Jak on śmiał? Mama zmarła zaledwie kilka miesięcy temu, a on już wprowadził do domu tę…
Jagoda biegła ze szkoły, radośnie wymachując workiem z kapciami. Plecak uderzał ją po plecach, ale choćby tego nie zauważała. Dziś z tatą mieli iść do teatru!
Wpadła do przedpokoju i od razu zrozumiała, iż taty nie ma w domu – na wieszaku brakowało jego płaszcza. Nastrój momentalnie opadł. Potem pomyślała, iż do spektaklu zostało jeszcze ponad dwie godziny. „Tata na pewno wróci, zdążymy” – przekonywała się.
Rozebrała się i zaczęła czekać, co chwilę spoglądając na zegar. zwykle wskazówki wlokły się powoli, ale teraz wprost pędziły do przodu, a taty wciąż nie było. Tak można się spóźnić. A jeżeli nie przyjdzie, zapomniał albo coś go zatrzymało w pracy? Jagoda siedziała jak na szpilkach. Już miała rozpłakać się z bezsilności, gdy w zamku przekręcił się klucz. Jak błyskawica rzuciła się do przedpokoju.
– Nareszcie! – westchnęła z ulgą. – Czekałam i czekałam, a teraz się spóźnimy – powiedziała, nie mogąc ukryć urazy.
Ojciec spokojnie zdjął płaszcz, pozostając w eleganckim ciemnoszarym garniturze. Przygładził dłonią włosy, choć i tak leżały idealnie. Jagoda była z niego dumna. Zawsze opanowany, wypielęgnowany. Pachniał męską wodą kolońską – tą samą, od lat.
Koledzy narzekali na swoich rodziców. Niektórzy ojcowie byli zbyt surowi, inni pili. Jej tata nie pił i nie krzyczał bez powodu. jeżeli już ją ganił, to sprawiedliwie, bez awantur. Jagoda nigdy nie wymuszała wiele, bo i tak największą euforią było dla niej wyjście z tatą, choćby do teatru.
Była do niego podobna – smukła, o ostrych rysach, z dużym prostym nosem i szarymi oczami. Wolałaby odziedziczyć urodę po mamie – jasnowłosej, zadartonosiej, pełnej uśmiechu. Ale ojciec wydawał się jej ideałem. Dla niej był przystojny, choć siebie za taką nie uważała. On za to nazywał ją księżniczką, laleczką. Czy brzydkie dziewczynki słyszą takie słowa?
– W teatrze już nie idziemy? – spytała rozczarowana, widząc, iż tata rozebrał się, a czasu zostało niewiele.
– Idziemy. Tylko herbatę wypiję, dobrze? Zdążymy.
– Dobrze – odparła i poszła do kuchni.
Ojciec wszedł, ciężko siadając na krześle. Wyglądał na zmęczonego i zamyślonego.
– Ty się przebierz – powiedział.
Więc Jagoda pobiegła do pokoju. Już wiedziała, którą sukienkę wybrać. Zrzuciła mundurek, wyjęła z szafy zieloną elegancką sukienkę, poprawiła włosy i zakręciła się przed lustrem.
– Gotowa? – W drzwiach stanął ojciec.
– Tak!
W samochodzie pachniało skórą, odświeżaczem i czymś jeszcze – znajomym, ale nienazwanym. Jagoda patrzyła przez okno, mając wrażenie, iż całe miasto dzieli jej radość.
Za każdym razem, gdy wchodziła do teatru, zamierała z zachwytu. Podziwiała olśniewające żyrandole, swoje odbicie w licznych lustrach, czerwony dywan pokrywający szerokie schody na pierwsze piętro. Wchodząc po nich, czuła się, jakby szła nie na spektakl, ale na audiencję u brytyjskiej królowej.
W przestronnym holu przed salą przechadzały się pary, rozmawiając półgłosem. Dźwięk kroków tłumił dywan. Cichy szmer, podobny do szelestu jesiennych liści, wydawał się Jagodzie tajemniczy i urzekający. Wprawiał ją w drżenie przed nadchodzącym cudem.
Oni też przeszli się po holu, oglądając portrety aktorów związanych z teatrem. Jagoda widziała je wcześniej, ale i tak wzdychała na widok znanych twarzy. Rozległ się pierwszy dzwonek, więc pociągnęła tatę ku sali.
– Gdzie tak spieszysz? To dopiero pierwszy dzwonek – powstrzymywał ją.
Ale Jagoda chciała już być na miejscu, usiąść w pluszowym fotelu i czekać, aż wielki żyrandol zacznie przygasać. Mogła wpatrywać się w niego godzinami. Tak się zasłuchała, iż aż bolała ją szyja.
– Tu zawsze tak ładnie pachnie – powiedziała.
– Kurzem i szminką – skrzywił się ojciec.
– A mnie się podoba – upierała się.
Zalew wypełniał się powoli. Po drugim dzwonku, gdy rozległ się trzeci, kryształowy żyrandol nad głowami zaczął przygasać. Głosy ucichły. Ciężka, złotem haftowana kurtyna drgnęła i rozsunęła się, odsłaniając scenę. Jagoda zamarła w oczekiwaniu…
W przerwie ojciec poszedł do bufetu, a Jagoda do toalety. Potem szukała go wszędzie – ani w bufecie, ani w sali. W końcu zobaczyła go przy drzwiach na balkon. Stał nie sam, ale z jakąś mocno umalowaną młodą kobietą w długiej wieczorowej sukni. Pochyleni ku sobie, niemal się dotykali.
Jagodzie zabrakło tchu z zazdrości. Dla tej kobiety ją zostawił.
– Tato! – zawołała.
Natychmiast się odsunął i odwrócił.
– Zagubiłam cię. Zaraz zaczyna się drugi akt – powiedziała, udając spokój.
Chciała zapytać o sok i ciastka, ale widziała, iż do bufetu nie doszedł.
– Kto to? – spytała w drodze do sali.
– Koleżanka z pracy. Spotkaliśmy się przypadkiem – odparł wyuczonym tonem, co wcale jej nie uspokoiło. „Jasne. Przypadkiem” – pomyślała.
Gdy znów zadźwięczał trzeci dzwonek, Jagoda zapomniała o kobiecie i ich szeptach.
W drodze do domu dyskutowali o przedstawieniu. Ojciec twierdził, iż aktorzy grali słabo, Jagoda zaś utrzymywała, iż wręcz przeciwnie – byli przekonujący. W jednej scenie omal nie rozpłakała się. Ojciec tylko pokiwał głową.
– Jak spektakl? – spytała mama w domu.
– Świetny. Dlaczego nie poszłaś z nami?
Jagoda zauważyła szybką wymianę spojrzeń między rodzicami. Mama wyglądała na bladą i przygnębioną. Ale gdy zaczęła opowiadać o spektaklu, zapomniała o wszystkim.
Później często wracała myślami do tamtego dnia. To była ich ostatnia wspólna wizyta w teatrze. Okazało się, iż mama była w szpitalOdtąd minęło wiele lat, ale tamtej nocy, gdy ojciec w milczeniu wziął ją za rękę i szepnął „Przepraszam”, Jagoda po raz pierwszy od dawna poczuła, iż może zacząć wybaczać.