Gdyby nie ty…
Zosia i Kasia przyjaźniły się od przedszkola, razem chodziły do szkoły, zawsze siedziały w jednej ławce. Zosia wyrósł na piękną dziewczynę, otoczoną wielbicielami, której wszystko przychodziło z łatwością. Kasia zaś była skromna, nie rzucała się w oczy, taka jak wiele innych.
Po szkole Kasia poszła do szkoły medycznej, chcąc pomagać ludziom. Zosia uznała, iż nie potrzebuje dyplomu, by żyć wygodnie. Skończyła kursy i pracowała w salonie kosmetycznym, malując klientkom brwi i rzęsy.
Przyjaciółki były nierozłączne. Nie mogły minąć dnia bez rozmowy. Zosia zwykle opowiadała, a Kasia słuchała, współczując po kolejnym rozstaniu lub ciesząc się nowym związkiem.
Los chciał, iż obie pokochały tego samego chłopaka.
Pierwsza poznała go Kasia. Nie był przystojniakiem, ale zwykłym chłopakiem, z którym mogłaby stworzyć rodzinę. Ale łatwych dróg do szczęścia nie ma.
Kasia wracała ze sklepu. Godzinę wcześniej przeszła ulewa, kałuże jeszcze nie wyschły. Omijając jedną z nich, zobaczyła pędzącego w jej stronę chłopaka na hulajnodze. Patrzył przed siebie, jakby jej nie widział. Wrzasnęła i odskoczyła w stronę — prosto w kałużę.
— Jeżdżą jak wariaci, nic przed sobą nie widzą! — krzyknęła starsza kobieta stojąca nieopodal, grożąc palcem.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał. Kasia wygrzebała się z kałuży, przyglądając się zabłoconym butom.
— Przepraszam. Po co w tę kałużę weszłaś? Widziałem cię, ominąłbym — powiedział, podjeżdżając bliżej.
Kasia nie potrzebowała przeprosin. Szukała suchego miejsca, by wyjść.
— Wsiadaj, podwiozę — zaproponował.
— Zostaw mnie w spokoju — burknęła.
— Przeprosiłem. Lubisz brodzić w kałużach? Gdzie cię podwieźć? — nie ustępował.
— Na sąsiednią ulicę. Mickiewicza dziesięć — odparła.
Niepewnie stanęła za nim, chwytając kierownicę. Hulajnoga ruszyła, a wiatr owiał jej twarz. Nigdy wcześniej nie jeździła elektryczną hulajnogą, ale z nim nie bała się.
— Która klatka? — szepnął jej do ucha.
Jego oddech sprawił, iż dreszcze przeszły jej po plecach.
— Trzecia — odparła.
Podjechali pod samo wejście.
— Dzięki — powiedziała Kasia.
Spojrzenia ich się spotkały. Zauważyła jego ciemne oczy i uśmiech, od którego serce zabiło mocniej.
— Jestem Tomek — przedstawił się.
— Kasia.
— Może pójdziemy kiedyś do kina? Znajomi wyjechali, samemu jakoś smutno — zaproponował nagle.
Kasia wzruszyła ramionami.
— No dobra.
— Jutro o siedemnastej, w tym samym miejscu — uśmiechnął się i odjechał.
— Dlaczego się tak uśmiechasz? — spytała matka, gdy wróciła.
— Nic. Wdepnęłam w kałużę, idę umyć nogi.
Cały wieczór myślała o Tomku. Następnego dnia założyła jeansy i trampki, pewna, iż znowu przyjedzie na hulajnodze.
— Gdzie idziesz? — spytała matka.
— Do kina. Z Zosią — dodała szybko.
Wyszła przed klatkę, ale Tomka nie było. Już chciała wracać, gdy usłyszała za plecami:
— Cześć!
Odwróciła się i zobaczyła jego uśmiech. Serce podskoczyło jej do gardła.
— Wsiadaj, zaczyna się za dwadzieścia minut.
Znów poczuła wiatr we włosach i jego bliskość.
Po seansie wrócili pieszo, rozmawiając. Tomek zostawił hulajnogę przed kinem.
— Z kim to wczoraj byłaś w kinie? — spytała rano Zosia.
— Mama ci powiedziała?
— Nie bój się, nie wydała cię. Kim jest ten chłopak?
Kasia bardzo chciała się pochwalić. Wcześniej nigdy z nikim nie chodziła.
— Zwykły koleś — odparła, choć wcale tak nie myślała.
Tomek czekał już bez hulajnogi. Gdy wychodzili, natknęli się na Zosię, jakby na nich czekała.
— Cześć! — powiedziała, nie odrywając wzroku od Tomka.
Wkrótce Kasia została z tyłu, a oni poszli dalej, choćby tego nie zauważając.
Po pogrzebie Zosi, Kasia codziennie odwiedzała Tomka w szpitalu. Oskarżał się o jej śmierć, nie chciał jeść, odpędzał Kasię.
— Bez ciebie bym nie wstał — powiedział kiedyś, gdy już chodził o lasce. — Wyjdź za mnie.
Wyciągnął pierścionek.
— Czekałam tak długo…
**Człowiek może wszystko, jeżeli ma przy sobie kogoś, kto w niego wierzy.**