Ta historia brzmi jak scenariusz filmu sensacyjnego, jednak wydarzyła się naprawdę. Porwany samolot etiopskich linii lotniczych stał się sceną dramatycznych wydarzeń, które wstrząsnęły światem. Pasażerowie, załoga i porywacze znaleźli się w sytuacji, z której nie było żadnego wyjścia. Przymusowe wodowanie zakończyło się tragicznie, ale przyczyny wysokiej liczby ofiar sięgają znacznie głębiej. Jakie decyzje doprowadziły do tragedii dziesiątek rodzin?
REKLAMA
Zobacz wideo Lotnisko w Katarze zachwyca. Przepych, drogie marki i... park
Od startu do tragedii. Jak doszło do katastrofy Boeinga 767 etiopskich linii lotniczych?
23 listopada 1996 roku z lotniska w Addis Abebie wystartował Boeing 767, który miał przelecieć przez kilka afrykańskich miast i zakończyć rejs w Abidżanie na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Na pokładzie znajdowało się 175 osób, dla których feralny lot miał być zwyczajną podróżą. Jednak 20 minut po starcie wszystko się zmieniło. Trzech mężczyzn wstało z miejsc i z impetem wtargnęło do kokpitu. Zagrozili załodze, iż zdetonują bombę, jeżeli nie skierują samolotu do Australii.
Porywacze chcieli uciec od dotychczasowego życia i marzyli o azylu na Antypodach. To właśnie pragnienie nowego początku popchnęło ich do porwania maszyny. Jednak ich plan miał poważną wadę - samolot nie dysponował wystarczającą ilością paliwa, by pokonać tak długi dystans. Mimo wyraźnych ostrzeżeń pilota, który tłumaczył, iż lot jest niemożliwy, porywacze pozostali nieugięci. Byli przekonani, iż ulotka informująca o zdolności maszyny do 11-godzinnego lotu potwierdza ich szanse na sukces.
Kapitan, wykorzystując swoje doświadczenie i zachowując zimną krew, próbował opanować sytuację. Zamiast kierować się na otwarte wody, starał się trzymać trasę wzdłuż wybrzeża, licząc na możliwość awaryjnego lądowania na jednym z pobliskich lotnisk. Niestety porywacze gwałtownie zorientowali się w jego planie i wymusili zmianę kursu w głąb oceanu. To rozpoczęło dramatyczny ciąg wydarzeń, który ostatecznie zakończył się wyczerpaniem paliwa i przymusowym wodowaniem w pobliżu Komorów.
Błędy, które przypieczętowały los pasażerów. Gdyby posłuchali, mogliby żyć
W katastrofie lotu Ethiopian Airlines 961 życie straciło 125 osób (ofiarami byli również porywacze), a ocalało 50, w tym kapitan i pierwszy oficer. Ci, którzy przeżyli, zawdzięczają to opanowaniu załogi oraz wielkiemu szczęściu. Gdy samolot stracił oba silniki, kapitan próbował ustawić go równolegle do fal i wylądować jak najbliżej brzegu. Niestety, końcówka skrzydła uderzyła o wodę, co sprawiło, iż maszyna obróciła się, rozpadła na trzy części i gwałtownie zaczęła tonąć. W tym czasie załoga starała się pomóc pasażerom, apelując, aby nie napełniali kamizelek ratunkowych, dopóki nie opuszczą wraku. Niestety, stres i panika wzięły górę - wiele osób zignorowało te wskazówki. Gdy woda zaczęła wdzierać się do kabiny, napompowane kamizelki uniosły podróżnych pod sufit, blokując im drogę ucieczki. Ten błąd kosztował życie dziesiątki osób.
Sprawdź także: Koszykarz chciał zareklamować Polskę. W zamian dziennikarz nazwał go "murzynem z tarantulą na głowie".
Nie bez znaczenia był także brak przygotowania pasażerów do sytuacji awaryjnej. Chociaż przed każdym lotem odbywa się odprawa bezpieczeństwa, wiele osób traktuje ją pobieżnie lub ignoruje. W podobnych sytuacjach niewiedza o procedurach, takich jak wodowanie czy użycie kamizelek, może być śmiertelna. Seria niefortunnych decyzji - zarówno porywaczy, jak i podróżnych - doprowadziła do katastrofy, która mogła wyglądać zupełnie inaczej. Historia stała się przestrogą, pokazując, jak ważne w sytuacjach kryzysowych są spokój, kooperacja i przestrzeganie procedur. jeżeli masz ochotę, to zagłosuj w naszej sondzie, która znajduje się poniżej.