
W Gdańsku dość długo staliśmy czekając na małe holowniki czy parowce... Później z niemiecką precyzją podzieleni na setki zostaliśmy przetransportowani kanałami do Stutthofu. Na naszym statku płynęli też strażnicy więzienni z Rygi, którzy oświadczyli w trzech językach (po niemiecku, łotewsku i po rosyjsku), iż w razie próby ucieczki będą strzelać. Nie warto również skakać do Motławy - brzeg blisko, ale bauerzy na tym brzegu są już uprzedzeni, iż wiozą bandytów, i zbiega natychmiast zabiją!
Po drodze obserwowaliśmy smutny krajobraz: błota, szuwary i rządną, czystą gospodarkę Niemców. Strażnicy podtrzymywali wiarę większości, iż jedziemy na roboty przymusowe i jak to teraz dobrze będzie nam w Deutschlandzie... Wiedziałem swoje. Przypuszczam, iż łotewska eskorta sama nie orientowała się, dokąd tak naprawdę nas wiezie.
Wkrótce znaleźliśmy się przy nabrzeżu. Po zejściu ze statku zaczęło się bicie, wymyślanie przy wtórze pieniących się ze wściekłości wilczurów i ich właścicieli. Zastraszeni koledzy wpatrywali się we mnie szeroko ze zgrozy otwartymi oczami. Widok obozu obnażył przed nimi wszystko. Napisy nad bramą obozową ARBEIT MACHT FREI i wiele ACHTUNGÓW dla więźniów i mieszkańców Stutthofu - wioski naocznie pokazały, gdzie to jesteśmy...
Przy pomocy tłumaczy ustawiono nas w cztery szeregi i poprowadzono na plac apelowy starego obozu. Na szczęście wypogodziło się, więc mogliśmy spokojnie czekać. Rozłożyliśmy się rozkosznie na trawce. Po chwili przyszli funkcyjni i rozdzielili nam po pajdzie chleba z margaryną i serkiem do smarowania. Zdziwiliśmy się, iż pajda była solidna, i nabraliśmy otuchy, iż może nie taki diabeł straszny... Dostaliśmy też czarnej kawy do picia. Jeden z Niemców dzięki tuby i przez tłumacza ogłosił, iż mamy się ustawić według alfabetu, bo będziemy odznaczeni numerami na piersi i na spodniach. Służyły do tego manualne drukarenki.