Pamiętam, jak wpadłam w prawdziwą biedę – stałam się niewolnicą w rodzinie męża.
W małej wsi pod Lublinem, gdzie wiatr niesie zapach świeżo skoszonego siana, moje życie, które zaczęło się od miłości, zamieniło się w nieznośną niewolę. Nazywam się Katarzyna, mam 28 lat, a trzy lata temu wyszłam za mąż za Stanisława. Myślałam, iż znalazłam rodzinę, ale zamiast tego stałam się współczesną niewolnicą – służącą dla męża, jego rodziców i całej familii. Moja dusza krzyczy z rozpaczy, a ja nie wiem, jak wyrwać się z tej pułapki.
**Ślepota miłości**
Gdy poznałam Stanisława, miałam 25 lat. Był z sąsiedniej wsi – wysoki, z dobrym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem. Spotkaliśmy się na jarmarku, a jego prostota mnie urzekła. Mówił o rodzinie, dzieciach, o życiu na wsi, gdzie wszyscy trzymają się razem. Ja, dziewczyna z miasta, marzyłam o takim cieple. Po roku wzięliśmy ślub, a ja przeprowadziłam się do jego wsi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, iż ten krok stanie się moim wyrokiem.
Stanisław mieszkał z rodzicami, Zofią Janową i Janem Kazimierzem, w dużym domu. Jego starszy brat z rodziną i cała reszta krewnych byli częstymi gośćmi. Myślałam, iż stanę się częścią tej wielkiej rodziny. Ale już pierwszego dnia zrozumiałam: oczekują ode mnie nie miłości, tylko pracy. „Jesteś młoda, zdrowa, to się bierz do roboty” – powiedziała teściowa, a ja, głupia, przytaknęłam, nie rozumiejąc, w co się pakuję.
**Niewola zamiast małżeństwa**
Moje życie stało się niekończącą się karuzelą obowiązków. Budzę się o piątej, by przygotować śniadanie dla całej rodziny. Teść lubi kaszę, teściowa jajecznicę, a Stanisław kanapki. Potem sprzątanie wielkiego domu, pranie, praca w ogrodzie. W ciągu dnia przychodzą krewni, a ja gotuję obiad dla tłumu: żurek, schabowe, kompot. Wieczorem kolacja, zmywanie naczyń, a w nocy padam bez sił. I tak każdego dnia, bez odpoczynku, bez wolnej chwili.
Teściowa dowodzi jak generał: „Kasia, źle obierasz ziemniaki”, „Kasia, podłoga nie umyta”. Teść milczy, ale jego spojrzenie mówi: „Tu jesteś nikim”. Rodzina męża, przychodząc w gości, choćby nie wita się – po prostu siada do stołu i czeka, aż im usłużę. Stanisław, mój mąż, zamiast mnie bronić, powtarza: „Mamo, nie sprzeczaj się z mamą, ona wie lepiej”. Jego obojętność to jak nóż w serce. Myślałam, iż będzie moim obrońcą, a on stał się częścią tej machiny, w której ja jestem niewolnicą.
**Chwila rozpaczy**
Ostatnio wybuchłam. Kiedy znów Zofia Janowa skrytykowała mój rosół, a goście zostawili stos brudnych talerzy, krzyknęłam: „Nie jestem służącą! Też jestem człowiekiem!”. Wszyscy zamarli, a teściowa zimno odparła: „Nie podoba się? Wracaj do swojego miasta. Przyzwyczaiłaś się, iż wszystko pod nosem podają”. Stanisław milczał, a to mnie dobiło. Wybiegłam na podwórko, łkając, i zrozumiałam: jestem w pułapce. Nie mam dokąd iść – w mieście nie mam mieszkania, a mama mieszka daleko. Ale zostać – znaczy zgubić siebie.
Zaczęłam zauważać, iż choćby moja twarz się zmieniła. Kiedyś zadbana i uśmiechnięta, teraz wyglądam na zmęczoną, z gasnącym spojrzeniem. Moja przyjaciółka Magda, gdy mnie zobaczyła, aż krzyknęła: „Kasia, wyglądasz jak staruszka! Uciekaj stamtąd!”. Ale jak uciec, skoro kocham Stanisława? A może już nie kocham? Jego milczenie, jego bierność zabiły we mnie tę miłość, z którą szłam do ołtarza. Czuję, iż tonę, i nikt nie poda mi ręki.
**Tajny plan ucieczki**
Zaczęłam marzyć o ucieczce. W tajemnicy odkładam pieniądze – grosze, które udaje mi się zaoszczędzić na zakupach. Chcę zebrać na wynajem w mieście i uciec z tego koszmaru. Ale strach mnie paraliżuje: co powie mama, która tak cieszyła się z mojego małżeństwa? Co będzie ze Stanisławem? Jak poradzę sobie sama? Boję się też, iż teściowa z rodziną zrobią wszystko, by mnie ośmieszyć przed całą wsią. Ich władza tu jest nieograniczona.
Ale wczoraj, stojąc przy kuchni i słuchając kolejnych wyrzutów, obiecałam sobie: wyrwę się stąd. Nie jestem niewolnicą. Jestem młoda, mam siłę i znajdę sposób. Może zacznę pracować zdalnie, jak Magda, może wrócę do marzeń o kwiaciarni. Ale nie zostanę tutaj, gdzie moje życie to tylko garnki i rozkazy obcych ludzi.
**Wołanie o wolność**
Ta historia to moje wołanie o pomoc. Wpadłam w biedę, wychodząc za mąż za człowieka, którego rodzina widzi we mnie tylko parę rąk do pracy. Zofia Janowa, Jan Kazimierz, krewni – wszyscy uważają, iż powinnam im służyć. Ale już nie mogę. Stanisław, którego kochałam, stał się częścią tego systemu, a to łamie mi serce. Nie wiem, jak odejść, ale wiem, iż muszę. W wieku 28 lat chcę żyć, a nie wegetować. Niech moja ucieczka będzie moim ocaleniem – lub moim końcem.