Blask nadziei: noworoczne cud
Zmęczona po codziennych obowiązkach, Marzena właśnie ułożyła syna do snu, gdy zadzwonił telefon. Takie telefony nie były dla niej niczym nowym – w całym Lublinie słynęła z tego, iż nigdy nie odmówi pomocy.
— Dobry wieczór, Marzeno — usłyszała zatroskany głos sąsiadki. — Możesz przyjść? Tacie znowu źle.
— Już idę — odparła, narzucając wełniany szal.
Marzena skończyła z wyróżnieniem medyczne studium, ale nigdy nie pracowała w zawodzie. Wyszła wcześnie za mąż, urodziła syna Wojtka i zatrudniła się jako księgowa w niewielkiej firmie. Medycyna pozostała jej pasją – biegała do sąsiadów, mierzyła ciśnienie, robiła zastrzyki. Dzwoniono do niej o każdej porze, a ona zawsze spieszyła na ratunek.
Na dworze mżył deszcz, latarnie rzucały mdłe światło na ulice. Marzena gwałtownie dotarła do domu sąsiadki.
— Dzięki, iż przyszłaś! — powitała ją kobieta. — Pogotowie nie odbiera, a tata znowu ma skok ciśnienia.
Marzena sprawdziła stan starszego mężczyzny – wynik był niebezpiecznie wysoki. Z wprawą wykonała zastrzyk. Po kilku minutach mężczyźnie ulżyło, a niedługo zjawiła się karetka.
W drodze powrotnej Marzena szła powoli, rozmyślając o swoim życiu. Pięć lat temu została wdową, ale nigdy nie odważyła się na nowy związek. Wojtka wychowywała surowo, starając się dać mu wszystko, co mogła, choć jej pensja ledwie starczała na jedzenie, czynsz i ubrania dla syna. Dla siebie nie kupowała nic – nie było na to miejsca w budżecie. Drobne zarobki z pomocy sąsiadom były wybawieniem – dzięki nim czasem mogła sprawić Wojtkowi słodką przyjemność.
Jej ucieczką było przeglądanie sklepów internetowych i wyobrażanie sobie, jak nosi eleganckie sukienki. Tego wieczoru, po uśpieniu syna, zaparzyła herbatę i otworzyła tablet. Przeglądając kreacje, marzyła o nowej garderobie, ale głos Wojtka przywołał ją do rzeczywistości:
— Mamo, chodź spać. Boję się sam.
— Zaraz, kochanie — odpowiedziała, spoglądając przez okno.
Życie wydawało się ciężarem. Wstała, położyła się obok syna i zasnęła.
Nazajutrz, po szybkim śniadaniu, pobiegła do pracy. Nowy Rok był już blisko, a wypłaty wciąż nie było. Marzena nie wiedziała, jak przygotować świąteczny stół. Kredyt ciążył, pożyczki wzbraniała się brać. Od ponurych myśli oderwała ją koleżanka:
— Marzena, szef woła!
Pospieszyła do gabinetu, zastanawiając się, co ją czeka – zwolnienie czy może premia świąteczna? ale szef zaproponował założenie kart kredytowych na preferencyjnych warunkach, przez bank znajomego. Wszyscy się zgodzili, a Marzena, otrzymawszy plastikową kartę, poczuła przypływ nadziei – teraz kupi Wojtkowi prezent i przygotuje święta.
Wracała do domu w lepszym nastroju. W powietrzu unosił się zapach śniegu i świerków, ludzie dźwigali do domów ozdoby. W pociągu Marzena zamyśliła się o przyszłości, gdy nagle obok niej usiadł Ten Mężczyzna.
— Witaj, piękna! Wesołych Świąt! — uśmiechnął się.
— Dzięki, nawzajem — odpowiedziała, lekko zawstydzona.
Jechali w milczeniu, ale jego obecność ogrzewała. W domu czekała ją niespodzianka. W salonie siedział starszy mężczyzna, siedemdziesięciolatek w znoszonych ubraniach, ale o łagodnym spojrzeniu. Wojtek, widząc zdumienie matki, wyjaśnił:
— Prosił o jedzenie, więc go zaprosiłem. Przecież zawsze pomagasz!
Marzena zmarszczyła brwi, ale gniew gwałtownie ustąpił współczuciu. Zrozumiała syna – odziedziczył po niej dobre serce. Przygotowała kolację, nakarmiła starca, dała mu czyste ubrania po zmarłym mężu i wysłała do łazienki. Gdy się mył, zadzwoniła do domu opieki i umówiła jego przyjęcie.
Taksówka zawiozła ich na obrzeża Lublina, do dużego pałacyku z ogrodem. Po dopełnieniu formalności Marzena już wychodziła, gdy staruszek ją zatrzymał:
— Zaczekaj, córeczko!
Podał jej małe pudełeczko. W środku był srebrny pierścień z bursztynem.
— Weź, to po mojej babce. Była mądrą kobietą, a pierścień przechodził w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Nie mam już nikogo, a ty na niego zasługujesz. Przynosi szczęście i spełnia życzenia, jeżeli w nie wierzysz.
Marzena chciała odmówić, ale starzec nalegał. Podziękowała i wróciła do domu. Po sprzątaniu położyła się spać już po północy. Rano, przypomniawszy sobie o pierścieniu, założyła go. Idealnie pasował, wydawało się, iż emanuje ciepłem. W dobrym nastroju, popijając kawę, sporządziła listę zakupów na święta: choinka, ozdoby, prezenty, świąteczne menu.
W sklepie internetowym wybrała czarną aksamitną sukienkę i zamszowe buty. Zapłaciła kartą i wyobraziła sobie siebie na przyjęciu. Po latach wreszcie pozwoliła sobie na odrobinę luksusu. Włączając muzykę, sprzątała mieszkanie, nucąc pod nosem. Na kiermaszu świątecznym spotkała przyjaciółki, które namawiały ją na wspólną sylwestrową zabawę, ale odmówiła – ten wieczór miał być wyjątkowy.
W pociągu znów spotkała Jego – nieznajomego. Wymienili uśmiechy, ale pozostali w milczeniu. W domu, ubierając choinkę, Marzena zamyśliła się. Jej życie było pasmem trudności, długów i samotności. Marzyła o zmianach: by żyć bez kredytów, z ukochanym u boku.
Tydzień minął jak sen. Sukienka dotarła, menu było gotowe. Pozostało kupić prezenty i zakupy. Rankiem, widząc za oknem śnieg, Marzena włożyła jeansy, biały sweter i pierścień.
— Pomóż mi — szepnęła, marząc o wolności od długów, nowej pracy, remoncie domu i miłości.
W sklepach jej nastrój znów przygasał – dług rósł, wypłaty nie było. ale przypomniawszy sobie starca i dom opieki, postanowiła sprawić euforia jego mieszkańcom. Zadzwoniła do koleżanki pracującej tam i dowiedziała się, iż przebywa tam trzydzieści osób. Mimo skromnego budżetu kupiła szaliki, chusty i skrzynkę mandarynek. Na odchodne, podNa koniec, niemal odruchowo, kupiła jeszcze los na świąteczną loterię.