Trochę nam się pogoda poprawiła i wszyscy, no może prawie wszyscy, zaatakowali ZOO i park Szczytnicki ;D Pamiętam z dzieciństwa jak rodzice zabierali nas w niedziele do parku. Była to cała wyprawa! Mama robiła mnóstwo kanapek, piekła ciasto, do termosu zabierała zupę, kompot wlewała do butelek po oranżadzie, no i obowiązkowo koc. Wszystko to pakowała do koszyka, który ojciec dzielnie dźwigał i o dziwo, nie narzekał. Potem jechaliśmy tramwajem przez pół Wrocławia i jak w końcu dotarliśmy na miejsce to pierwszą rzeczą jaką robiliśmy to rozkładaliśmy na trawie koc, wyjmowaliśmy wszystkie wiktuały i zabieraliśmy się za jedzenie ;D Takie jedzenie na świeżym powietrzu to dla nas, ludzi z bloków, było nie lada atrakcją! Jak już się nasyciliśmy to my, dzieciaki, szalałyśmy a rodzice leniuchowali na kocu. Do domu wracaliśmy wieczorem, bardzo szczęśliwi i bardzo dotlenieni ;D
Ot, tak mnie wzięło na wspominki, chyba przez to słońce, które w końcu się do nas uśmiechnęło :)
Stylizacja: to propozycja na ciepłe ale nie upalne dni. I może nie do parku ale na jakiś niedzielny spacer? ;)
Całość utrzymana jest w tonacji szaro - białej, jedynym wyjątkiem (bo jakiś wyjątek musi być ;) ) są buty. Góra to szara bluza z krótkim rękawem, pod którą założyłam białą bluzkę z rękawem 3/4. Dół - proste, dopasowane spodnie z szaro-białym printem. Torebka ma formę kopertówki tylko zdecydowanie większej i jest w kolorze jasnopopielatym.
Do tych szarości dołożyłam kolor - amarantowe szpilki na niewielkim obcasie, które ozdobiłam klipsami do butów. Zaś takim "wykończeniem" całej stylizacji są dwa, bardzo długie sznury pereł, które dodają pikanterii całej stylizacji :D
bluzka - Zara,
szara bluza - Bohoboco,
spodnie - Hexeline,
torebka - Gino Rossi,
buty - Mango,
klipsy na buty - Coquet.