Krzątanina codzienna wciąga jak ruchome piaski, zanim się zorientuję, już mija pół dnia, a jakby nic nie minęło, bo nic się nie zmienia, nastawić wodę, zalać herbatę, zakropić oczy, śniadanie, taras, każdy dzień staruszka jest taki sam jak wszystkie inne, z małymi wyjątkami.
W poniedziałki i piątki przychodzi pan Michał i to jest prawdziwe wydarzenie porównywalne z piątkowym szaleństwem na imprezach, Mama prosi o pomadkę i perfumy, trochę zawstydzona, iż chce być kobietą. Jeszcze. Dla opiekunki to dziwne, bo kto to widział, staruszka przed dziewięćdziesiątką pefumuję się dla trzydziestolatka! Ale czy jest to dziwne i naganne?
Innym wydarzeniem jest wyjście do kościoła w niedzielę, jest okazja, żeby gdzieś sobie pójść, konkretny kierunek i adekwatny cel. W zeszłym roku, kiedy Mama jeszcze nie chodziła, puszczałam jej mszę w radio, a sama wy tym czasie czytałam sobie książeczkę, i wilk był syty i owca cała. Ale niestety, w tym roku nadgorliwa opiekunka zaoferowała się, iż będzie w niedzielę Mamę wozić do kościoła i tak już utknęłyśmy, w tym jeżdżeniu do kościoła, bo trochę szkoda mi mamy pozbawiać tej jednej z niewielu rozrywek.
W międzyczasie Mama prosi, a prośby jej niestety jeszczem nie spełniła, żebym zawołała księdza do domu na potocznie nazywane ostatnie namaszczenie i ta nazwa wyraźnie przemawia jej do wyobraźni, bo jak ostatnim razem ksiądz dawał jej ten sakrament, teatralnym gestem czyniąc znak krzyża na jej czole, Mama zaczeła na całe gardło krzyczeć ‚O Jezu! O Jezu! Boję się! Nie chcę!’ bo się przestraszyła, iż umiera. Mówię jej zatem, iż już miała ostatnie namaszczenie, po co jej kolejne ostatnie? Wtedy to wcześniejsze będzie przedostatnim. Przed sakramentem oczywiście wyspowiadała się u księdza, uprzednio zwierzając się opiekunce ze swoich grzechów, zgorszona opiekunka wygadała mi je wszystkie, wyraźnie nimi zniesmaczona, nie wiadomo czy dlatego, iż przewiny takie małe, czy takie duże. Ja też poczułam, iż nie chcę słuchać o mamuni niecnych występkach, było w tym wszystkim coś głęboko niewłaściwego (halo? czy ktoś słyszał tu o kompleksię Edypa?), ale zanim zdołałam zaprotestować, już mi je powiedziano. Na marginesie dodam, iż patrząc na twarz młodego księdza zastanawiałam się jak to jest musieć słuchać o tych wszystkich sprośnościach, okropieństwach, przemocach, przekraczaniach granic, perwersjach, zdradach, niegodziwościach, przestępstwach i seksie, i w ogóle o tym wszystkim, co ludzie uważają za grzechy, i mam wrażenie, iż większość jest jednak o seksie, bo to najbardziej chwytliwy temat i do tego tabu, więc ludzie sobie najtrudniej wybaczają, tym bardziej, jak to takie ekscytujące, więc jak to jest być wystawionym na cały ten rynsztok tego świata tydzień po tygodniu, rok po roku, i to do tego bez żadnego wcześniejszego przygotowania – terapeuci mają chociaż swój trening i superwizje. Jak bardzo to musi ryć beret księżom.
Ale dosyć tych fantazji. Miało być o codziennej krzątaninie i o tym, iż jedyny sposób, jaki na razie znalazłam, żeby się jej nie dać i zachować wolność wewnętrzną, to zacząć dzień od gimnastyki, od 20 minut jogi, od upewnienia się, iż ja jestem ja, chodzę, żyję, stoję na głowie, bo inaczej, to człowiek przepadnie w odmętach świata staruszkowego, czas się zrobi jak guma, a przestrzeń jak przeciąg.