Planowo, po 101 dniach, do macierzystego portu w Gdańsku powrócił Generał Zaruski. Kecz ma za sobą najdłuższą i najdalszą wyprawę w karierze pod gdańską banderą.
Krzysztof Romański, 9.10.2025 r.
140 osób wzięło udział w siedmioetapowej wyprawie Generałą Zaruskiego na Spitsbergen. 30 czerwca, gdy żaglowiec wychodził z portu, nad Gdańskiem świeciło słońce, 8 października, w dniu powrotu, z nieba lały się strugi deszczu. W niczym to jednak nie popsuło nastroju wielkiego święta. Kecz rzucił cumy niemal punktualnie o godz. 14. W ceremonii powitania uczestniczyło kilkaset osób – oprócz stęsknionych rodzin i przyjaciół, na kei przy Narodowym Muzeum Morskim żeglarzy witały władze miasta i szantymeni z chóru Zawisza Czarny. Na nabrzeżu pojawili się też Joanna Wyderko i Mirosław Dyndo – dwójka uczestników rejsu sprzed pół wieku, gdy Generał Zaruski pod dowództwem kapitana Andrzeja Rościszewskiego również osiągnął Svalbard.
Ten rejs pokazał, iż żeglarstwo uczy współpracy, odpowiedzialności i wzajemnego szacunku. To wartości, których bardzo potrzebujemy. To była wyprawa edukacyjna, naukowa i wychowawcza, w której młodzi ludzie doświadczyli prawdziwej szkoły życia. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu – kapitanom, oficerom, organizatorom i załodze. Generał Zaruski wrócił bezpiecznie do macierzystego portu w Gdańsku, a my możemy być dumni, iż jest ambasadorem naszego miasta na najdalszych wodach świata i służy wychowaniu morskiemu młodych ludzi, bo to przede wszystkim w tym celu Gdańsk uratował ten zabytkowy żaglowiec – mówiła prezydent Aleksandra Dulkiewicz, która doceniła też rolę Jerzego Jaszczuka, pierwszego kapitana Generała Zaruskiego po nabyciu statku przez Gdańsk. – Bez niego nie byłoby nas dziś tutaj – podkreśliła gospodyni miasta.
Powitanie Generała Zaruskiego było okazją do podsumowania wyprawy, która w historii kecza zapisała się jako najdłuższa i najdalsza w tym wieku. W pierwszej części rejsu załogę jednostki stanowiła młodzież Gdańskiej Szkoły pod Żaglami, programu realizowanego już od 10 lat. 19 adeptów żeglarstwa pod opieką kadry oficerskiej pokonało ponad 2000 mil morskich, po drodze ucząc się nawigacji, meteorologii, ekologii i współdziałania w grupie. Młodzież funkcjonowała bez dostępu do telefonów i internetu, co sprzyjało budowaniu relacji. Jednym z wykładowców na pokładzie był Tomasz Rożek, znany z telewizyjnego programu „Nauka. To lubię”.
20 lipca Generał Zaruski osiągnął cel podróży – rzucił kotwicę na Spitsbergenie. W kolejnych częściach rejsu na pokład mustrowali naukowcy i żeglarze z wolego naboru. W trakcie rejsu w dzienniku jachtowym zapisano rekord najdalszej północnej szerokości geograficznej – 80°35’ N. To wynik o jedną minutę lepszy niż pół wieku wcześniej.
Kapitan Marcin Dobrowolski, który dowodził wyprawą na Spitsbergen, podkreślił wielowymiarowość 101-dniowej wyprawy:
Wyruszyliśmy z Gdańska, by powtórzyć trasę sprzed 50 lat, ale wiedzieliśmy, iż to nie będzie zwykła żegluga, iż to będzie wyprawa z misją – mówił kapitan. – Na pokładzie mieliśmy młodzież z Gdańskiej Szkoły pod Żaglami, naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego, dla których nasza jednostka stała się statkiem badawczym i żeglarzy, którzy od lat związani są z Zaruskim. Wspólnie tworzyliśmy zgrany zespół. To była prawdziwa szkoła charakteru, współpracy i odpowiedzialności. Kiedy przekroczyliśmy 80. stopień szerokości północnej, czuliśmy, iż dotykamy historii – tego, co było marzeniem naszych poprzedników. Dziś cały świat możemy sobie obejrzeć w telefonie, ale nie usłyszymy w nim syku wpadającego do wody kawałka lodu z cielącego się lodowca, nie poczujemy ciszy w Zatoce Białego Niedźwiedzia, nie odczujemy zimna arktycznych wód. Generał Zaruski znów przypomniał, iż żeglarstwo to nie tylko sport, ale sposób myślenia o świecie z pokorą wobec natury i z szacunkiem do tradycji.

Kapitanem w rejsie powrotnym do kraju był Adam Walczukiewicz.
Kapitan Rościszewski w 1975 roku marzył o tym, by opłynąć Spitsbergen, ale wtedy nie pozwoliła mu na to pogoda w cieśninie Hinlopen. My to marzenie spełniliśmy, na tym samym statku. Opłynęliśmy całą wyspę, odwiedzając miejsca, które na mapie są tylko punktami, a w rzeczywistości robią ogromne wrażenie: lodowce, fiordy, stacje badawcze, miejsca pamięci. Każdy dzień był inny, każda wachta przynosiła nowe wyzwania: mgły, silne prądy, dryfujące kry. Ale duch załogi był niezwykły – relacjonował Adam Walczukiewicz.
Przypomniał też, iż statek zawinął do Narviku, gdzie załoga złożyła kwiaty na grobach polskich marynarzy, którzy polegli tam w trakcie drugiej wojny światowej.
– To był moment refleksji i zadumy. Pokazaliśmy, iż Zaruski to nie tylko statek, ale też symbol ciągłości tradycji, edukacji i żeglarskiego ducha Gdańska – skwitował kapitan Adam Walczukiewicz.