„Idealny kandydat na męża”

newsempire24.com 2 dni temu

Aleksandra stała przy oknie, patrząc na opustoszałe podwórko. Ubity śnieg lśnił od resztek fajerwerków, a nagie gałęzie krzaków chwytały strzępki bożonarodzeniowej bibułki. Miasto zdawało się wymarłe. Wszyscy spali po długiej, wyczerpującej sylwestrowej nocy. W środku Aleksandry czaiła się ta sama pustka.

Jak mogła się tak pomylić? Dlaczego nie wyczuła fałszu? Teraz wiele spraw stało się jasnych, ale wtedy… Mikołaj wydawał się mądry, kochający, trochę urażony na ojca. Właśnie — wydawał się. A ona uwierzyła, iż ją kocha.

Zgrzytnął zamek w drzwiach wejściowych, a Aleksandra drgnęła. Przygotowała pełną wyrzutów przemowę, ale teraz wszystkie słowa uleciały jej z głowy. Ciche kroki zatrzymały się za jej plecami. Wstrzymała oddech, czekając w napięciu. Ciepły oddech Mikołaja przeszył jej kark dreszczem.

„Ola…” — szepnął, pochylając głowę ku jej ramieniu.
Odsunęła się.
„Nadal się na mnie gniewasz?” — spytał łagodnym tonem.
„Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Tak na ciebie patrzył. Zalała mnie zazdrość.” — Czekał na odpowiedź, ale dziewczyna milczała.
„To twoja wina. Uśmiechałaś się, przytulałaś, nie spuszczałaś z niego wzroku. Nie mogłem tego znieść.”

„Nie zmyślaj. Tylko tańczyliśmy.” — odparła oschle.

„No wybacz mi. Byłem zazdrosny. To naturalne, gdy się kogoś kocha.” — Próbował obrócić ją ku sobie, ale wzruszyła ramionami, zrzucając jego dłonie.

„Ola, jak śmieszna jesteś. Przeprosiłem.” — Mówił jakby chciał załagodzić sytuację.

„Nie przede mną powinieneś przepraszać.” — W końcu spojrzała na niego, by zaraz odwrócić wzrok.

„Pojechałem do szpitala, przeprosiłem twojego marynarza.” — W oczach Mikołaja błysnęła złośliwość, ale Aleksandra tego nie widziała. Wciąż patrzyła przez okno. — „Nie złożył na mnie skargi, wypuścili mnie. Zapomnijmy o tym. Jak wyjdzie ze szpitala, zaprosimy go, wypijemy za zgodę.”

Aleksandra gwałtownie się odwróciła.

„Nas? Zapomnijmy? Wypijemy? Nie ma żadnego *nas*. I nie będzie. Zostaw klucze i wynoś się.”

„Aha, więc jego tu wprowadzisz?” — Łagodny ton znikł, teraz mówił ostro, ze złością.

„Wyjdź. Nie chcę cię widzieć. Oszukałeś mnie.” — Choć starała się panować, gniew i ból przebijały przez jej słowa.

„Powinienem był i ciebie nauczyć rozumu, nie tylko jego. Pamiętasz, co mi mówiłaś?” — Mikołaj złapał ją mocno za ramię, przyciągnął do siebie, zbliżył twarz do jej twarzy. W jego oczach zobaczyła nienawiść.

„Puść, bolisz.” — wyszeptała.

„Zmarnowałem na ciebie tyle czasu. Nie, kochanie, nigdzie nie odejdę. Wyjdziesz za mnie!” — Wolną ręką sięgnął do kieszeni i wyciągnął pierścionek. — „Nie zdążyłem ci go dać.” — Uniósł jej dłoń, próbując nałożyć pierścień.
Aleksandra zaczęła się szarpać, ale tylko zacisnął chwyt jeszcze mocniej.

„Puść! Nie wyjdę za ciebie!” — Łzy trysnęły jej z oczu.

„Wyjdziesz, jeżeli zależy ci na życiu i zdrowiu twojego marynarza.”

„Nic mu nie zrobisz, nie ośmielisz się…”

„Ach, ośmielę się…”

***

„Wyjeżdżam jutro.” — powiedział Dominik.
Aleksandra bardzo mu się podobała. Ale bał się jej powiedzieć o wyjeździe. Dopiero zaczynali się spotykać.

„Dokąd?”

„Do Gdańska. Dostałem się do akademii morskiej. Przepraszam, iż nie mówiłem. Nie byłem pewien.”

„Będziesz dzwonić?” — spytała urażona, spuszczając głowę.

„Nie dąsaj się. Co mogę zrobić? Nie mamy tu morza. Ola, nie chcę, żebyś czuła się zobowiązana na mnie czekać. Studia długie, potem rejsy, po pół roku i więcej. Nie wiesz, jak to jest trudne — czekać.”

„Nie decyduj za mnie.” — podniosła głowę.

„Ola, ty też będziesz studiować. Na uniwersytecie jest mnóstwo chłopaków…”

„No to wyjeżdżaj!” — krzyknęła, odwróciła się i odeszła.

„Ola!” — Dominik chciał ją dogonić, ale się rozmyślił.
Stał chwilę w milczeniu, po czym powoli ruszył w stronę domu.

Jakże się ucieszyła, gdy przyjechał na święta. Chodzili do kina, na spacery. Dominik opowiadał o Gdańsku, o morzu, o przyjaciołach, a ona słuchała, marząc, żeby ją w końcu pocałował.

Lecz on tylko musnął jej policzek, zziębnięty od mrozu, i odszedł. Następnego dnia wrócił do akademii.

Tak, na roku było wielu chłopaków. Zauważali ją, zalecali się. Ale żaden jej nie interesował. Dominik dzwonił rzadko, po przyjacielsku pytając o studia. Gdy tylko wspomniała, iż tęskni, gwałtownie zmieniał temat.

Wiosną zmarła ciotka ojca. Jej mąż odszedł pięć lat wcześniej. Był partyjnym działaczem, całe życie na stanowiskach. Dzieci nie mieli. Za życia ciotka nie utrzymywała kontaktów z rodziną. Pewnie bała się, iż będą żebrać o pomoc.

Toteż dla ojca prawdziwym zaskoczeniem było, gdy okazało się, iż przestronne mieszkanie w centrum miasta zapisała Aleksandrze. Widziała ją może ze trzy razy. Najpierw nie wierzył, potem ucieszył się.

„Mieszkanie ogromne, w samym środku miasta. choćby remontu nie trzeba. Jak wyjdziesz za mąż, będziecie tam mieszkać.” — marzyła matka.

Aleksandra postanowiła nikomu na uczelni nie mówić o mieszkaniu. Po co wzbudzać zazdrość? Ale i tak się wygadała. Jedni zazdrościli, inni nazywali ją zarozumialcem. A starosta grupy zapytał, czy można tam robić imprezy.

Na początku drugiego roku poznała starszego studenta, Mikołaja Zawadzkiego. Pewnego dnia podszedł do niej w stołówce, zagadali się. Zaczęli się spotykać. Dominik był daleko, nie prosił, by czekała, nie obiecywał miłości. W Gdańsku też są dziewczyny. Czy na pewno tam z nikim nie jest?

„Zawadzki… Czy to nie syn wicemera?” — spytał kiedyś ojciec.

„Nie wiem.” — wzruszyła ramionAleksandra i Dominik zamieszkali nad morzem, a dawna, pełna złudzeń miłość do Mikołaja stała się dla niej tylko odległym wspomnieniem, jak zorza gasnąca o świcie.

Idź do oryginalnego materiału