Jedna Miłość, Jedna Droga

newsempire24.com 4 dni temu

JUREK-JEDNOLUB

Jurek każdego weekendu majsterkował przy swoim motocyklu w garażu obok domu. Otaczała go gromada chłopaków, którzy przysiadali na piętach przy “żelaznym rumaku”, niczym wróbelki, i wpatrywali się, jak gospodarz czyści silnik, dokręca śrubki czy poleruje do połysku niklowane elementy miękką szmatką.

— O, jak on będzie szalał! — powtarzali chłopcy z podziwem. — Jurek, zabierzesz nas na przejażdżkę?

— Nie można was wozić, jeszcze za mali, a motocykl to poważna sprawa, nie rower…

Chłopcy wzdychali, wtedy Jurek się uśmiechał:

— No, może kilka kółek po podwórku, to jeszcze ujdzie…

“Wróbelki” cieszyły się, a potem uciekały na boisko, zabierając ze sobą piłkę. Jurek wracał do domu, mył się, a matka gderała:

— I kiedy w końcu będziesz miał dziewczynę? U Kowalskich już drugi syn się ożenił, a obaj młodsi od ciebie. O czym ty w ogóle myślisz? To już nie wiek, żeby cały czas grzebać w garażu przy tych żelastwach…

Żelastwem nazywała też stary samochód dziadka, który przekazał Jurkowi, gdy ten wrócił z wojska. Chłopak doprowadził auto do porządku, uruchomił je i przemalował, aż lśniło jak nowe.

— Mój “Maluch” znów jak żywy, tyle w niego włożyłem, żeby dziadek się ucieszył. W takim stanie chętnie by go kupili. Tyle iż teraz już nie chcę go sprzedawać, szkoda… — tłumaczył Jurek matce.

— Wszystko pięknie, ale sześć lat minęło, odkąd wróciłeś z wojska, a dziewczyny jak nie było, tak nie ma. Boję się, iż zostaniesz sam ze swoim żelastwem, a szczęście to rodzina, synku… — wzdychała Helena.

— A gdzie ja niby znajdę dziewczynę? Na dyskoteki nie chodzę, noga mi się nie chce machać, w kinie ciemno, nikogo nie dojrzysz — śmiał się Jurek.

— No właśnie, i o czym z tobą porządna dziewczyna będzie gadać? — machnęła ręką matka. — To moja wina, przyznaję. Książek nie czytałeś, poza szkolną lekturą, teatru w naszym mieście nie ma, a do muzeum cię nie zapędzisz. Tylko samochody, motocykle i cała ta technika w głowie.

— No bo w tej branży pracuję, w warsztacie, mamo — odpowiadał Jurek. — Uwierz mi, moje ręce są potrzebne.

— A nie do umycia, mój złoty. Wszystkie ręczniki poplamione, już choćby ciemne wieszam, jak widzisz. I jaka dziewczyna będzie z tobą o samochodach debatować? — uśmiechnęła się matka.

— A jaka? — Jurek spojrzał na swoje dłonie. — Taka, która pokocha.

— Najpierw poszedłbyś do muzeum, żeby trochę kultury w sobie podnieść, synu.

— I co ja tam będę robił? Sam? Nie ma mowy — stanowczo odmówił Jurek.

— No jak to sam? Przecież twój bratanek Kuba ma wakacje, zabierz go, siostra będzie wniebowzięta — nalegała matka. — Przejdźcie się po mieście, zjedzcie lody w kawiarni, będzie kulturalna wycieczka.

— Zwiad w sprawie panienek? — zaśmiał się Jurek, rozumiejąc podstęp matki.

Minęło kilka dni, gdy przy kolacji matka oznajmiła:

— Jutro sobota. Kuba do nas przyjdzie.

— No i? — nie zrozumiał Jurek. — Niech przychodzi.

— Obiecałam mu, iż pójdziecie do muzeum — przypomniała matka. — Cieszy się, czeka. Przyjdzie odświętnie ubrany.

— Aaa… — przypomniał sobie Jurek. — Więc jednak muzeum? No dobra, pójdziemy, skoro obiecałaś.

Pogoda była wymarzona. Najpierw Jurek z dziesięcioletnim Kubą wstąpili do kawiarni na lody, a potem, już z obowiązku, do muzeum.

Kupili bilety, a kasjerka powiedziała:

— Śpieszcie się, grupa już się zebrała, zwiedzanie właśnie się zaczęło, dogonicie ich w pierwszej sali!

Jurek z bratankiem pośpieszyli dołączyć do wycieczki. Kuba przecisnął się do przodu, żeby lepiej słyszeć przewodnika, a Jurek, przeciwnie, chował się za plecami innych, jakby się nagle zawstydził.

Ale widział ją doskonale — dziewczynę-przewodniczkę, i starał się nie uronić żadnego jej słowa, bo gdy tylko na nią spojrzał — tę drobną jak porcelanowa figurka, w białej sukience, z delikatnymi koralami i niebieskimi jak niebo oczami — oniemiał.

W grupie było sporo dzieci, więc przewodniczka często zwracała się do nich, zadając pytania i zagadki. Trzymała w ręku wskaźnik. Jej smukłe palce przypominały łapkę mądrego, magicznego ptaka, który właśnie chwycił gałązkę.

Jurek nie mógł oderwać wzroku od tych błękitnych oczu i wąskiej talii, jakby był zaczarowany.

Gdy zwiedzanie dobiegło końca, dziewczyna pożegnała grupę i zniknęła w muzealnym korytarzu. Jurek z Kubą wyszli na ulicę, gdzie powitał ich upał — miasto rozgrzane było słońcem.

— A tam było tak przyjemnie chłodno — westchnął Kuba. — Tylko szkoda, iż nie odważyłem się pytać…

— Nic nie szkodzi, jeszcze tu wrócimy i wszystko dokładnie obejrzymy — uśmiechnął się Jurek, odwracając głowę, by zapamiętać godziny otwarcia. — Jutro przyjdziemy!

— Jutro? — zdziwił się chłopiec.

— No jasne, po co zwlekać? Póki pytania świeże w głowie — Jurek klepnął Kubę po ramieniu i w doskonałych humorach wrócili do domu.

Matka zdziwiła się, iż syn i bratanek znów wybierają się do muzeum, ale nic nie powiedziała. Następnego dnia Jurek już od progu zapytał kasjerkę:

— Ta przewodniczka z wczoraj, jak miała na imię?

— Mamy kilka przewodniczek, młody człowieku.

Jurek pokrętnie opisał wygląd dziewczyny.

— A, to Kinga. Dzisiaj jej nie ma, prowadzi wycieczkę po mieście dla grupy z Warszawy. Może pan wpaść innym razem.

Jurek stał zmartwiony, a Kuba ciągnął go za rękaw.

— To co z muzeum? Nie idziemy? — pytał chłopiec.

— Byliśmy już — burknął Jurek.

Żeby spacer nie poszedł na marne, Jurek znów zaprowadził Kubę na lody, sam zaś wciąż myślał o oczach dziewczyny, ale cieszył sięPo pół roku spotkań Jurek i Kinga stanęli przed ołtarzem, a ich stary “Maluch”, udekorowany wstążkami, zawiózł ich w podróż, która dopiero się zaczynała.

Idź do oryginalnego materiału