Granica Śmiałości: Historia Wery i Sąsiadów

newsempire24.com 5 dni temu

Sąsiedzkie wizyty: jak Weronika postawiła granicę bezczelności

Marek wrócił do domu zmęczony, a w mieszkaniu unosił się zapach pieczeni — w piekarniku dusiło się mięso, a Weronika kroiła sałatkę. Podeszedł, pocałował żonę i zauważył:

— Pachnie wyśmienicie.

— Staram się dla gości — odpowiedziała z uśmiechem.

— Dla moich? — zmarszczył brwi. — Prosiłem, żebyś nie gotowała.

— No jak to… To twoja rodzina. Ludzie po pracy, muszą coś zjeść.

— Weronika, zrozumiesz mnie później… Lepiej byś posłuchała.

Kilka godzin wcześniej dzwoniła do niego matka:

— Synku, Kinga, córka Lidki, z mężem kupili mieszkanie obok was. Dopóki nie skończą remontu, nie mają wody. Lidka prosi, żeby mogli u was się wykąpać przez kilka dni.

Marek nie był zachwycony. Już w dzieciństwie nie lubił Kingi — cwaniara, zupełnie jak jej matka.

— Dobrze, niech przyjdą — westchnął. — Tylko pod prysznic, nic więcej.

Kinga i jej mąż Tomek pojawili się pod wieczór.

— Cześć! Jestem Kinga, to mój mąż. A ty pewnie Weronika?

Nie czekając na zaproszenie, Kinga przeszła po pokojach, dotykała klamek, zajrzała do sypialni. Marek zatrzasnął drzwi:

— Mieliście tylko się wykąpać?

— Tak, tak! Weronika, masz może ręczniki? Swoich nie wzięliśmy.

Gdy już się wykąpali, nie spieszyli się z wyjściem. Usiedli w salonie, wciągając nosem zapach pieczeni.

— Och, jak pysznie! — zaświergotała Kinga. — Co gotujesz?

Weronika westchnęła i zaprosiła ich do stołu.

Zjedli wszystko do ostatniego okruszka. Wyszli, zapominając ręczniki, myjki i szampon. Weronika pokręciła głową:

— Żel i szampon szkoda, ale myjki trzeba będzie kupić nowe.

Następnego dnia wszystko się powtórzyło. I trzeciego dnia też. Weronika przygotowała zapiekankę z brokułami, Kinga skrzywiła się:

— Fuj! Wy to jecie?! Dajcie lepiej sznycla.

Czwartego dnia była makaron z mięsnym sosem. Kinga znów niezadowolona:

— Mięsa prawie nie ma. Sam sos.

Marek zapytał Tomka:

— Kiedy włączą wam wodę?

— Już włączyli — przyznał szczerze.

Kinga błyskawicznie wtrąciła:

— Słuchawka jeszcze nie zamontowana…

Po kolacji Weronika spojrzała na męża:

— Wymyśliłam, jak się ich pozbyć. Ale musisz mi pomóc.

Następnego wieczora, gdy goście zasiedli, Weronika przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, tartym jabłkiem i miodem.

— To „Francuska sałatka urody”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy z Markiem.

Kinga próbowała przeżuwać, ale sałatka wyraźnie nie trafiała w jej gust. Goście wyszli szybko.

— Dzisiaj kolację gotujesz ty — powiedziała Weronika mężowi. — W zamrażarce są pierogi.

Po kilku dniach Kinga zadzwoniła:

— Znowu ta wasza sałatka?

— Tak, Weronika jest nieugięta… jeżeli przyjdziecie, weźcie lepiej kiełbasę, bo sam już nie mogę.

— Nie, nie przyjdziemy. Mamy już wodę i słuchawkę.

Kilka dni później Marek odebrał telefon od matki:

— Lidka mówi, iż Weronika cię głodzi.

— Mamo, nie słuchaj bzdur. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A jeszcze ci powiem: za miesiąc wyprowadzamy się do domu, to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy zobaczymy, kto dla kogo jest rodziną…

Idź do oryginalnego materiału