Jak zostałem wyrzucony z rodzinnego mieszkania za jeden pokój

polregion.pl 1 tydzień temu

„Tato, chcę wrócić do domu”: Jak wyrzucono mnie z rodzinnego mieszkania za pokój

Historia, od której łzy same napływają do oczu. Zdrada własnej córki i ratunek, który przyszedł, gdy nadzieja już niemal zgasła.

Witold Nowak stał na balkonie starej krakowskiej kamienicy i nerwowo palił papierosa. Dłonie mu drżały, serce waliło jak młot, jakby chciało wyrwać się z piersi. Któż by pomyślał, iż w wieku siedemdziesięciu dwóch lat stanie się nikomu niepotrzebnym ciężarem. A przecież jeszcze niedawno miał dom, rodzinę, ukochaną żonę…

— Tato, no co ty znowu? — wpadła do pokoju jego jedyna córka, Kinga. — Przecież tylko prosimy, żebyś oddał nam swój pokój. Krzyś i Kuba już duzi, a śpią na rozkładanym łóżku. To niewygodne!

— Kinguś… — wyszeptał Witold. — Dlaczego mam resztę życia spędzić w przytułku? Brakuje wam miejsca — wynajmijcie coś albo przeprowadźcie się do teściowej. Ja nie jestem tu nikim zbędnym…

— Dzięki, tato, wszystko już jasne — trzask drzwi i Kinga zniknęła, zostawiając za sobą woń perfum i gory.

Witold osunął się na fotel, pogłaskał starego psa Burka i nagle poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Dawno nie płakał, ale dziś nie mógł się powstrzymać. Pięć lat minęło, jak odeszła Bożena… Przeżyli razem czterdzieści lat, ramię w ramię, i nigdy by nie uwierzył, iż ich córka — ich Kinga — zdolna jest do czegoś takiego…

Wychowali ją z miłością, troską. Wszystko, co najlepsze — dla niej. A wyrosła na zimną i wyrachowaną.

— Dziadziu, ty nas nie kochasz? — wbiegł ośmioletni Krzyś. — Mama mówi, iż jesteś skąpy! Nie chcesz nam oddać pokoju!

— Wnuczku, kto ci takie rzeczy opowiada… — głos Witolda się załamał.

Zrozumiał, iż córka nastawiła przeciw niemu własne dzieci. Starzec ciężko westchnął i wykrztusił:

— Dobrze. Pokój będzie wasz…

Kinga wpadła z błyszczącym wzrokiem.

— Tato, naprawdę? Dziękuję! Już wszystko załatwiłam — zamieszkasz w przytulnym domu opieki, z pielęgniarkami. Burka też nie zostawimy, obiecuję!

Minęły zaledwie dwa dni. I oto Witold Nowak znalazł się w nędznym schronisku dla samotnych starszych ludzi na obrzeżach Krakowa. Zapach wilgoci, odpadająca farba ze ścian, smutek w oczach sąsiadów. Żadnej „opieki” ani „komfortu”, jak obiecywała córka. Tylko zapomniane miejsce dla zapomnianych dusz.

— Nowy? — spytała sąsiadka z łóżka obok. — Nazywam się Wanda. Też cię rodzina wystawiła?

— Tak — skinął głową Witold. — Córka. Pokój chciała uwolnić…

— A ja dzieci nie miałam. Mieszkanie przepisałam na siostrzeńca… a on mnie tu zostawił. Przynajmniej nie na ulicy…

Zaczęli rozmawiać, wspominać przeszłość, tęsknić za bliskimi. Z czasem Wanda stała się jedynym światłem w życiu Witolda. Chodzili po ponurym podwórku, grzali się w słońcu, trzymając za ręce, jak dwójka młodych zakochanych.

A córka nie dawała znaku życia. choćby nie odbierała telefonów. Witold chciał tylko wiedzieć — co z Burkiem? Czy jeszcze żyje?

Pewnego dnia, przechadzając się po terenie, natknął się na dawnego sąsiada — Bogdana.

— Witold Andrzejewicz?! Kinga mówiła, iż wyjechaliście na wieś! I Burka pewnie zabraliście?

— Co? — głos Witolda zadrżał. — Co stało się z psem?

— Wyrzuciła go na ulicę. Znalazłem go i oddałem dobrym ludziom. Pies — złoto. A ona… podobno wynajmuje wasze mieszkanie. Sama z mężem mieszka u teściowej. Jak ona mogła…

Witold zakrył twarz dłońmi i szeptem, jak złamany człowiek, wyszeptał:

— Synu… Chcę wrócić do domu…

— Nie jesteście sami. Jestem prawnikiem. Pomogę. Tylko powiedzcie — czy się wypisaliście?

— Nie. Ale ona ma znajomości… Mogła…

— Więc pakujcie się. Rozprawimy się z tym!

Przed wyjazdem Witold zajrzał do pokoju Wandy:

— Wandziu, nie płacz. Wrócę. Po ciebie też wrócę. Obiecuję.

— Po co mnie starej… — szepnęła.

— Nie gadaj głupot. Jesteś mi potrzebna.

Gdy przybyli z prawnikiem do mieszkania, zastali nowy zamek. Bogdan działał szybko. Okazało się, iż Kinga wynajęła mieszkanie lokatorom, mając nadzieję, iż ojciec zniknie na zawsze. Ale dokumenty, które przygotowała, były nieważne. Sąd przywrócił prawa Witoldowi. Prawo stanęło po jego stronie.

— Dziękuję ci, synu… Tylko boję się. Co jeszcze może wymyślić?

— Po sprzedaży mieszkania można jej dać część. Reszta na dom na wsi. Spokój. I nikt was więcej nie skrzywdzi.

Po kilku miesiącach Witold Nowak wraz z Burkiem wprowadzili się do małego drewnianego domku z ogrodem. niedługo dołączyła do nich Wanda. Razem sadzili jabłonie, hodowali kury i każdego wieczoru siadali przed domem, trzymając się za ręce.

Tak, życie bywa okrutne. Ale dobro zawsze znajdzie drogę. choćby w najciemniejszą noc.

Idź do oryginalnego materiału