Idźcie beze mnie, a ja dołączę później

polregion.pl 1 dzień temu

Dzisiaj miał być istotny dzień, a ja stoję w kuchni, ściskając w ręce ścierkę. Palce mi drżą, ale nie od zimnej wody – od wściekłości. Na kuchence przypala się owsianka, w sypialni mamrota telewizor, a w mojej głowie kłębią się pytania: „Działka? Teraz? Dlaczego?”

Mąż wyszedł wcześnie. Po cichu. Po prostu trzasnął drzwiami, a dom znów pogrążył się w ciszy. Pomyślałam, iż może wyszedł do samochodu albo załatwić sprawy. Syn już się obudził, przetarł oczy i w pidżamie powlókł się do łazienki.

Wszystko było w porządku. Poza jednym: tata nie wrócił.

— Czesiu, oszalałeś?! — zapytałam, gdy w końcu się dodzwoniłam.
— No, mama mnie poprosiła nagle — tłumaczył się mąż. — Idźcie już, a ja dojadę.
— Tak, nagle. Akurat dzisiaj. O ósmej rano. Pierwszego września — mój głos stał się zimniejszy niż lód, który zatopił „Titanica”.
— Słuchaj, wszystko rozumiem… Ale ona mnie poprosiła. Będziemy szybko.

Milczałam. Bo gdybym powiedziała choć słowo, tama mojej cierpliwości pękłaby. A histeria o poranku to nie jest coś, co powinien widzieć świeżo upieczony pierwszoklasista. Zamiast słów po prostu rozłączyłam się.

Niech to spadnie na ich sumienie.

— Mamo, a gdzie tata? — syn stał w nowiutkiej białej koszuli i sam zapinał guziki.
Majstrował, denerwował się, ale nie narzekał.

— Babcia nagle musiała jechać na działkę. Tata ją zawiózł — powiedziałam bez ozdób i sarkazmu.
— A on potem przyjedzie? — zapytał syn z nadzieją.
— Nie wiem, króliczku. Chyba nie.
— A on wiedział, iż dzisiaj mam święto?

Rozmawialiśmy o tym cały tydzień. Ale syn najwyraźniej nie potrafił zrozumieć takiego postępowania ze strony ojca.

— Wiedział — cicho odpowiedziałam.

Chłopiec spuścił wzrok, milczał. Usiadł przy stole i wbił wzrok w telefon. W wazonie stał bukiet, który miał zanieść do szkoły. Przy drzwiach – nowy plecak z samochodami. Wszystko gotowe na święto.

Oprócz rodziny.

Na apelu syn starał się trzymać fason. Nie uśmiechał się, nie płakał, tylko mocniej ściskał moją dłoń, podczas gdy wokół kręcili się uczniowie, babcie, ojcowie z aparatami. Wszyscy dookoła świętowali życie.

Ja też robiłam mu zdjęcia, starałam się dodawać otuchy. W gardle miałam gulę, ale uśmiechałam się za nas dwoje. Może choćby za troje. Ale to nie wystarczało.

Gdy starszy uczeń niósł na ramionach dziewczynkę z kokardami i dzwoneczkiem, przyszła pierwsza wiadomość od teściowej: „Zrób dużo zdjęć. I wyślij mi. Chcę zobaczyć”. Druga – po kwadransie: „Powiedz, żeby Miłosz mi pomachał. Jestem z wami myślami!”

„Myślami z nami?” — zaci„Myślami” — to takie wygodne, bo nie wymaga choćby odrobiny wysiłku.

Idź do oryginalnego materiału