Zofia wydawała córkę za mąż. Gości było niewiele, jakieś 35 osób, prawie sami krewni i przyjaciele pana młodego.
Córka, Weronika, wyglądała cudownie, jak przystało na pannę młodą. Dla Zofii jej wczesne małżeństwo w wieku 19 lat było sporym zaskoczeniem. Mimo wszystko miała nadzieję, jak każda matka grzecznej i dobrej dziewczynki, iż Weronika najpierw skończy studia, a dopiero potem… Ale stało się, co się stało. Córka była na drugim roku, jej wybranek, Bartek, na ostatnim. Postanowili się pobrać, i już. Bartek uważał, iż życie bez ślubu to niepoważna sprawa — jego kobieta zasługuje, by od razu zostać żoną na całe życie!
Były mąż Zofii, ojciec Weroniki, na wesele nie przyszedł, choć został zaproszony. Dał jednak córce pewną sumę pieniędzy — za to zawsze można podziękować. Minęło już pięć lat, odkąd odszedł z domu, nie garnął się do kontaktu z córką, ograniczając się do alimentów przesyłanych przez księgowość.
Wesele było w pełni. Wszystko przebiegało znakomicie, wodzirej znał swoje rzemiosło. Zosię niepokoił tylko jeden z gości, najwyraźniej daleki krewny Bartka, który nie spuszczał z niej wzroku. Gdziekolwiek się ruszyła w sali, czuła jego spojrzenie. To spojrzenie dosłownie „wierciło” ją na wylot. choćby się zirytowała — jak ten smarkacz śmie tak na nią patrzeć?
Zabrzmiała muzyka do walca, rzadkość na współczesnych młodzieżowych imprezach, bo mało kto jeszcze umie go tańczyć.
Zosia uwielbiała walca i z euforią ruszyła w tany z tym samym młodzikiem, na którego pięć minut wcześniej była zła za jego natrętne spojrzenia. Tańczył bosko. Byli najpiękniejszą parą w centrum parkietu. Zosia i tak zawsze dobrze wyglądała, ale dziś wyglądała raczej na siostrę, a nie matkę panny młodej. Elegancka suknia w szmaragdowym kolorze opływała jej szczupłą sylwetkę, niedbale-modna fryzura i błysk w oczach czyniły ją niesamowicie atrakcyjną.
— Gdzie ty się tak nauczyłeś tańczyć? — spytała, gdy odprowadzał ją po tańcu z powrotem do stołu.
— Przez lata trenowałem tańce towarzyskie. Mam wyćwiczony wzrok — od razu wiedziałem, iż nikt tu nie tańczy lepiej od Pani — odparł z uśmiechem.
Wszystkie kolejne tańce Jakub — bo tak się przedstawił — tańczył tylko z Zosią. Nie odstępował jej na krok, by nie spóźnić się z zaproszeniem na następny. Zosi trochę kręciło się w głowie od wypitego szampana i uczucia niezwykłej lekkości, jak za młodych lat.
— No i co z tego, iż młody? Chociaż natańczę się do upadłego — kiedy jeszcze będzie okazja? — pomyślała.
Po weselu Weronika wyprowadziła się od matki do męża. Na razie wynajmowali mieszkanie. Zosia skończyła tygodniowy urlop i wróciła do pracy. Była mocno zaskoczona, gdy po skończonym dniu zobaczyła pod budynkiem urzędu (pracowała w opiece społecznej) Jakuba z bukietem kwiatów.
— Po co tu przyszedłeś, i to jeszcze z kwiatami? Jutro cały urząd będzie się ze mnie śmiał, pytając, w której klasie podstawowej uczy się mój adorator! — oburzyła się.
— Już pracuję po studiach. Mój dzień kończy się godzinę wcześniej, a dziś poczułem palącą potrzebę, by Panią zobaczyć. Adres wyciągnąłem od córki. I nie wyglądam aż tak młodziutko — mam 25 lat, proszę Pani — odparł urażony.
— A ja mam 40, więc wiesz, jaka między nami różnica. Mówię ci uczciwie — nie wkręcaj się we mnie! Szkoda twojego czasu! Rozejrzyj się — tyle młodych, ładnych dziewczyn wokół! — Zosia zdecydowanie ruszyła w stronę przystanku.
— 40 lat? Nie może być! No, choćby jeśli, to nic strasznego. Będę Panią kochał w każdym wieku i nikt mi tego nie zabroni, choćby Pani! Uwierzyłem w miłość od pierwszego wejrzenia — zobaczyłem Panią na weselu i przepadłem — mówił pośpiesznie Jakub, podążając za nią.
Jakub spotykał Zosię codziennie, jeździł z nią autobusem aż pod dom, a potem wracał do siebie. Nic od niej nie wymagał, był niezwykle uprzejmy i troskliwy.
Czego się tu czaić? Zosi pochlebiała ta adoracja, ale wiedziała, iż dzieli ich duża różnica wieku. Nie chciała mu psuć życia — powinien znaleźć młodą dziewczynę.
Choć próbowała go odtrącić, w pewnym momencie ich relacja zaczęła się rozwijać, a Jakub okazał się czułym, uczciwym i poważnym człowiekiem. Gdy Zosia zachorowała na zapalenie płuc, zajął się nią. W zasadzie to on ją wyleczył. Wtedy zrozumiała, iż to wszystko jest poważne i iż on naprawdę ją kocha.
Takiego naporu uczuć Zosia nie wytrzymała i poddała się zwycięzcy. A która kobieta by wytrzymała?
Jakub oświadczył się. Córka i zięć zachęcali ją, by przyjęła propozycję i została jego żoną. Zosia się wahała. Była pewna, iż prędzej czy później ją zostawi.
Pewnie dalej by się wahała, gdyby nie niespodziewana ciąża, którą chciała przerwać. Jakie dziecko? Przecież niedługo może zostać babcią! A Jakub pewnie ją rzuci, i zostanie sama z malcem.
Ale Jakub przekreślił jej plany. On i jego rodzice przekonali Zosię, iż choćby jeżeli się rozstaną, pomogą jej wychować dziecko.
Jakub i Zofia pobrali się. Świętowali skromnie, w gronie najbliższych, bo sylwetka panny młodej wyraźnie zdradzała jej stan.
Teraz ich syn, Kacper, ma 20 lat.
Zosia z Jakubem wciąż są razem. Łączą ich wspólne pasje. Rozumieją się bez słów, czasem wystarczy tylko spojrzenie. Krótko mówiąc, są szczęśliwym małżeństwem.
Jest tylko jedno „ale”. Teraz Zosia ma 60 lat, a Jakub zaledwie 45. Zosię wciąż dręczy myśl, iż zrujnowała Jakubowi życie.
A on uważa się za najszczęśliwszego człowieka na świecie.