Zdawać by się mogło, iż każdy podróżny wie o tym, jak kończy się głupie wspominanie o bombie w bagażu na lotnisku. Niestety kolejne sytuacje pokazują, iż niekoniecznie. W zeszłym tygodniu do podobnej sytuacji doszło w Łodzi. Służby nie miały litości. Skończyło się przykrymi konsekwencjami, które "żartowniś" z pewnością zapamięta na długo.
REKLAMA
Zobacz wideo Lotnisko w Katarze zachwyca. Przepych, drogie marki i... park
Czego nie wolno mówić na lotnisku? Mógł zapomnieć o dalszej podróży
Na lotniskach każda, choćby najmniejsza wzmianka o bombie jest traktowana bardzo poważnie, zaś wspominający o niej pasażer sprawdzany. Nie wszyscy jednak wiedzą, jakie konsekwencje może za sobą nieść żartowanie w ten sposób. W zeszłym tygodniu uświadomiony został o tym pasażer, który podróżował z lotniska w Łodzi do Londynu. A przynajmniej taki miał plan, bo ostatecznie go nie zrealizował. Wszystko przez pokrętne poczucie humoru. Jak informuje portal dzienniklodzki.pl, w trakcie kontroli bezpieczeństwa rzucił w kierunku wartownika Służby Ochrony Lotniska, iż przewozi bombę. Ku jego zdziwieniu wszyscy wzięli sobie jego żart do serca i ruszyła cała procedura.
Czego nie wolno mówić na lotnisku?Zażartował na lotnisku i nigdzie nie poleciał. Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Wyborcza.pl
gwałtownie okazało się, iż mężczyzna "tylko żartował", gdyż przeprowadzona kontrola nie wykazała nieprawidłowości. Być może nie spodziewał się, jakie konsekwencje go czekają. Wartownik, któremu nie było do śmiechu, poinformował o zaistniałej sytuacji kierownika działu obsługi naziemnej, a ten przekazał wszystko kapitanowi samolotu Ryanaira, którym miał lecieć niefrasobliwy pasażer. Ostatecznie pilot podjął decyzję o niewpuszczeniu go na pokład. Zamiast upragnionego wypadu do Londynu pasażer mógł co najwyżej wrócić do domu. - Nie rozumiem, dlaczego pasażerowie robią takie rzeczy. Najpierw kupują bilet, potem się pakują, jadą na lotnisko i zamiast zachować się odpowiednio i lecieć, wracają do domu - skwitowała rzeczniczka prasowa Portu Lotniczego im. Władysława Reymonta w Łodzi Wioletta Gnaciskowska.
Dotkliwe kary nie odstraszają "żartownisiów". Wciąż to robią
Wbrew pozorom "żarty" o materiałach wybuchowych w bagażu nie są tak rzadkie, jak mogłoby się zdawać. W czerwcu 48-letnia pasażerka miała lecieć z Poznania na Teneryfę, jednak na lotnisku skłamała, iż przewozi bombę. Od razu próbowała wyjaśnić, iż to tylko żart, ale służby potraktowały sytuację poważnie, zaś pilot nie wpuścił jej do samolotu. Dostała też 500 zł mandatu. W tym samym miesiącu na krakowskim lotnisku w podobny sposób "zażartował" 35-latek ruszający do Wenecji. Oczywiście o podróży mógł zapomnieć, zaś jego portfel zubożał o 500 zł. Choć służby i pracownicy linii nie okazują litości, podobne sytuacje wciąż się zdarzają. Co sądzisz o karach za żarty o materiałach wybuchowych na lotniskach? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.