Jak bardzo mnie irytujesz!” – chciałam krzyknąć do siostry męża, ale się powstrzymałam. Tymczasem ona znów przyszła z walizką na weekend…

newsempire24.com 4 tygodni temu

„Ależ ty mi się już przejadłaś!” — chciałam krzyknąć na siostrę mojego męża. Ale ugryzłam się w język. A ona, jakby nigdy nic, znów stanęła w progu z walizką na weekend…

Mam na imię Kinga, trzydzieści dziewięć lat. Z Wojtkiem jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy całkiem udane małżeństwo, rośnie nam syn, niby wszystko gra. Ale jest jedno „ale”, które od lat zatruwa mi życie. To jego siostra — Danuta.

Danuta jest od Wojtka starsza o osiem lat. Nigdy nie wyszła za mąż, dzieci nie ma. Mieszka sama w domu naprzeciwko i… adekwatnie mieszka też u nas. To nie przesada. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak cień — cicho, natrętnie i codziennie. Czasem mam wrażenie, iż Danka ma klucze do naszej klatki schodowej wyrastające wprost z torebki.

Na początku starałam się być uprzejma, choćby miła. No coż, siostra męża, rodzina. Myślałam — przyjdzie, pogadamy, herbatę wypijemy i pójdzie. Ale przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na urlop. I wtedy, gdy zapraszaliśmy gości. choćby gdy byłam chora — i tak się pojawiała.

Danka to człowiek bez hamulców. Wiecznie coś komentuje: jak gotuję, jak wychowuję syna, jak się ubieram. Raz za cicho siedzę, raz za głośno się śmieję, placek za suchy, mieszkanie „nieidealnie posprzątane”. Ale najgorsze, iż nie prosi — tylko rozkazuje. A ja to łykam. Bo nie lubię awantur. Bo Wojtek mówi: „Kinga, no wytrzymaj, przecież ona jest sama, ma tylko nas”.

Wytrzymywałam. Ale cierpliwość nie jest z gumy.

Danuta pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Wraca z pracy wcześniej niż ja i… idzie do nas. Wracam — a ona już siedzi na kanapie, telewizor huczy, kot schował się pod łóżko. Syn w telefonie. A ona — jak u siebie. Zupa czeka. Albo ja czekam, aż zwolni łazienkę. Obiad z nami, potem godziny opowieści o „przygodach” w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. A potem wychodzi. Chyba iż zostaje na noc, bo „boi się sama w burzę” albo „w domu kiepsko z ogrzewaniem”.

Gdy wybieraliśmy się dokądś — jechała z nami. I nic, iż marzyłam o weekendzie we dwoje. Nic, iż Wojtek obiecywał zawieźć mnie nad morze na urodziny. Danka była tam. W naszym pokoju. Spała na sąsiednim łóżku. I wszystko na koszt Wojtka. A przecież zarabia nieźle, oszczędza, jak sama mówi, „na czarną godzinę”. Widać uznała, iż ta czarna godzina — to ja.

A teściowa w ogóle uważa, iż jestem niewdzięcznica. Mówi, iż Danka to nie obca, tylko samotna i potrzebuje rodziny. Rozumiem, iż nie ma męża ani dzieci. Ale dlaczego ja mam płacić za to swoim spokojem?

Raz powiedziałam Wojtkowi wprost:

— Mam dość. Ona przekracza granice. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!

Tylko wzruszył ramionami:

— No i co mam zrobić? To moja siostra…

Ostatnio był szczyt. Poszliśmy z mężem do teatru — sami. Wykłótałam się o ten wieczór. Umówiłam koleżankę, żeby posiedziała z synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach — telefon. Danka.

— Gdzie jesteście? Dlaczego mnie nie zabraliście? Chcecie mnie wymazać?! — wrzeszczała do słuchawki.

A dwa dni później znów przyszła. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Oświadczyła: „Mam wolne, pomyślałam, iż spędzimy weekend razem”.

Stałam w kuchni, trzymając się blatu. Mało nie krzyknęłam. Ale milczałam. A we mnie coś pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Wojtkowi, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez niekończących się rad. Bez awantur. Bez Danki.

I boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni — pewnego będę musiała odejść. Żeby wreszcie oddychać pełną piersią. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między tobą a mężem — pozostało jedno życie. Zbyt głośne. Zbyt natrętne. Zbyt obce.

Idź do oryginalnego materiału