Ile kosztuje dzień w Energylandii? Rodzinny wypad może przebić 1000 zł dziennie

krknews.pl 2 dni temu

Wiosna puka do bram, a z nią – drzwi największego parku rozrywki w Polsce otwierają się ponownie. Już 5 kwietnia Energylandia w Zatorze startuje z nowym sezonem, który ma być nie tylko rekordowy pod względem liczby atrakcji, ale i… kosztów. Bo choć emocje na Hyperionie czy Zadry są bezcenne, to rachunek za dzień pełen wrażeń potrafi zakręcić w głowie równie mocno jak pętla na rollercoasterze.

W tym roku Energylandia kusi – 133 atrakcje, siedem stref tematycznych i aż 20 rollercoasterów. Ale zanim rozsiądziesz się wygodnie w wagoniku Fluff Choco Chip Creek w Sweet Valley, warto się upewnić, iż portfel wytrzyma zderzenie z rzeczywistością. Bo choć z zewnątrz wszystko lśni, iskrzy i kręci się w rytm radosnych okrzyków, to pod spodem czai się logistyka, kalkulacje i – przede wszystkim – ceny. A te, jak się okazuje, z roku na rok przypominają coraz bardziej wjazd na najwyższe wzniesienie.

Sam bilet to już nie tylko przepustka do świata radości, ale adekwatnie inwestycja. I to taka, którą warto przemyśleć. Bilet jednodniowy dla osoby dorosłej kosztuje w tym roku 179 zł, dla dziecka do 140 cm lub seniora – 139 zł. Kto chce zostać dwa dni, ten zapłaci 319 lub 249 zł w wersji ulgowej. A jeżeli planujecie trzy dni zabawy – 449 zł dla dorosłych, 349 dla dzieci. Zestaw 2+2 to już w najtańszym wariancie 616 zł. Promocja 2+1 gratis dla rodzin może nieco złagodzić ten cios, ale nie zneutralizuje go całkowicie.

Do tego dołożyć trzeba parking – 20 zł dziennie, opaskę na szafkę – 14 zł, napój za około 10 zł, posiłek za 40 zł, lody – kolejne 10 zł, zdjęcie z atrakcji – 20 zł, pięć rzutów w grach z nagrodami – 55 zł. Cztery osoby, osiem napojów, dwa zdjęcia, obiad, słodycze i kilka zabaw – i robi się z tego 1025 zł. A przecież nie doliczyliśmy jeszcze dojazdu, ani ewentualnego noclegu.

Jeśli planujecie zostać na dłużej, warto się liczyć z jeszcze większymi wydatkami. Dwudniowa eskapada to już bilety za 319 i 249 zł, czyli 1136 zł dla całej rodziny, a do tego dwa dni parkingu – 40 zł, dwie opaski – 28 zł, dwa obiady na głowę – 320 zł, 16 napojów – 160 zł, dwie gry więcej, jedno zdjęcie więcej – kolejne 80 zł. Dodajcie do tego nocleg – od 100 zł za pole namiotowe po choćby 500–600 zł za domek – i kwota zaczyna niebezpiecznie zbliżać się do 2000 zł. Przy nieco większym komforcie i większym apetycie bez trudu dobijecie do 3000–3500 zł.

Niektórych pocieszy fakt, iż można zabrać swoje jedzenie i napoje, ale nie każdy chce taszczyć ze sobą termos i kanapki, kiedy wokół kuszą zapachy frytek, popcornu i waty cukrowej. A przecież dzieci mają radar na wszystko, co kolorowe i nadzwyczaj drogie. Trudno odmówić, gdy oczy błyszczą, a usta układają się w magiczne „proszę”.

Wszystko to daje się jakoś znieść, dopóki nie trafi się na letni szczyt sezonu. Bo wtedy do kosztów dochodzi jeszcze coś, czego nie przeliczy się łatwo na złotówki – czas. Tłumy. Kolejki. Te naprawdę długie. W lipcu i sierpniu czeka się nieraz po 60–90 minut na największe atrakcje. Chcesz przejechać się Hyperionem albo Zadrą? Musisz swoje odstać. W praktyce oznacza to, iż przy całodziennym pobycie korzystasz z kilku, może kilkunastu atrakcji – resztę czasu spędzasz w ogonie oczekujących, w pełnym słońcu, z marudzącym dzieckiem i wodą za dziesięć złotych w plastikowej butelce.

Nie pomaga choćby fakt, iż organizatorzy co roku przygotowują coś ekstra. W tym sezonie ponownie zaplanowano Magic Night, czyli zabawę do 23:00 przy świetle reflektorów i muzyce. Będą też Kids Party, urodziny parku i Halloween Weekend. Ale z każdą atrakcją rośnie szansa na to, iż więcej czasu spędzisz w kolejce niż na samej zabawie.

Są tacy, którzy mają swoje patenty. Jadą w kwietniu, jeszcze zanim tłum szkolnych wycieczek zaleje alejki. Inni wybierają wrzesień – chłodniejszy, mniej popularny, ale za to bardziej spokojny. Czasem udaje się trafić w pogodowe okienko, czasem nie. Ale kto gra bez ryzyka, ten nie ma rollercoasterów.

Patrycja Bliska

Idź do oryginalnego materiału