Jana wróciła z porodówki – a w kuchni stała druga lodówka. — To moja i twojej mamy, nie wkładaj tam swoich rzeczy — oznajmił mąż.

newskey24.com 1 miesiąc temu

Jana wróciła ze szpitala położniczego i w kuchni stała druga lodówka. To moja i mamy, nie wkładaj tam swoich rzeczy oznajmił jej mąż.

Jana pchnęła ramieniem drzwi mieszkania, przyciskając do piersi zawiniątko z małym Wojtusiem. Październikowy wiatr zdążył wślizgnąć się pod jej płaszcz, więc teraz marzyła tylko o cieple, spokoju i ciszy.

Porodnica już za nią, przed nią dom. To mieszkanie odziedziczone po babci, przepisane na jej nazwisko jeszcze przed ślubem. Każdy jego kąt był znajomy, każda rysa na suficie przypominała przeszłość. Powinna czuć się tu bezpieczna.

Olek wszedł pierwszy, zrzucił buty, a płaszcz po prostu rzucił na podłogę w przedpokoju. Jana przekroczyła próg i zastygła. Coś było nie tak. Powietrze miało obcy zapach nie jej perfum, nie jej kremu do rąk. Unosiła się woń kwiatów, zmieszana z czymś ostrym, nieznanym.

No chodź już, nie stój tak rzucił Olek, choćby się nie oglądając.

Jana zdjęła buty i powoli ruszyła korytarzem. W salonie panował półmrok, na kanapie leżała obca, haftowana różami poduszka. Na stoliku do palenia stał wazon z sztucznymi kwiatami na pewno nie było go tam tydzień temu.

W kuchni powitał ją brzęk garnków. Przy kuchence, w fartuchu, stała teściowa Irena Władimirowna i ochoczo mieszała coś w garnku. Włosy starannie ułożone, na szyi perły, szminka na ustach jakby szykowała się na przyjęcie, a nie na powrót synowej ze szpitala.

A, Janka! Wreszcie! zawołała Irena Władimirowna, nie odrywając się od garnka. Pokażesz malucha? No chodź, prędko, niech zobaczę!

Jana instynktownie zrobiła krok do przodu ale jej wzrok zatrzymał się na czymś przy przeciwległej ścianie: czymś ogromnym i błyszczącym. Obok starej lodówki, która stała tu od lat, pojawiła się druga nowa, srebrna, z naklejkami producenta i jeszcze folią na uchwytach.

Skąd to się wzięło? zapytała zmieszana Jana, patrząc na teściową.

Ta tylko odwróciła się, otarła dłonie o fartuch i uśmiechnęła się, jakby właśnie zrobiła komuś prezent.

Kupiliśmy! Olek poszedł z nami, wybraliśmy porządną, przestronną. W końcu będzie porządek w kuchni. Trzeba się dobrze odżywiać, zwłaszcza z niemowlakiem. Chyba rozumiesz, co?

Z wami? odparła Jana. Z kim?

No ze mną, oczywiście! strzeliła łyżką Irena Władimirowna. od dzisiaj mieszkam tu, będę pomagać. Myślałam, iż Olek ci powiedział.

Krew odpłynęła z twarzy Jany. Wojtuś zaczął popłakiwać w jej ramionach, a ona instynktownie przytuliła go mocniej.

Olek? zawołała, zwracając się w stronę drzwi.

Mąż właśnie wchodził do kuchni, z dwiema torbami zakupów w rękach. Wyglądał na zmęczonego, wzrok miał nieobecny.

Co?

Twoja mama mówi, iż teraz tu mieszka?

Olek skinął głową, jakby chodziło o to, iż skończył się chleb.

No jasne. Potrzebujesz pomocy. Mama zgodziła się zamieszkać tu na jakiś czas, aż dojdziesz do siebie.

Na jakiś czas? zmarszczyła brwi Jana. A co z tą lodówką?

A, to. Olek postawił torby na stole i potarł nos. Mama kupiła, żeby jej jedzenie było osobno. Wiesz, ma specjalną dietę.

Specjalną dietę powtórzyła wolno Jana. W moim mieszkaniu.

Janka, nie zaczynaj znowu. Jestem zmęczony. Mama chce tylko pomóc, a ty od razu robisz scenę.

Irena Władimirowna pewnie otworzyła nową lodówkę i zaczęła rozpakowywać zakupy. Jana śledziła jej ruchy: jogurty, twaróg, jakieś butelki z etykietami, warzywa w pojemnikach.

Widzisz zamknęła drzwi teściowa. Teraz każdy ma swoje. I nikt nikomu nie przeszkadza.

Jana chciała coś powiedzieć, ale Wojtuś zapłakał. Głośno, natarczywie. Trzeba go było nakarmić, przewinąć, uśpić. Głowa jej pulsowała ze zmęczenia, nie miała siły na nic. Wszystkie pytania zeszły na dalszy plan.

Idź już, idź, nakarm malucha machnęła ręką Irena. A ja tu posprzątam.

Jana powoli wyszła z kuchni i udała się do sypialni. Tu też coś się zmieniło. Na komodzie leżały obce przedmioty krem do rąk, flakonik perfum, szczotka do włosów. Na krześle leżał szlafrok, który ewidentnie nie był jej.

Olek zawołała cicho Jana, siadając na łóżku.

Mąż pojawił się w drzwiach.

Co jeszcze?

Dlaczego rzeczy twojej mamy są w naszej sypialni?

Śpi w salonie na kanapie, ale swoje rzeczy tu zostawiła, żeby nie zawalały korytarza. Co to za różnica?

To różnica, bo to moje mieszkanie.

Olek westchnął, jakby Jana robiła problem z niczego.

Janka, daj spokój. Mama przyszła pomóc, a ty się czepiasz każdej drobnostki. Wolałabyś być sama z dzieckiem? Bez pomocy?

Jana nic nie odpowiedziała. Wojtuś ssał mleko, jego malutki nosek poruszał się cichutko, a w głowie Jany kłębiły się coraz bardziej niepokojące myśli. Jak to się stało? Wyszła z porodni ze swojego mieszkania, gdzie żyła z mężem, a wróciła dokąd? Do akademika, gdzie każdy ma własną lodówkę i swoje zasady?

Gdy Wojtuś się najadł i zasnął, Jana ostrożnie położyła go w łóżeczku przy oknie. Czas było dowiedzieć się, co się tu dzieje. Wróciła do kuchni.

Irena Władimirowna siedziała przy stole z kawą i przeglądała magazyn.

Zasnął? Dobra jesteś. Dzieci od pierwszego dnia trzeba przyzwyczajać do rutyny.

Jana podeszła do starej lodówki i otworzyła drzwi. Była prawie pusta butelka mleka, kawałek sera, kilka jajek. Wszystko inne zniknęło.

Irena Władimirowna, gdzie jest jedzenie? zapytała Jana.

Jakie jedzenie, kochanie?

To, co było w lodówce. Kurczak, warzywa, soki.

A, to. Teściowa popiła kawę.

Idź do oryginalnego materiału