— Idźcie już, ja podjadę za wami.
— Gdzie jesteś?
— Na działce. Mama poprosiła, żebym ją podwiózł.
Na działce. W dniu, kiedy twój syn pierwszy raz idzie do szkoły…
Weronika stała przy kuchennym zlewie, ściskając w dłoniach gąbkę. Palce drżały. Nie od zimnej wody, ale od wściekłości. Na kuchence bulgotała spalająca się owsianka, z sypialni dobiegał pomruk telewizora, a w głowie migały pytania: „Działka? Teraz? Dlaczego?”
…Mąż wyszedł wczesnym rankiem. Po cichu. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów opanowała cisza. Pomyślała, iż może wyszedł do samochodu albo załatwić sprawy. Syn już się obudził, przetarł oczy i w piżamie powlókł się do łazienki.
Wszystko wydawało się w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.
— Krzysiek, ty zwariowałeś?! — zapytała, gdy w końcu się dodzwoniła.
— No, mama nagląco poprosiła — tłumaczył się mąż. — Wy idźcie, a ja dołączę.
— Tak, nagląco. Akurat dziś. O ósmej rano. Pierwszego września. — Jej głos stał się zimniejszy niż góra lodowa, w którą uderzył „Titanic”.
— Słuchaj, wszystko rozumiem… Ale mama poprosiła. Będziemy szybko.
Weronika milczała. Gdyby teraz cokolwiek powiedziała, tama jej opanowania pękłaby. A histeria o poranku to nie coś, co powinien widzieć świeżo upieczony pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu rozłączyła rozmowę.
Niech to spadnie na ich sumienie.
— Mamo, a gdzie tata? — syn stał w nowiutkiej białej koszuli i sam zapinał guziki.
Dłubał przy nich, nerwowy, ale nie narzekał.
— Babcia nagląco potrzebowała jechać na działkę. Tata ją zawiózł — odpowiedziała Weronika bez ozdobników i sarkazmu.
— A przyjedzie potem? — zapytał syn z nadzieją w głosie.
— Nie wiem, kotku. Chyba nie.
— A wiedział, iż dziś mam święto?
Rozmawiali o tym cały tydzień. Ale syn najwyraźniej nie potrafił sobie wytłumaczyć takiego zachowania ojca.
— Wiedział — cicho odparła Weronika.
Chłopiec opuścił wzrok, milczał. Usiadł przy stole i wbił wzrok w telefon. W wazonie stał bukiet, który zaniesie do szkoły. Przy drzwiach — nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.
Poza rodziną.
Na akademii syn trzymał się dzielnie. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał mamę za rękę, podczas gdy wokół roiło się od dzieci, babć i ojców z aparatami. Wszyscy wokół świętowali życie.
Weronika też fotografowała, starała się go dopingować. Mimo kłującego guza w gardle uśmiechała się za dwoje. Może choćby za troje. Ale to nie wystarczyło.
Gdy starszy uczeń niósł na ramionach dziewczynkę z kokardą i dzwoneczkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: „Zrób więcej zdjęć. Wyślij mi. Chcę zobaczyć”. Druga — kwadrans później: „Powiedz, żeby Kajetan mi pomachał. Jestem z wami myślami!”
„Myślami?” — Weronika zaciWeronika zagryzła wargi, patrząc, jak jej syn ściska bukiet, który miał wręczyć wychowawczyni – kwiaty kupione specjalnie na tę chwilę, podczas gdy jego ojciec wybierał ziemniaki na działce.