Niby wszyscy lubią spacerować lasami, a jakoś z miesiąca na miesiąc lasy są coraz rzadsze, niszczy się je pod pretekstem choroby, rutynowej wycinki chorych drzew. Rutyna i choroba rozumiane są w przepisach bardzo specyficznie. „Wszystko jest chorobą” – myśli głupi człowiek – „tylko ja jestem zdrowy”.

Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
Chodziłem zawsze tam, gdzie się dało i gdzie najspokojniej, czyli właśnie lasami i najmniej uczęszczanymi żwirówkami. Żwirówki jednak też znikają, w miarę upływu lat zalewane asfaltem. Chodzę więc tam, gdzie najmniej asfaltu, bo w miejscach, gdzie wylano już asfalt, jeżdżą szybkie samochody, motory i inne pojazdy; od kiedy więcej jest bezgłośnych samochodów elektrycznych, mogą w człowieka wjechać zupełnie bez ostrzeżenia. Szczególnie prawdopodobne jest to o tyle, iż zdarza mi się zakładać słuchawki z systemem ANC.
Jest u nas wiele niebezpiecznych skrzyżowań: skrzyżowań jeszcze nieoznakowanych, czyli równorzędnych, albo skrzyżowań, gdzie nowa i potężna asfaltowa droga musi ustąpić pierwszeństwa starszej, mniejszej i podziurawionej już dróżce, na którą asfalt wylano łaskawie trzydzieści lat temu i od tamtej pory nikt się nią nie interesował. Znam dobrze naturę tych zagadek, bo sam oczywiście mam prawo jazdy, zdałem wyśmienicie dawno temu, i potrafiłbym poruszać się tutaj wszelkimi pojazdami, ale z pewnych powodów odpuszczam sobie tę przyjemność. Spacerowanie jest zdrowsze; gdybyśmy wymienili osobistości, które preferowały spacery, byłoby to zacne grono.
I nie nadzieję się na żadną pułapkę, ponieważ na poboczu zawsze mam pierwszeństwo jako, iż tak powiem, siła żywa, chociaż staram się nie nadużywać tego przywileju.
Któregoś dnia idę po wsi w słuchawkach z ANC: po prawej mijam głośną budowę wielkiego domu bogaczy, gdzie używany jest ciężki sprzęt, a po lewej wycinkę lasu, gdzie używany jest sprzęt jeszcze cięższy. Na szczęście ledwo te sprzęty słyszę. Pobocze pobrudzili wyjeżdżonym piaskiem, leży teraz na całej drodze – tak ją przyprószył lekko, jak to na budowach. Skupiam się na nim i na tym, co leci mi w słuchawkach, aż tu nagle…
Siedmioletni na oko chłopczyk wyprzedza mnie na centymetry na hulajnodze elektrycznej. Jedzie jak szalony, ale przynajmniej ma kask.
Aż przystaję. Koszulka tańczy mu na wietrze, gdy znika za zakrętem.
Od teraz całkiem rezygnuję z używania słuchawek na spacerach, ale z racji tego, iż utknąłem na długo w domu rodzinnym, w miejscowości o statusie wsi, kontynuuję moje eskapady i dane jest mi zaobserwować na własne oczy pewne zmiany, na które większość osób jest ślepa, nie chce ich widzieć i o nich myśleć.
Te nieliczne dzieci, które narodziły się w ostatnich latach – one wszystkie, co do jednego, poruszają się teraz na hulajnogach elektrycznych. Dominują te o nazwie pochodzącej od japońskiego lotnika samobójcy. Jak mówi się w sklepie: dziesięciolatki, ośmiolatki, a choćby siedmiolatki mają już hulajnogi. Wyprzedzają mnie na spacerach, ścigają się też ze sobą. Ich rodzice z kolei prześcigają się w kupowaniu jak najlepszych hulajnóg, chociaż to niewielki wydatek, porównywalny chyba z rowerem. jeżeli choćby jakieś dziecko zostaje w domu i nie jeździ na hulajnodze, bo jej na przykład nie ma, to z pewnością zazdrości hulajnóg innym dzieciom, z pewnością namawia rodziców, żeby też kupili mu taką hulajnogę, i oni w końcu muszą ulec. Początkowo nie interesuję się technicznymi i prawnymi aspektami hulajnóg, staram się obserwować je na własne oczy – jak wszystko, co pojawia się w naszej miejscowości o statusie wsi i tak bardzo ingeruje w ten status, iż w sumie kilka już on znaczy. Postaram się streścić te obserwacje, choć utknąłem tu na tak długo i tak długo obcuję już z różnymi przemianami, także z hulajnogami, iż obserwacje są niezliczone.
Po pierwsze prędkość takiej hulajnogi wydaje się uzależniona od podłoża. Jest to oczywiste, ale fakt ten ma pewne dalekosiężne konsekwencje, które warto dostrzec. Rozważmy styk leśnej wyboistej drogi i asfaltu: dziecko musi zwolnić, wjeżdżając do lasu, samo ukształtowanie terenu zwalnia hulajnogę. Oczywiście zdarzają się samobójcze przejazdy, gdy dziecko choćby na wyboje wpada z szaleńczą prędkością, a biedna chińska hulajnoga tylko cudem przemyka po tej dzikiej drodze. Potem trzeba jednak dopompować opony, może choćby wyregulować kierownicę, w każdym razie są to sytuacje wyjątkowe. Dzieci zwykle mają minimalny instynkt przetrwania lub przynajmniej nie chcą zniszczyć swojej zabawki, na którą poszły pieniądze z komunii. Ciekawsza kwestia dotyczy samej natury hulajnóg, tak przecież odmiennych od innych środków transportu. Hulajnoga elektryczna to maszyna w wersji minimum, dwa patyki na kółkach, i w tym minimalizmie wiele rzeczy można zlekceważyć, łatwo przegapić pewne kwestie.
Po pierwsze taka konstrukcja implikuje jakiś związek z prawdziwą hulajnogą bez silnika, którą trudno rozpędzić do wyższych prędkości, na pewno trudniej niż rower. W dodatku człowiek na hulajnodze jest wystawiony na działanie wszystkich żywiołów i choćby nie przewidziano dla niego miejsca siedzącego, musi wytrwale stać, co kojarzy mi się z tymi momentami z dzieciństwa, kiedy musiałem stać podczas mszy i bolały mnie nogi; teraz, zamiast na mszach, dzieci stoją na hulajnogach. To wszystko do kupy odsłania już całkiem nieźle pewną adekwatność hulajnóg elektrycznych: nie są tym, za co się podają, coś przed nami kryją, a jednocześnie ich ekspansywna natura, ich wszechobecność i fakt, iż są umiłowane przez dzieci, usypiają czujność rodziców. Mówią oni tylko: „zakładaj kask” do swoich pociech, a im starsze jest dziecko i im szybsza hulajnoga, tym mniejsza przecież szansa, iż będzie jeździło w kasku. Takie puste gadanie sprzyja rozbijaniu rodzin, z fizyczną eliminacją włącznie, jak się dobrze zastanowić, choć by wysnuć ten ostatni paradoksalny wniosek, trzeba by mieć dużo czasu w rozmyślania i research.
Trudno byłoby jednak wyjaśnić, co tak naprawdę dostrzegam na tych długich spacerach, gdy mija mnie coraz więcej dzieci na hulajnogach – jeżdżą w kółko po naszej miejscowości. Dość powiedzieć, iż gdy pewnego dnia jedno z tych dzieci na bezgłośnej hulajnodze prawie potrąca mnie przy furtce i odjeżdża, nie …











