Tam właśnie odbyła się długo wyczekiwana debata prezydencka przed II turą wyborów. Spotkanie zorganizowane wspólnie przez TVP, TVN24 i Polsat, prowadzone przez Jacka Prusinowskiego z „Super Expressu”, od pierwszych minut przekształciło się w pojedynek nie tyle na argumenty, co na emocje, ciosy personalne i polityczne przytyki.
Debata rozpoczęła się od tematu zdrowia – i od razu zaiskrzyło. Karol Nawrocki, kandydat wspierany przez PiS, zaatakował przeciwnika pytaniem o długie kolejki w warszawskich przychodniach. Rafał Trzaskowski odpowiedział ostro, przerzucając odpowiedzialność za zapaść w ochronie zdrowia na poprzednie rządy. Dodał także kąśliwą uwagę o in vitro, dopytując, czy jego rywal zamierza z nim walczyć. Nawrocki odpowiedział dyplomatycznie: nie zamierza inicjować zmian, ale jako prezydent będzie stał na straży godności każdego obywatela – również tych urodzonych dzięki tej metodzie.
Trzaskowski nie odpuścił – wyciągnął rywalowi zarzuty dotyczące jego pracy w muzeum i niewyjaśnionych kosztów korzystania z jego pomieszczeń. Podkreślił też, iż seniorzy nie mają do Nawrockiego zaufania, a jego nazwisko budzi w nich lęk, a nie nadzieję.
Gorącym momentem była również dyskusja o pandemii. Trzaskowski zapytał, czy Nawrocki opowie się za rozliczeniem działań Morawieckiego i Szumowskiego. Kandydat PiS próbował obrócić sytuację, przypominając, iż to nie Morawiecki, ale on sam jest jego przeciwnikiem w tej debacie. Przyznał jednocześnie, iż nie ze wszystkimi decyzjami rządu PiS podczas pandemii się zgadzał – sygnalizując delikatne zdystansowanie się od dawnych liderów partii.
Drugi blok debaty przyniósł jeszcze większe napięcia. Tematem był pakt migracyjny. Nawrocki zarzucił Trzaskowskiemu mijanie się z prawdą. Ten nie pozostał dłużny – wytknął rządowi PiS podpisywanie dokumentów „w ciemno” w Brukseli, a swojemu oponentowi przyłożył dodatkowo za polityczne powiązania. Porównał też jego działania do decyzji prezydenta Dudy i porozumień z Mentzenem, co wywołało burzę w studiu.