Gdyby nie ty…
Alicja i Beata przyjaźniły się od najmłodszych lat. Razem chodziły do przedszkola, w szkole siedziały w jednej ławce. Gdy dorosły, Alicja stała się prawdziwą pięknością, zawsze otaczała się wielbicielami, wszystko przychodziło jej z łatwością. Beata zaś była niepozorna, jedną z wielu dziewczyn, których wzrok omija w tłumie.
Po maturze Beata poszła do szkoły medycznej, wybierając pomoc innym jako swoje powołanie. Alicja uznała, iż dyplomy nie są jej potrzebne, by dobrze ułożyć sobie życie. Skończyła kursy i pracowała w salonie kosmetycznym, malując kobietom brwi i rzęsy.
Przyjaciółki ciężko znosiły kłótnie i rozstania. Nie mogły się obejść bez codziennych spotkań lub długich rozmów przez telefon. Głównie mówiła Alicja, a Beata słuchała, współczując kolejnemu rozstaniu lub ciesząc się nowym związkiem przyjaciółki.
Jak to często bywa między przyjaciółkami, obie zakochały się w tym samym chłopaku.
Pierwsza poznała go Beata. Gdyby spotkała nie przystojniaka, ale zwyczajnego, przeciętnego chłopaka, mogłaby stworzyć z nim szczęśliwą rodzinę. Ale łatwych dróg do szczęścia, jak wiadomo, nie ma.
Beata wracała ze sklepu. Godzinę wcześniej przeszła ulewa, kałuże jeszcze nie wyschły. Omijając jedną z nich, która zalewała cały chodnik, Beata z przerażeniem zobaczyła pędzącego w jej stronę chłopaka na hulajnodze elektrycznej. Patrzył przed siebie, jakby jej nie widział. Nie była pewna, czy ją zauważył, więc w ostatniej chwili krzyknęła i odskoczyła w bok – prosto w kałużę.
— Jeżdżą na tych hulajnogach, świata poza nosem nie widzą, wariaci! — krzyknęła starsza kobieta stojąca nieopodal i pogroziła chłopakowi pomarszczonym palcem. — Na co się gapisz? O mało człowieka nie potrąciłeś. Patrzy on…
Chłopak zatrzymał się i spojrzał za siebie. Beata tymczasem wydostała się z kałuży na suchy fragment chodnika i z żalem przyglądała się swoim zabłoconym, mokrym nogom.
— Przepraszam. Po co skakałaś do kałuży? Doskonale cię widziałem, ominąłbym cię. — Podjechał bliżej.
Beata nie potrzebowała jego przeprosin. Szukała miejsca, by nie wdepnąć znowu w błoto. Choć teraz i tak nie miało to znaczenia.
— Wsiadaj, podwiozę cię.
— Daj mi spokój.
— Przeprosiłem. A może wolisz brodzić w kałużach? Gdzie mam cię zawieźć? — spytał ponownie.
— Na sąsiednią ulicę. Mickiewicza dziesięć.
Niepewnie stanęła przed chłopakiem i złapała kierownicę. Hulajnoga płynnie ruszyła, rozchlapując wodę na boki. Wiatr przyjemnie owiewał twarz, a szybkość zapierała dech. Beata nigdy nie jeździła na elektrycznej hulajnodze, bała się, ale z nim czuła się bezpiecznie.
Wjechali na podwórko, chłopak zwolnił i szepnął jej do ucha:
— Która klatka?
Jego oddech musnął jej skroń, a po karku przebiegły ciarki.
— Trzecia.
Podjechał pod same drzwi i zatrzymał się tak, by mogła od razu postawić stopę na schodku. Przed wejściem też rozlewała się ogromna kałuża.
— Dzięki.
Ich spojrzenia spotkały się na tej samej wysokości. Beata zauważyła jego śniadą cerę, piękne oczy i uśmiech, od którego serce zaczęło bić szybciej.
— Jestem Krzysztof.
— Beata.
— Przepraszam, iż tak wyszło. Może wybierzemy się kiedyś do kina? Wszyscy moi znajomi wyjechali, a samemu jakoś nie chce się… — zaproponował niespodziewanie.
Beata wzruszyła ramionami.
— Dobra.
— To jutro o dziewiętnastej, w tym samym miejscu. — Uśmiechnął się, odjechał przez podwórko i zniknął za rogiem bloku.
— Czemu się tak uśmiechasz? — spytała mama.
— Nic. Wdepnęłam w kałużę, pójdę umyć nogi. — Beata podała mamie torbę z chlebem i zamknęła się w łazience.
Cały wieczór myślała o chłopaku, a ciarki znów przebiegały jej po skórze. Następnego dnia założyła dżinsy i trampki, szykując się do kina. Miała przeczucie, iż znów przyjedzie na hulajnodze.
— Gdzie idziesz? — spytała mama.
— Do kina. Z Alą.
— Tylko nie wracaj za późno.
Wyszła przed klatkę, ale Krzysztofa nie było. Rozglądała się, ale zamiast niego poczuła gorzkie rozczarowanie. Już miała wracać, gdy usłyszała za sobą:
— Cześć!
Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Krzysztofa. Serce zabiło jej mocniej, a policzki zaróżowiły się, jakby mógł usłyszeć jej myśli.
— Wsiadaj, jedziemy. Seans za dwadzieścia minut.
Znów wiatr owiewał jej twarz, a jego bliskość sprawiała, iż czuła się jak w niebie.
Po filmie wracali pieszo, rozmawiając. Hulajnogę zostawili pod kinem.
— Z kim to ty wczoraj byłaś w kinie? — zadzwoniła następnego ranka Alicja. — Przyznawaj się, koleżanko.
— Mama ci powiedziała? — Beata zesztywniała.
— Nie bój się, nie wydała cię. Więc co to za jeden?
Beacie bardzo chciało się pochwalić. Nigdy wcześniej z nikim się nie umawiała. To Ala zmieniała chłopaków jak rękawiczki.
— Zwykły facet — odparła, choć wcale tak nie myślała. Był wyjątkowy już choćby dlatego, iż to na nią zwrócił uwagę.
Krzysztof czekał na Beatę bez hulajnogi. Postanowili pospacerować po mieście. Wychodząc z podwórka, natknęli się na Alę, jakby na nich czatowała.
— Cześć! — powiedziała, nie odrywając wzroku od Krzysztofa.
On też patrzył na nią jak zahipnotyzowany, a ona uśmiechała się kokieteryjnie. Szli razem, ale niedługo Beata została z tyłu, a Krzysztof i Ala oddalili się, choćby nie zauważywsA po latach, gdy ich córeczka biegała już po domu, a Krzysztof co wieczór całował Beatę w czoło, wiedziała, iż warto było czekać.