Jak on śmiał? Mama odeszła zaledwie kilka miesięcy temu, a on już wprowadził do domu tę…
Weronika biegła ze szkoły, radośnie wymachując workiem z kapciami. Plecak uderzał ją po plecach, ale nie zwracała na to uwagi. Mieli dziś z tatą iść do teatru!
Wpadła do przedpokoju i od razu zrozumiała, iż taty nie ma – na wieszaku nie było jego płaszcza. Nastrój natychmiast się pogorszył. Potem Weronika uświadomiła sobie, iż do spektaklu zostało jeszcze ponad dwie godziny. „Tata na pewno wróci, zdążymy” – powtarzała sobie w myślach.
Rozebrała się i czekała, co chwilę spoglądając na zegarek. zwykle wskazówki posuwały się powoli, ale teraz jakby specjalnie pędziły do przodu, a ojca wciąż nie było. Aż można było się spóźnić. A co, jeżeli zapomniał albo zatrzymała go praca? Weronika siedziała jak na szpilkach. Jej cierpliwość się kończyła, a w oczach zaczęły jej błyszczeć łzy, gdy w zamku przekręcił się klucz. Jak błyskawica rzuciła się do przedpokoju.
— Nareszcie! — westchnęła Weronika. — Czekam i czekam, a tu za chwilę się spóźnimy — wyrzucała ojcu, jeszcze nie otrząsnąwszy się z ciężkiego oczekiwania.
Ojciec spokojnie zdjął płaszcz, zostając w eleganckim, ciemnoszarym garniturze, gładząc dłonią włosy, choć i tak leżały idealnie. Weronika była z niego dumna. Zawsze zadbany, ogolony. Pachniał męską wodą kolońską, tą samą, od lat.
Koledzy z klasy narzekali na swoich rodziców. Jedni mieli zbyt surowych ojców, inni pijaków. Ale Weronika miała tatę, który nie pił i nie krzyczał bez powodu. jeżeli już ją skarcił, to tylko sprawiedliwie, bez awantur. Rodzice kilka jej zabraniali, a ona zresztą nie wymagała wiele. Wyjść gdzieś z tatą, choćby do teatru – większej euforii nie potrzebowała.
Była podobna do ojca. Ta sama smukła, kanciasta sylwetka, duży prosty nos i szare oczy. Wolałaby może przypominać uśmiechniętą, zadartonosą i jasnowłosą mamę. Ale ojca uważała za ideał – był dla niej przystojniakiem, choć o sobie nie mogła tego powiedzieć. Za to on nazywał ją królewną, laleczką. Czy brzydkie dziewczynki dostają takie przezwiska?
— Nie idziemy do teatru? — zapytała smutno Weronika, widząc, iż ojciec się rozebrał, a czasu zostało niewiele.
— Idziemy. Tylko napiję się herbaty, dobrze? Zdążymy.
— Dobrze — odparła i poszła do kuchni.
Ojciec wszedł, ciężko opadając na krzesło. Wyglądał na zmęczonego i zamyślonego.
— Idź się przebierz — powiedział.
Weronika pobiegła do pokoju. Już wiedziała, którą sukienkę wybrać. Zdjęła mundurek, wyciągnęła z szafy elegancką zieloną sukienkę, poprawiła włosy i zakręciła się przed lustrem.
— Gotowa? — W drzwiach stanął ojciec.
— Tak!
W samochodzie pachniało skórą, odświeżaczem powietrza i jeszcze czymś znajomym, czego nie umiała nazwać. Weronika patrzyła przez okno, wydawało jej się, iż całe miasto podziela jej radosny nastrój.
Za każdym razem, gdy wchodziła do teatru, zamierała z zachwytu. Rozglądała się po błyszczących żyrandolach, swoim odbiciu w licznych lustrach, czerwonym dywanie pokrywającym szerokie schody na piętro. Wspinając się po nich, czuła, jakby nie szła na spektakl, ale na audiencję u brytyjskiej królowej.
W przestronnym holu przed salą przechadzały się pary, rozmawiając cicho. Dźwięk kroków tłumił gruby dywan. Ciągły szmer, podobny do szelestu jesiennych liści, wydawał się Weronice tajemniczy i fascynujący. Wprawiał ją w drżenie pełne oczekiwania na cud.
Oni z tatą też przeszli się po holu, przyglądając się portretom aktorów wiszących na ścianach. Weronika widziała je już wcześniej, ale i tak wzdychała na widok znajomej twarzy czy nazwiska. Rozległ się pierwszy dzwonek, a ona poderwała się, ciągnąc ojca w stronę sali.
— Dokąd się spieszysz? To dopiero pierwszy dzwonek — powstrzymywał ją ojciec.
Ale Weronika chciała jak najszybciej znaleźć się na miejscu, usiąść na aksamitnym fotelu i czekać, aż ogromny żyrandol zacznie powoli gasnąć. Mogła się w niego wpatrywać bez końca. choćby bolała ją szyja od ciągłego odchylania głowy.
— Tu zawsze tak ładnie pachnie — powiedziała Weronika.
— Kurzem i szminką — skrzywił się ojciec.
— A mnie się podoba — upierała się.
Sala powoli wypełniała się ludźmi, rozległ się drugi dzwonek. A po trzecim wielki kryształowy żyrandol zaczął przygasać. Głosy ucichły. Ciężka, złotem haftowana kurtyna drgnęła i z cichym szelestem rozsunęła się, odsłaniając dekoracje na scenie. Weronika zamarła w oczekiwaniu…
W przerwie ojciec poszedł do bufetu, a ona do toalety. Potem zaczęła go szukać. Ani przy bufecie, ani w sali go nie było. W końcu dostrzegła go przy drzwiach prowadzących na balkon. Stał nie sam, ale z jakąś mocno umalowaną młodą kobietą w długiej wieczorowej sukni. Byli blisko siebie, niemal dotykając się pochylonymi głowami.
Weronice zabrakło tchu z żalu i zazdrości. Przecież przez tę kobietę zostawił ją samą.
— Tato! — zawołała.
Natychmiast się odsunął i odwrócił.
— Zagubiłam cię. Zaraz zacznie się drugi akt — powiedziała głośno.
Chciała zapytać o obiecany sok i ciastka, ale i tak było jasne, iż do bufetu nie doszli.
— Kto to? — spytała po drodze do sali.
— Koleżanka z pracy. Spotkaliśmy się przypadkiem — odpowiedział wyuczonym tonem, co wcale jej nie uspokoiło. „Jasne, koleżanka” — pomyślała.
Przy dźwięku trzeciego dzwonka żyrandol znów zaczął gasnąć. I Weronika zapomniała o kobiecie, o tym, jak na nią patrzył, jak się szepotali.
Całą drogę do domu rozmawiali o przedstawieniu. Ojciec twierdził, iż aktorzy grali słabo, a Weronika upierała się, iż wręcz przeciwnie – było bardzo realistyczne. W jednej scenieWeronika spojrzała w oczy ojca i nagle zrozumiała, iż czasami miłość i przebaczenie są trudniejsze niż nienawiść, ale też jedyną drogą, by odzyskać siebie.