«Idealny kandydat na męża»

polregion.pl 2 dni temu

Oto adaptowana wersja historii, dostosowana do polskiej kultury:

**”Godny” narzeczony**

Kasia stała przy oknie i patrzyła na opustoszałe podwórze. Ubity śnieg lśnił od brokatu po petardach, a na nagich gałęziach krzewów wisiały strzępki świątecznej bibułki. Miasto wyglądało, jakby wymarło. Wszyscy spali po długiej sylwestrowej nocy. Kasia czuła w środku taką samą pustkę.

Jak mogła się tak pomylić? Dlaczego nie wyczuła fałszu? Teraz wiele rzeczy stało się jasnych, ale wtedy… Tomek wydawał się mądry, kochający, trochę urażony na ojca. Właśnie, iż wydawał się. A ona uwierzyła, iż ją kocha.

Zaskrzypiał zamek w drzwiach wejściowych i Kasia drgnęła. Przygotowała pełne oburzenia przemówienie, ale teraz wszystkie przygotowane zdania wyleciały jej z głowy. Ciche kroki zatrzymały się za jej plecami. Kasia czekała w napięciu, wstrzymując oddech. Po karku przebiegły jej ciarki od ciepłego oddechu Tomka.

– Kasiu – powiedział, nachylając głowę do jej ramienia.
Odsunęła się od niego. – przez cały czas się na mnie gniewasz? – spytał pokornie Tomek. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Tak na ciebie patrzył. Zalała mnie fala zazdrości. – Tomek czekał na odpowiedź, ale Kasia milczała.

– Sama jesteś winna. Uśmiechałaś się, przytulałaś do niego, nie spuszczałaś z niego oczu. Nie mogłem tego znieść.

– Nie wymyślaj. Po prostu tańczyliśmy – odparła Kasia sucho.

– No więc przepraszam. Zazdrosny byłem. To naturalne, gdy się kogoś kocha. – Tomek próbował obrócić Kasię do siebie, ale wzruszyła ramionami, zrzucając jego dłonie.

– Kasiu, no przecież śmiesznie. Już przeprosiłem – powiedział Tomek pojednawczo.

– Nie mnie powinieneś przepraszać. – Kasia w końcu spojrzała na Tomka i znów się odwróciła.

– No, byłem w szpitalu, przeprosiłem twojego marynarza. – W oczach Tomka błysnęły złe iskry. Kasia tego nie widziała. Znów patrzyła przez okno. – Nie napisał na mnie zażalenia, wypuścili mnie. Zapomnijmy o tym. Jak wyjdzie ze szpitala, zaprosimy go, wypijemy za zgodę.

Kasia gwałtownie odwróci się do Tomka.

– Nas? Zapomnijmy? Wypijemy? Nie ma żadnych „nas”. I nie będzie. Zostaw klucze i wynoś się.

– Tak? Jemu tu wpuścisz? – Pokorny ton zniknął, teraz Tomek mówił ze złością, ostro.

– Wynoś się. Nie chcę cię widzieć. Oszukałeś mnie. – Jakkolwiek Kasia się starała, gniew i żal przebijały się na zewnątrz.

– Ciebie też powinienem był nauczyć rozumu, nie tylko jego. Jakie słowa do mnie mówiłaś, pamiętasz? – Tomek złapał Kasię za rękę powyżej łokcia, ścisnął, gwałtownie przyciągnął ją do siebie, zbliżył swoją twarz do jej twarzy. Kasia ujrzała w jego oczach nienawiść.

– Puść, to boli – poprosiła.

– Zmarnowałem na ciebie tyle czasu. Nie, kochanie, nigdzie się nie wynoszę. Wyjdziesz za mnie! – Tomek wolną ręką sięgnął do kieszeni po pierścionek. – Nie zdążyłem ci go dać. – Uniósł jej dłoń, chcąc wsunąć pierścionek na palec.
Kasia zaczęła się wyrywać, ale Tomek ścisnął jej rękę jeszcze mocniej.

– Puść! Nie wyjdę za ciebie! – Z oczu Kasi popłynęły łzy.

– Wyjdziesz, jeżeli chcesz, żeby twój marynarz został żywy i zdrowy.

– Nic mu nie zrobisz, nie odważysz się.

– Jeszcze jak się odważę…

***

– Jutro wyjeżdżam – powiedział Marek.
Kasia bardzo mu się podobała. Ale bał się jej powiedzieć, iż wyjeżdża. Dopiero co zaczęli się spotykać.

– Dokąd?

– Do Gdańska. Dostałem się do akademii morskiej. Przepraszam, iż nie mówiłem. Nie byłem pewien, czy się dostanę.

– Będziesz dzwonił? – spytała obrażona Kasia, spuszczając głowę.

– Nie dąsaj się. Co mam robić? U nas nie ma morza. Kasiu, nie chcę, żebyś czuła się zobowiązana na mnie czekać. Studia długie, potem rejsy, po pół roku i więcej. Nie wiesz nawet, jak to trudne – czekać.

– Nie podejmuj za mnie decyzji – podniosła głowę Kasia.

– Kasiu, ty też będziesz studiować. Na uniwersytecie jest pełno chłopaków…

– No to wyjeżdżaj! – krzyknęła Kasia, odwróciła się i poszła precz.

– Kasiu! – Marek chciał ją dogonić, ale się rozmyślił.
Postał chwilę i wolno poszedł do domu.

Jakże się ucieszyła Kasia, gdy przyjechał na świąteczne ferie. Chodzili do kina, na spacery. Marek opowiadał o mieście, o studiach, o morzu i przyjaciołach, a Kasia słuchała i marzyła, żeby ją pocałował.

Ale on tylko muśnięciem ust dotknął jej zmarzniętego policzka i poszedł. Następnego dnia wrócił do akademii morskiej.

Tak, chłopaków na uniwersytecie było wielu. Zwracali na nią uwagę, zalecali się. Ale nikogo nie chciała. Marek dzwonił rzadko, po przyjacielsku wypytywał o studia. Ale gdy tylko Kasia wspomniała, iż tęskni, gwałtownie kończył rozmowę.

Wiosną zmarła ciotka ojca. Jej mąż odszedł pięć lat wcześniej. Był urzędnikiem partyjnym, całe życie na kierowniczych stanowiskach. Dzieci nie mieli. Za życia ciotka nie utrzymywała kontaktów z rodziną. Pewnie bała się, iż będą żebrać o pieniądze i pomoc.

Dlatego ojca kompletnie zaskoczyło, gdy okazało się, iż swoją obszerną mieszkanie w centrum miasta ciotka zapisała Kasi. Widywała ją może ze trzy razy w życiu. Najpierw nie wierzył, potem się ucieszył.

– Mieszkanie ogromne, w centrum. choćby remont niepotrzebny. Jak wyjdziesz za mąż, będziecie tam mieszkać – powiedziała z nadzieją mama.

Kasia postanowiła, iż na uczelni nikomu nie powie o mieszkaniu. Po co wzbudzać zazdrość wśród studentów? Ale i tak się wygadała. Ktoś pozazdrościł, ktoś zarzucił jej dumę i nazwał zarozumialcem. A starosta roku spytał, czy można w mieszkaniu urządzać imprezy.

Na początku drugiego roku Kasia poznała starszego studenta Tomka Nowickiego. Pewnego dnia podszedł do niej w stołówce, zagadali się. Zaczęli się spotykać. Marek daleko, nieKasia i Marek kupili małe mieszkanie nad morzem, a z reszty pieniędzy spełnili swoje największe marzenie – otworzyli przytulną kawiarnię z widokiem na port, gdzie wieczorami opowiadali sobie historie o dalekich rejsach i szczęśliwych zbiegach okoliczności.

Idź do oryginalnego materiału