I wreszcie szczęście ją odnalazło

newskey24.com 1 dzień temu

No wreszcie szczęście ją znalazło.

Kiedy Wiola wychodziła za mąż za Jacka, choćby nie przypuszczała, iż jej nowo poślubiony mąż okaże się niewolnikiem zgubnego nałogu. Ich związek rozwijał się gwałtownie – był wesolutki, czarujący, zdecydowany i oświadczył się jej na imprezie, będąc lekko wstawionym.

– Wiolka, wyjdź za mnie! – zaśmiał się, nachylając się do niej z wyraźnym oddechem po alkoholu.

– Co, piłeś? W takim stanie chcesz się żenić? – zdziwiła się, ale w jej głosie nie było prawdziwego oburzenia. Wiola marzyła o ślubie, prawie wszystkie koleżanki już były zamężne.

– No i co? Cieszę się, więc się napiłem. No dalej, nie marudź, powiedz „tak”! – nalegał z szerokim uśmiechem.

Zgodziła się, postawiła tylko jeden warunek – pić tylko od święta. Jacek bez wahania kiwnął głową: „Będzie tak, jak chcesz!”

Wiola wtedy jeszcze nie wiedziała, iż ojciec Jacka pił całe życie i iż ta sama słabość, niczym łańcuch, ciągnie się za jego synem. Jego matka, Bożena, często kłóciła się z mężem, gdy ten nalewał synowi kieliszek.

– Siebie zniszczyłeś, a teraz i syna? – krzyczała, ale w odpowiedzi słyszała tylko śmiech: „Niech się przyzwyczaja. Przecież to facet.”

Po ślubie młodzi zamieszkali w mieszkaniu Wioli na obrzeżach Poznania, które dostała od babci. Na początku było całkiem nieźle. Jacek pracował, choć często wracał do domu z „oparami”. Zawsze miał gotowe wytłumaczenie:

– No co, dziś u Darka córka się urodziła! Jak tu nie wypić? Albo u Wojtka urodziny. Albo nośmy deski na budowie – szef postawił. Szacunek!

Wiola urodziła syna, Jakuba. Jacek pił dalej. Nie interesował się dzieckiem.

– Dlaczego choćby do niego nie podejdziesz? To twój syn! – oburzała się.

– A sam mówiłaś, żebym nie podchodził do niego po pijaku – odburknął leniwie.

– To nie pij! Ile razy cię o to prosiłam…

Minęły lata. Osiem długich lat. Jacek pił coraz częściej, wyrzucano go z kolejnej roboty – za picie w pracy. Wiola ciągnęła wszystko sama: dom, syna, życie. Jedynym jasnym punktem była teściowa – rozumiała, współczuła, pomagała pieniędzmi i ubraniami dla wnuka.

– Wiola to złota dziewczyna. Gdyby on miał choć odrobinę sumienia… – wzdychała do siostry.

Gdy Jakub skończył dziesięć lat, Wiola zrozumiała: dalej tak nie może być. Mąż stał się cieniem człowieka. Z dawnej urody zostały strzępy: zęby powybijane w bójkach, włosy przerzedzone, wzrok szklisty. Nie czuł nic – ani do syna, ani do żony.

– Rozwiedź się z nim – radzili koledzy z pracy. – Wiolka, ile można wytrzymać?

Ale ona zwlekała. Miała zbyt miękkie serce – żal jej było wszystkich, choćby psów, kotów i… męża.

Aż pojawił się prawdziwy powód. Wiola zakochała się. W nowego kolegę z pracy. Nazywał się Tomasz.

Do biura trafił zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Wysoki, jasnooki, o otwartej twarzy i ciepłym uśmiechu, podbił wszystkich. choćby najbardziej przebojowe koleżanki próbowały go poderwać. ale on, jak prawdziwy dżentelmen, grzecznie odmawiał. Grzecznie – i stanowczo.

Tomasz był po rozwodzie, przyjechał z Lublina, mieszkał u ojca. Kobiety w biurze plotkowały, ale on trzymał dystans, nie dając powodów do przypuszczeń.

A Wiola pierwszy raz od lat poczuła, jak coś w niej ożywa. Jakby serce zaczęło na nowo bić. Długo nic sobie nie uświadamiała.

Gdy złożyła pozew o rozwód, postawiła przed faktem i teściową, i męża.

– Jacek, koniec. Pakujesz swoje rzeczy. Już nie mogę.

Wyszedł bez awantury. Po prostu wziął torby i poszedł do matki.

A Wiola… jakby na nowo się urodziła.

Pewnego dnia, gdy wychodziła z biura, Tomasz zawołał ją:

– Wiola, masz chwilę? Chciałbym cię zaprosić na kolację…

Poczuła, jak płoną jej policzki. Ale skinęła głową.

Siedzieli w kawiarni. Najpierw rozmawiali – o życiu, pracy, rodzinie. W końcu powiedział:

– Dowiedziałem się, iż się rozwiodłaś. I… wybacz, ale od razu wiedziałem – jesteś tą jedyną.

Zmieszała się. Te słowa były tym, na co czekała.

– A ja choćby nie miałam pojęcia… – szepnęła.

– Ja czułem, iż coś jest – uśmiechnął się. – Tylko nie wiedziałem, czy odważę się powiedzieć.

Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Wiola śmiała się, gdy zazdrosne koleżanki mówiły:

– No proszę, cicha wodę i Tomasza sobie złowiła! Jak jej się to udało?

A ona nie odpowiadała – bo to nie miało znaczenia. W jej sercu była tylko cisza i ciepło.

Były mąż nie przeszkadzał, ale Bożena, teściowa, często przychodziła – zobaczyć wnuka, podtrzymać synową na duchu. Rozumiała, dlaczego Wiola wyrzuciła Jacka. I nie miała jej za złe.

Pewnej soboty Wiola postanowiła powiedzieć Bożenie o zaręczynach. Tomasz dał jej pierścionek – to było poważne.

– Bożena… Tomasz się oświadczył. Zgodziłam się.

Kobieta milczała przez chwilę. Nagle objęła ją mocno.

– No nareszcie! Wiolu, zasługujesz na szczęście. Oby wszystko ci się układało!

Wiola nie wierzyła własnym uszom. Spodziewała się potępienia, a dostała ciepło i zgodę.

– Pomogę wam ze ślubem. Chcę, żeby było pięknie. I żeby Jakub wiedział – ma teraz przy sobie prawdziwego mężczyznę.

Od tego dnia ich relacja tylko się umacniała. Wiola znalazła nie tylko miłość, ale i przyjaciółkę w byłej teściowej. A Bożena zyskała w niej córkę. Takie rzeczy się zdarzają. Może rzadko – ale się zdarzają.

Idź do oryginalnego materiału