Dzisiaj znów miałam okazję zaobserwować interesujące zdarzenie u naszego sąsiada, pana Wojciecha Nowaka, który ma działkę pod Warszawą. Zawsze słynie z gościnności i mistrzowskiego przyrządzania kiełbasek z rusztu. Jego sekretny przepis, którego nauczył się podczas służby w Czechach, sprawia, iż jego potrawy są wyjątkowe. Niestety, jego uprzejmość stała się też przekleństwem – niektórzy krewni zaczęli nadużywać jego dobroci.
Co weekend, gdy tylko zobaczyli dym nad ogrodem Wojciecha, jego kuzyni z rodziną, mieszkający w pobliżu, zjawiali się bez zaproszenia. Chętnie oferowali pomoc w przygotowaniach, ale ich udział ograniczał się do próbowania gotowych potraw i opróżniania stołu. Nie przynosili ani jedzenia, ani napojów, licząc tylko na hojność gospodarza.
Pan Wojciech, jako człowiek kulturalny i taktowny, długo to znosił, mając nadzieję, iż krewni sami zrozumieją, jak nietaktownie się zachowują. Gdy jednak ich wizyty stały się uciążliwe i koniec końców regularne, postanowił dać im nauczkę.
W pewną sobotę, wiedząc, iż niespodziewani goście znów się pojawią, przygotował specjalną „niespodziankę”. Rozpalił grilla, używając starych, wilgotnych desek pozostałych po rozbiórce altanki. Dym z tych drewek był gęsty i miał wyjątkowo nieprzyjemny zapach.
Jak przewidział, krewni nie kazali na siebie długo czekać. Ledwie weszli na działkę i poczuli duszący odór, zaczęli krzywić się i wymieniać spojrzeniami. Próby udawania, iż wszystko jest w porządku, gwałtownie się skończyły, gdy dym stał się jeszcze gęstszy, a woń nie do zniesienia.
„Wojtek, coś dziś ten dym jakiś… osobliwy” – zauważył ostrożnie jeden z kuzynów, zasłaniając nos chusteczką.
„No, drewno mokre i stare. Ale nic, zaraz się rozgrzeje” – odparł pan Wojciech z kamienną twarzą, dokładając do grilla kolejne nieszczęsne deski.
Po kilku minutach, gdy oczy zaczęły łzawić, a ubrania przesiąkły nieprzyjemnym zapachem, goście znaleźli powody do szybkiego wyjścia.
„Ojej, zapomniałem, iż muszę jeszcze zdążyć do sklepu przed zamknięciem” – zawołał jeden.
„A u nas chyba cieknie kran, trzeba pilnie sprawdzić” – dodała jego żona.
Wkrótce cała „wyprawa” się rozeszła, zostawiając gospodarza w spokoju. Pan Wojciech odetchnął z ulgą, wyniósł niedopalone deski i na nowo rozpalił grill, tym razem używając dobrych drew. Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna cieszył się kiełbaskami w ciszy i spokoju.
Po tym incydencie niespodziewani goście już się nie pojawiali bez zaproszenia. Wygląda na to, iż lekcja została odrobiona, a pan Wojciech znów mógł cieszyć się wieczorami na działce bez natrętnych wizyt.