Gej zaatakowany przez transaktywistów w USA

kayaszu.pl 1 rok temu



Światowe media rozpisały się we wrześniu zeszłego roku o Fredzie Sargeantcie, którego podczas parady równości Vermont Pride w Burlington (największej miejscowości stanu Vermont) w USA fizycznie napadli transaktywiści. Zdjęcia i film z tego zajścia, podczas którego 74-latek jest popychany, szarpany, przewracany i polewany kawą przez aktywistów spod znaku trans, jakiś czas temu obiegły Internet.

W Polsce oczywiście o tym zdarzeniu nie mieliśmy szans szerszej przeczytać, a przynajmniej nie w tzw. progresywnych mediach. Bo ten obraz nie pasuje do kreowanego przez transaktywistów i lewicowych działaczy wizerunku środowisk queer. O zajściu można przeczytać jedynie na portalach prawicowych, co zawęża pole widzenia osób na tzw. opozycji, które źródeł prawicowych nie uznają dla zasady.

Warto w tym miejscu podkreślić, iż oddziela się w tym momencie queer od tradycyjnego LGBT, ponieważ queer obejmuje szerszy zakres tożsamości i wymyślonych orientacji, a LGBT bazowo oznaczał ruch głównie skupiony na uzyskaniu praw przez osoby homoseksualne. Osoby transseksualne stanowiły wówczas margines i nie były w centrum tego ruchu, nie wspominając o reszcie fikuśnych liter alfabetu, niebiarnych itd.

Współcześnie dodano do LGBT wiele nowych literek spod parasola queer, które wręcz wypierają gejów i lesbijki pozycjonując się na najbardziej uciskane, nie respektując porzeb i praw tradycyjnych mniejszości spod znaku LGB. Wróćmy jednak do naszego bohatera, działacza na rzecz praw osób homoseksualnych.

Fred Sargeant – gej, weteran walki o prawa homoseksualistów, bohater Stonewall

Fred Sargeant w młodości

Siedemdziesięcioczteroletni Fred Sargeant ( Frédéric André Sargeant) brał aktywny udział w słynnych zamieszkach Stonewall w 1969 roku, które umownie dały początek ruchowi na rzecz praw osób homoseksualnych w USA, a potem całego ruchu LGBT. Jest też ojcem założycielem pierwszej nowojorskiej parady równości. To gigantyczna impreza, na którą przybywają co roku około dwa miliony ludzi! – ale gdy ją tworzył, poza nim zaangażowane w nią były raptem trzy osoby.


Jego wkład w budowanie tęczowego ruchu jest niekwestionowany. Od lat udzielał się dla dobra społeczności jako oddany aktywista, choćby wtedy, gdy za tego rodzaju działania groziły kary. Ma swoim koncie napisanie przedmowy do książki „The Stonewall Riots: Coming Out in the Streets” oraz występy w filmach dokumentalnych, np. „Stonewall Uprising”. Jest laureatem nagrody Association des Journalists LGBTQI, w Paryżu został odznaczony nią za zasługi dla ruchu LGBT+.

Powody napaści na Freda


Transaktywiści usprawiedliwiają swoje zachowanie tym, iż Fred Sargeant trzymał transparent z napisem „Black face” i „Woman face” z dopiskiem „#No thank you” oraz „Gay not queer”, co ich zdaniem było dowodem na transfobię.

Warto dodać tu kontekst. W krajach zachodnich tzw. „black face”, czyli pomalowanie twarzy na czarno, aby upodobnić się do czarnoskórego człowieka uznawany jest za rasistowski. Ruch gender critical sprzeciwiający się redefinicji płci z kategorii biologicznej na kulturową, krytykujący postulaty transaktywistów, by płeć można było zmienić wedle zachcianki — bez rzetelnej diagnozy lekarskiej (self id) oraz punktujący transgenderową ideologię jaka za nim stoi, porównuje przebieranie się za kobiety przez mężczyzn właśnie do „black face”. Stąd określenie „woman face”. Niektóre kobiety uważają, iż parodiowanie kobiecości i podszywanie się pod kobiety przez mężczyzn jest dla nich obraźliwe w podobny sposób jak podszywanie się pod czarnych i parodiowanie ich przez białych.

„No thank you ” stało się zaś hasłem ruchu feministek krytycznych wobec gender, gdy znana sportowczyni, brązowa medalistka dźwigania ciężarów Sarah Robles w wywiadzie spytana o udział trans kobiet (biologicznych mężczyzn) w sportowych kategoriach kobiecych powiedziała właśnie to jedno wymowne zdanie; „Nie, dziękuję”, które obiegło internet i stało się hasłem ruchu feministycznego (krytycznego wobec transgenderyzmu). Pobity Sargeant na swoim profilu na Facebooku właśnie tak argumentuje swoje transparenty; hasła miały symbolizować sprzeciw wobec homofobii i mizoginii.

„Poszedłem na paradę by zaprotestować przeciwko mizoginii, homofobii, polityce wykluczenia i dzielenia”

Warto zauważyć, iż Fred Sargeant nie wyzywał, nie obrażał. Zachowywał się spokojnie i przyjaźnie, korzystając z demokratycznego prawa do manifestacji, i jednych z kluczowych praw człowieka w świecie Zachodu: wolności słowa i sumienia. Jeden ze świadków nagrał film pokazujący, jak agresywna kobieta (lub mężczyzna identyfikujący się jako kobieta) próbuje wyrwać Sargaentowi transparent, co miało miejsce przed grupowym linczem, udokumentowanym na fotografiach.

Zobacz Film

I kontynuuje: „Spotkałem się z krzykami, wielokrotnymi napaściami, komentarzami ejdżystowskimi [wyśmiewaniem ze względu na wiek], popychaniem, klepaniem w tył głowy, wylewaniem kawy i próbami kradzieży moich znaków”. Następnie dodaje, iż „tłum przewrócił mnie na ziemię (…) raniąc mnie”.


Szerszy kontekst wydarzenia

Przyjazd Freda Sargaenta na paradę z takimi hasłami był celowy. Choć trudno doszukać się w jego transparencie transfobii, to sam zainteresowany wyraził się później jasno, iż chciał zamanifestować swój sprzeciw wobec podziałów, które tworzą jego zdaniem transaktywiści. Przed zajściem deklarował, iż nie podoba mu się, iż ruch LGBT i organizacje, które reprezentują tę społeczność, są zawłaszczane przez osoby transpłciowe i niebinarne. Aktywista obawia się, iż geje i lesbijki są coraz częściej nakłaniani do korekty płci (tranzycji płci), zamiast zaakceptowania swojej homoseksualnej orientacji, oraz iż wymyślanych jest coraz więcej, tak naprawdę nieistniejących, „tożsamości niebinarnych”. Jego zdaniem mają one być formą ekskluzywnej ekspresji i wywyższania się oraz szerzenia podziałów w społeczności LGBT.



Frustrację Sargaenta podzielają także inni aktywiści LGB. W zeszłym roku na paradzie równości w Cardiff – stolicy Walii – zaatakowane zostały też lesbijki, które niosły transparent z napisem „Lesbijki nie lubią penisów”.

Transpłciowi aktywiści uznali to za transfobiczny atak na ich tożsamość i wszczęli kłótnię. Jednak to nie agresorzy zostali wyproszeni z parady. „Grupie lesbijek kazano opuścić marsz Pride po starciu z aktywistami na rzecz praw osób trans” – głosi nagłówek „The Times”. Podobny atak transpłciowych i niebinarnych działaczy na lesbijki odbył się we Francji na Bordeaux Pride.


Lesbijki tłumaczą iż coraz częściej zarzuca się im transfobię, gdy nie są zainteresowane transpłciowymi kobietami (mężczyźnami w sensie biologicznym) tak w aspekcie uczuciowym, jak i erotycznym. Mówią, iż kiedyś heteroseksualna większość narzucała lesbijkom, by wiązały się z mężczyznami, a teraz próbują wymuszać to na nich osoby transpłciowe, które orientację seksualną traktują jako przejaw transfobii. Aktualnie, w odpowiedzi na tego rodzaju wydarzenia, na świecie powstaje coraz więcej organizacji, które nazywają się „LGB”, a jedną z największych jest brytyjska „LGB Alliance”, czyli „Sojusz Lesbijek, Gejów i Bi”.

Ataki transaktywistów na gejów, lesbijki i kobiety — wyjątek czy reguła?


Niestety liczba ataków w imię ideologii transgender ostatnio rośnie. Parę tygodni temu podczas próby publicznej przemowy na prokobiecym #letwomenspeak wiecu w Nowej Zelandii zaatakowana została Posie Parker (Kellie-Jay Keen), mało brakowało, a zostałaby zmiażdżona przez tłum, oblano ją sokiem pomidorowym, obrzucono jajkami i grożono.

Posie Parker oblana sokiem pomidorowym przez transaktywistów.

Chwilę później w Kanadzie zaatakowano słynnego Bilbord Chrisa, ojca, który przeciwstawia się transowaniu dzieci (poddawaniu nieletnich procedurze zmiay płci – tzw. tranzycji płciowej), a dosłownie parę dni temu sportowczyni Riley Gaines, zaangażowana w walkę przeciwko mieszaniu mężczyzn i kobiet w kategoriach sportowych, również została osaczona przez wściekły tłum transaktywistów, czym sparaliżowano jej przemowę na Uniwersytecie w San Francisco.

Na usta ciśnie się pytanie — Dlaczego progresywna opinia publiczna milczy o tych zajściach?

Milczenie to zgoda na przemoc. Przymykanie oka na wybryki transaktywistów ośmiela ich i daje im poczucie bezkarności. Kiedy przerwiemy tę zmowę ciszy? Kiedy liberalne media i dziennikarze zaczną nazywać rzeczy po imieniu? Kiedy zaczną głośno przeciwstawiać się przemocy, groźbom i presji jaką środowisko transaktywistów wywiera na ruchu LGBT oraz na feminizmie. Do jakiej przemocy musi jeszcze dojść?

Ten tekst mógł powstać dzięki wsparciu finansowym z Patronite. jeżeli chcesz dotować niezależną publicystykę i moją niepokorną działalność w sieci, możesz zrobić to zostając moim darczyńcą. Kliknij tu i dołącz.

Dziękuję wszystkim wspierającym mnie


Idź do oryginalnego materiału