Michał Nowak, nasz sąsiad z działki pod Warszawą, zawsze słynął z gościnności i mistrzowskiego przygotowania kiełbasek z rusztu. Jego sekretna marynata, której nauczył się podczas pracy na Węgrzech, sprawiała, iż dania były wyjątkowe. Niestety, jego uprzejmość obróciła się przeciwko niemu – pewni krewni zaczęli nadużywać jego dobroci.
Co weekend, gdy tylko zobaczyli dym unoszący się nad grillem Michała, jego kuzyni z rodziną, mieszkający niedaleko, zjawiali się bez zaproszenia. Chętnie oferowali pomoc w przygotowaniu posiłku, ale ich udział ograniczał się głównie do kosztowania potraw i opróżniania półmisków. Nie przynosili ze sobą ani jedzenia, ani napojów, licząc wyłącznie na hojność gospodarza.
Michał, jako człowiek kulturalny i taktowny, długo znosił to zachowanie, mając nadzieję, iż krewni sami zrozumieją swoją nietaktowność. Gdy jednak ich wizyty stały się regularne i uciążliwe, postanowił dać im nauczkę.
Pewnej soboty, wiedząc, iż nieproszeni goście znów się pojawią, przygotował specjalną „niespodziankę”. Rozpalił grill, używając starych, wilgotnych desek pozostałych po rozbiórce szopy. Dym z takiego drewna był gęsty i miał wyjątkowo nieprzyjemny zapach.
Jak przewidział, krewni nie kazali długo na siebie czekać. ale gdy tylko stanęli na działce i poczuli duszący odór, zaczęli krzywić się i wymieniać spojrzeniami. Próby udawania, iż wszystko jest w porządku, gwałtownie się skończyły, gdy dym stał się jeszcze gęstszy, a smród – nie do wytrzymania.
„Michał, coś dziś ten dym jest… osobliwy” – zauważył ostrożnie jeden z kuzynów, zasłaniając nos chusteczką.
„A no, drewno mokre się trafiło, i do tego stare. Ale nic, zaraz się rozgrzeje” – odparł spokojnie Michał, dokładając do ognia nieszczęsne deski.
Po kilku minutach, gdy oczy zaczęły łzawić, a ubrania przesiąkły nieprzyjemnym zapachem, goście nagle znaleźli pilne powody do wyjścia.
„Ojej, zupełnie zapomniałem, muszę jeszcze zdążyć do sklepu przed zamknięciem” – pospieszył się jeden.
„A u nas chyba cieknie kran, trzeba natychmiast sprawdzić” – dodała jego żona.
Wkrótce cała „delegacja” się wyniosła, zostawiając gospodarza w spokoju. Michał odetchnął z ulgą, zabrał niedopalone deski i rozpalił ogień od nowa, używając już dobrego drewna. Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna mógł w ciszy delektować się kiełbaską.
Po tym incydencie nieproszeni krewni więcej się nie pojawiali bez zaproszenia. Wygląda na to, iż lekcja poskutkowała, a Michał odzyskał możliwość spokojnego spędzania wieczorów na działce bez natrętnych wizyt.