwie, nie dzielili się tym z nikim, choćby ze sobą nawzajem. Nazwali kotka Rudolf, od imienia jednego z bohaterów bajek Disneya, które wtedy każdą niedzielę puszczano w telewizji.

Igor z bratem, a także mama, bardzo polubili kota. Stał się, bez przesady, talizmanem, opiekunem ich rodziny. Odprowadzał i witał ich ze szkoły, później z uczelni, mamę z pracy. Kiedy ktoś zachorował, Rudolf był obok, uspokajająco mrucząc, kładł się na bolące miejsce, starając się je ogrzać. Nie odstępował, aż jego człowiek nie wyzdrowiał. Kot przeżył z nimi długie życie. Ale czas jest nieubłagany, i pewnego letniego niedzielnego wieczora cicho odszedł. Do tego czasu starszy brat ożenił się i mieszkał osobno. Po usłyszeniu o śmierci ich wieloletniego ulubieńca, natychmiast przyjechał. W ostatnią drogę Rudolfa żegnała cała rodzina. A jak inaczej? Był żywą pamięcią o zmarłym ojcu. Tata zapamiętali go na zawsze dokładnie takiego, jak w ten ostatni dzień. Radosnego, trochę się spieszącego, z kociakiem na rękach. Igor nie był tego pewien, ale wydawało się, iż mama czuła coś podobnego, ponieważ na nagrobku obok wizerunku ojca w całej postaci, na odwrocie, artysta na jej życzenie przedstawił pustą drogę i samochód na niej pędzący w stronę zachodzącego słońca. Kota pochowali niedaleko miasta, w młodym wtedy sosnowym lesie. Choć od tego dnia minęło wiele lat, i został tylko słabo widoczny kopczyk, Igor dobrze pamiętał to miejsce i za każdym razem, mijając je, niezmiennie skręcał tam, aby na chwilę się zatrzymać, oddając hołd pamięci wieloletniego ulubieńca.

Nie ma się co oszukiwać, bez wątpienia członkowi rodziny, z którego śmiercią odeszła cała epoka jego życia. Epoka dzieciństwa i młodości. Ponownie zerknął na fotografię i uśmiechnął się smutno wspomnieniom, Igor wziął ze stołu laptop, wytarł wierzchem dłoni zwilżone oczy i wyszedł z biura.

W domu Igora już czekano. Wszyscy byli zgromadzeni. Przyjechała mama, brat z rodziną, kilku bliskich przyjaciół. Kiedy wszyscy zebrali się w dużym pokoju, brat z siostrzeńcami uroczyście wnieśli pudełko i wręczyli mu je. Wszyscy zaczęli klaskać, a siostrzeńcy z chytrymi uśmieszkami poprosili, by zgadł, co to może być.

Bliscy i przyjaciele wiedzieli o pasji Igora do gier komputerowych, więc zaczął zgadywać. – Super joystick, kierownica do wyścigów? – Zgadłem? Siostrzeńcy, śmiejąc się, kręcili przecząco głowami i otworzyli pudełko. Igor spojrzał i dosłownie osunął się na wcześniej przez kogoś przysunięte krzesło. Wspomnienia dzieciństwa popłynęły w jego głowie, a nieproszone łzy same napłynęły do oczu. I wcale się ich nie wstydził. W pudełku siedział kociak, taki jak ten, którego kiedyś podarował mu ojciec. Szary, puszysty, z białymi łapkami. Wspomnienia falą zalały jego serce. Tata, Rudolf… Wtedy, w dzieciństwie, Igor godzinami rozmawiał z kotem, powierzając mu swoje dziecięce tajemnice, euforii i smutki. Chłopiec miał nieodparte wrażenie, jakby rozmawiał z ojcem. Przynajmniej słyszał go.

W to Igor był w tajemnicy przekonany choćby później, już jako dorosły. A kot patrzył na niego z pojętnym, niemal ludzkim wzrokiem i cicho, uspokajająco mruczał.

Teraz to jego córka nastolatka, wracając ze szkoły, w pierwszej kolejności idzie do kuchni, skąd po chwili słychać jej niezadowolony głos. – Dlaczego miseczki Butczka są puste?! – Kis-kis, maleńki. – Chodź tutaj, mały, zaraz cię nakarmię. A kociak, całkiem niedawno pożarłszy swoją porcję karmy, popił ją świeżym mlekiem, spogląda chytrze na Igora i gwałtownie człapie do kuchni na wezwanie swojej małej właścicielki.

Idź do oryginalnego materiału