«Jaki on stał się piękny. Gdyby miał więcej pieniędzy i pracował w renomowanej firmie, prawdopodobnie bym się w nim zakochała» – myślała Alena

newsempire24.com 2 dni temu

„Jakim pięknym się stał. Gdyby był tylko trochę bogatszy, pracował w prestiżowej firmie, może bym się w nim zakochała” — myślała Alicja.

„No więc, Jakub, zostajesz za mnie. jeżeli będą jakieś problemy, dzwoń. Nie lecę na Marsa, będę w zasięgu” — powiedział Krzysztof, wyciągając dłoń do swojego zastępcy i przyjaciela.

„Jasne, nie martw się. A tak przy okazji, nie powiedziałeś jeszcze, gdzie jedziesz na urlop. Na Malediwy czy do Turcji?” — Jakub uścisnął jego dłoń.

„Nie mówiłem? Do matki jadę. Dach trzeba naprawić, płot poprawić. Wcześniej ojciec pilnował domu, ale od kiedy odszedł, wszystko się sypie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio siedziałem z wędką nad rzeką.”

„Ja nigdy nie byłem na rybach. Prawdziwy mieszczuch. Trochę ci choćby zazdroszczę” — westchnął Jakub. „Jak wrócisz, opowiesz” — krzyknął już za odchodzącym Krzysztofem.

Ciesząc się, iż jutro rano będzie daleko od hałaśliwego i zakurzonego miasta, iż przytuli matkę, wciągnie powietrze dzieciństwa, Krzysztof jechał do domu z uśmiechem.

Dorastał w małej wiosce. Mama była nauczycielką, ojciec pracował jako budowlaniec. Krzyś często pomagał tacie na budowie, umiał wszystko. Ojciec marzył, iż syn pójdzie w jego ślady. Ale Krzyśka ciągnęło do maszyn, komputerów, nowych technologii. Uczył się łatwo. Kiedy skończył szkołę, oznajmił, iż we wsi nie ma dla niego przyszłości, chce pojechać do Warszawy i osiągnąć więcej, niż zostać budowlańcem jak ojciec.

„Jak to nie ma przyszłości? Wieś się rozwija, budowlańcy zawsze będą potrzebni. Chleba ci nie zabraknie. Chcesz, dom ci postawimy nowoczesny? Ożenisz się, dzieciom będzie gdzie biegać” — przekonywał ojciec.

„Za wcześnie na żonę. Najpierw trzeba stanąć na nogi” — machnął ręką Krzysztof.

Ojciec się irytował, kłócił. Matka cierpliwie go uspokajała i wspierała syna.

„Nie podcinajmy mu skrzydeł. Niech spróbuje. Mądry chłopak, jeszcze będziemy z niego dumni” — tłumaczyła ojca.

Rodzice dali mu pieniądze na początek i wypuścili syna podbijać stolicę. Krzysztof studiował i pracował na budowie. Z czasem osiągnął wszystko, czego pragnął.

W szkole kochał się w Alicji, śmiesznej zadziornej dziewczynie. Nie była orłem z matematyki, marzyła, by zostać fryzjerką, otworzyć własny salon. Każde z nich miało swoje plany. Rozjechali się więc w różne strony, mając nadzieję, iż kiedyś się spotkają.

Gdy Krzysztof przyjeżdżał na wakacje, okazywało się, iż Alicja już wyjechała.

Mógł pójść do jej matki, poprosić o numer, adres — ale nie zrobił tego. Miłość przeszkadzałaby w spełnianiu marzeń. A jeżeli by się pobrali, pojawią się dzieci, trzeba będzie zarabiać na chleb, a nie dążyć do celu. Nie, najpierw musiał osiągnąć wszystko, co zamierzył — rozkręcić biznes, kupić samochód, wybudować dom, a dopiero potem…

„Uważaj, czas ucieka. Alicja może na ciebie nie zaczekać” — mawiał ojciec.

„Nic strasznego, są inne dziewczyny” — odpowiadał Krzysztof.
Ale inne go nie interesowały.

Teraz Krzysztof miał wszystko — prawie wszystko — o czym marzył. Piękny dom w dobrej dzielnicy, drogi samochód, biznes przynoszący spore zyski. Mógł w końcu pomyśleć o żonie. Kobiety się pojawiały. Ale one chciały domu, niemieckiego auta, pieniędzy. A on pragnął, by kochały go dla niego samego.

Przyjeżdżając do rodziców, potajemnie liczył, iż spotka Alicję. Opowiadał im o sobie oszczędnie. Żyli skromnie, uczciwą pracą, bez fanaberii. Tego samego oczekiwali od syna. Gdy zaczynał mówić o sukcesach, ojciec marszczył brwi, a matka nerwowo mrugała. Jak można uczciwie zarobić na mieszkanie w Warszawie, wybudować dom?

„Co, prawa łamiesz? Tego cię uczyliśmy? Lepiej byś na budowie harował, niż żebyśmy się za ciebie wstydzili” — burczał ojciec.

Dlatego Krzysztof przyjeżdżał do nich używym, skromnym autem, pożyczonym od znajomych w zamian za swojego „Audi”. Albo pociągiem. Mówił, iż pracuje jako inżynier. Ojciec kiwał z aprobatą i dumą — syn warszawiak.

Wybierając się na urlop, Krzysztof i tym razem nie zmienił zwyczaju, choć ojciec odszedł trzy lata temu. Zostawił „Audi” w garażu, wziął bilet na pociąg i ubrał się po prostu.

Dostał miejsce na dole, a górne miała zająć starsza pani. Bez wahania jej je ustąpił. Babcia dziękowała mu przez całą podróż.

Krzysztof leżał na górnej półce i patrzył przezKiedy wysiadł na stacji w Warszawie, uśmiechnął się na myśl o tym, jak życie czasem płata figle, a największe tajemnice kryją się pod płaszczem zwykłości.

Idź do oryginalnego materiału