Gdyby nie twoja obecność…

twojacena.pl 11 godzin temu

Gdyby nie ty…

Alicja i Beata przyjaźniły się od najmłodszych lat. Razem chodziły do przedszkola, w szkole siedziały w jednej ławce. Gdy dorosły, Alicja stała się prawdziwą pięknością, zawsze otaczała się wielbicielami, wszystko przychodziło jej z łatwością. Beata zaś była niepozorna, jedną z wielu dziewczyn, których wzrok omija w tłumie.

Po maturze Beata poszła do szkoły medycznej, wybierając pomoc innym jako swoje powołanie. Alicja uznała, iż dyplomy nie są jej potrzebne, by dobrze ułożyć sobie życie. Skończyła kursy i pracowała w salonie kosmetycznym, malując kobietom brwi i rzęsy.

Przyjaciółki ciężko znosiły kłótnie i rozstania. Nie mogły się obejść bez codziennych spotkań lub długich rozmów przez telefon. Głównie mówiła Alicja, a Beata słuchała, współczując kolejnemu rozstaniu lub ciesząc się nowym związkiem przyjaciółki.

Jak to często bywa między przyjaciółkami, obie zakochały się w tym samym chłopaku.

Pierwsza poznała go Beata. Gdyby spotkała nie przystojniaka, ale zwyczajnego, przeciętnego chłopaka, mogłaby stworzyć z nim szczęśliwą rodzinę. Ale łatwych dróg do szczęścia, jak wiadomo, nie ma.

Beata wracała ze sklepu. Godzinę wcześniej przeszła ulewa, kałuże jeszcze nie wyschły. Omijając jedną z nich, która zalewała cały chodnik, Beata z przerażeniem zobaczyła pędzącego w jej stronę chłopaka na hulajnodze elektrycznej. Patrzył przed siebie, jakby jej nie widział. Nie była pewna, czy ją zauważył, więc w ostatniej chwili krzyknęła i odskoczyła w bok – prosto w kałużę.

— Jeżdżą na tych hulajnogach, świata poza nosem nie widzą, wariaci! — krzyknęła starsza kobieta stojąca nieopodal i pogroziła chłopakowi pomarszczonym palcem. — Na co się gapisz? O mało człowieka nie potrąciłeś. Patrzy on…

Chłopak zatrzymał się i spojrzał za siebie. Beata tymczasem wydostała się z kałuży na suchy fragment chodnika i z żalem przyglądała się swoim zabłoconym, mokrym nogom.

— Przepraszam. Po co skakałaś do kałuży? Doskonale cię widziałem, ominąłbym cię. — Podjechał bliżej.

Beata nie potrzebowała jego przeprosin. Szukała miejsca, by nie wdepnąć znowu w błoto. Choć teraz i tak nie miało to znaczenia.

— Wsiadaj, podwiozę cię.

— Daj mi spokój.

— Przeprosiłem. A może wolisz brodzić w kałużach? Gdzie mam cię zawieźć? — spytał ponownie.

— Na sąsiednią ulicę. Mickiewicza dziesięć.

Niepewnie stanęła przed chłopakiem i złapała kierownicę. Hulajnoga płynnie ruszyła, rozchlapując wodę na boki. Wiatr przyjemnie owiewał twarz, a szybkość zapierała dech. Beata nigdy nie jeździła na elektrycznej hulajnodze, bała się, ale z nim czuła się bezpiecznie.

Wjechali na podwórko, chłopak zwolnił i szepnął jej do ucha:

— Która klatka?

Jego oddech musnął jej skroń, a po karku przebiegły ciarki.

— Trzecia.

Podjechał pod same drzwi i zatrzymał się tak, by mogła od razu postawić stopę na schodku. Przed wejściem też rozlewała się ogromna kałuża.

— Dzięki.

Ich spojrzenia spotkały się na tej samej wysokości. Beata zauważyła jego śniadą cerę, piękne oczy i uśmiech, od którego serce zaczęło bić szybciej.

— Jestem Krzysztof.

— Beata.

— Przepraszam, iż tak wyszło. Może wybierzemy się kiedyś do kina? Wszyscy moi znajomi wyjechali, a samemu jakoś nie chce się… — zaproponował niespodziewanie.

Beata wzruszyła ramionami.
— Dobra.

— To jutro o dziewiętnastej, w tym samym miejscu. — Uśmiechnął się, odjechał przez podwórko i zniknął za rogiem bloku.

— Czemu się tak uśmiechasz? — spytała mama.

— Nic. Wdepnęłam w kałużę, pójdę umyć nogi. — Beata podała mamie torbę z chlebem i zamknęła się w łazience.

Cały wieczór myślała o chłopaku, a ciarki znów przebiegały jej po skórze. Następnego dnia założyła dżinsy i trampki, szykując się do kina. Miała przeczucie, iż znów przyjedzie na hulajnodze.

— Gdzie idziesz? — spytała mama.

— Do kina. Z Alą.

— Tylko nie wracaj za późno.

Wyszła przed klatkę, ale Krzysztofa nie było. Rozglądała się, ale zamiast niego poczuła gorzkie rozczarowanie. Już miała wracać, gdy usłyszała za sobą:

— Cześć!

Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Krzysztofa. Serce zabiło jej mocniej, a policzki zaróżowiły się, jakby mógł usłyszeć jej myśli.

— Wsiadaj, jedziemy. Seans za dwadzieścia minut.

Znów wiatr owiewał jej twarz, a jego bliskość sprawiała, iż czuła się jak w niebie.

Po filmie wracali pieszo, rozmawiając. Hulajnogę zostawili pod kinem.

— Z kim to ty wczoraj byłaś w kinie? — zadzwoniła następnego ranka Alicja. — Przyznawaj się, koleżanko.

— Mama ci powiedziała? — Beata zesztywniała.

— Nie bój się, nie wydała cię. Więc co to za jeden?

Beacie bardzo chciało się pochwalić. Nigdy wcześniej z nikim się nie umawiała. To Ala zmieniała chłopaków jak rękawiczki.

— Zwykły facet — odparła, choć wcale tak nie myślała. Był wyjątkowy już choćby dlatego, iż to na nią zwrócił uwagę.

Krzysztof czekał na Beatę bez hulajnogi. Postanowili pospacerować po mieście. Wychodząc z podwórka, natknęli się na Alę, jakby na nich czatowała.

— Cześć! — powiedziała, nie odrywając wzroku od Krzysztofa.

On też patrzył na nią jak zahipnotyzowany, a ona uśmiechała się kokieteryjnie. Szli razem, ale niedługo Beata została z tyłu, a Krzysztof i Ala oddalili się, choćby nie zauważywsA po latach, gdy ich córeczka biegała już po domu, a Krzysztof co wieczór całował Beatę w czoło, wiedziała, iż warto było czekać.

Idź do oryginalnego materiału