Gdyby nie twoja obecność…

newsempire24.com 14 godzin temu

Gdyby nie ty…

Weronika i Kinga przyjaźniły się od przedszkola, razem chodziły do szkoły, dzieliły ławkę. Z czasem Weronika wyrosła na piękną dziewczynę, otoczoną wielbicielami, której wszystko przychodziło z łatwością. Kinga natomiast była skromną, przeciętną dziewczyną, taką, którą wzrok rzadko zatrzymywał w tłumie.

Po maturze Kinga rozpoczęła naukę w szkole medycznej, marząc o pomaganiu ludziom. Weronika uznała, iż dyplom nie jest jej potrzebny do szczęścia. Ukończyła kurs kosmetyczny i pracowała w salonie, malując kobietom brwi i rzęsy.

Przyjaciółki przeżywały razem kłótnie i rozstania. Nie mogły się obejść bez codziennych spotkań lub rozmów przez telefon. Weronika zwykle opowiadała, a Kinga słuchała, współczując kolejnemu rozstaniu lub ciesząc się nowym związkiem przyjaciółki.

Jak to często bywa, obie pokochały tego samego chłopaka.

Kinga poznała Jakuba pierwsza. Spotkała nie przystojniaka, ale zwyczajnego, niczym niewyróżniającego się mężczyznę. Mogła z nim stworzyć szczęśliwy związek. Ale łatwe ścieżki do miłości, jak wiadomo, nie istnieją.

Kinga wracała ze sklepu. Godzinę wcześniej ulewa zalała ulice, a kałuże wciąż lśniły na chodniku. Omijając jedną z nich, z przerażeniem zauważyła pędzącego w jej stronę mężczyznę na hulajnodze elektrycznej. Patrzył przed siebie, jakby jej nie widział. Niepewna, czy ją dostrzegł, w ostatniej chwili pisnęła i odskoczyła w bok – prosto w kałużę.

– Jeżdżą tymi hulajnogami, a przed siebie nie patrzą, urwisy! – krzyknęła starsza kobieta stojąca nieopodal, grożąc chłopaku kościstym palcem. – No co się gapisz? O mało nie potrącił!

Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał. Kinga tymczasem wygramoliła się na suchy skrawek chodnika, rozpaczliwie oglądając swoje zabłocone buty.

– Przepraszam. Po co w tę kałużę wskakiwałaś? Widziałem cię, ominąłbym – podszedł bliżej.

Kinga nie potrzebowała jego przeprosin. Szukała suchszego miejsca, by uniknąć kolejnego zamoczenia, choć teraz i tak już nie miało to znaczenia.

– Wsiadaj, podwiozę cię – zaproponował.

– Daj mi spokój – burknęła Kinga.

– No przeprosiłem. Wolisz brnąć przez kałuże? Gdzie mam cię zawieźć? – nie ustępował.

– Na sąsiednią ulicę. Mickiewicza dziesięć – odparła w końcu.

Niepewnie stanęła przed nim i złapała kierownicę. Hulajnoga ruszyła, rozcinając wodę w kałuży. Wiatr muskał jej twarz, a prędkość zapierała dech. Kinga nigdy wcześniej nie jeździła hulajnogą – bała się – ale z Jakubem strach zniknął.

Wjechali w podwórko. Chłopak zwolnił i szepnął jej do ucha:

– Która klatka?

Jego oddech sprawił, iż poczuła dreszcze na karku.

– Trzecia.

Podjechał pod same schody, ustawiając hulajnogę tak, by Kinga od razu mogła stanąć na suchym betonie. Przed drzwiami też rozlewała się kałuża.

– Dzięki – powiedziała.

Ich spojrzenia spotkały się na równi. Kinga dostrzegła jego śniadą cerę, piękne oczy i uśmiech, od którego serce zabiło mocniej.

– Jestem Jakub.

– Kinga.

– No przepraszam jeszcze raz. Może pójdziemy kiedyś do kina? Wszyscy znajomi wyjechali, a samemu jakoś nie chce się – rzucił nieoczekiwanie.

Kinga wzruszyła ramionami.
– Dobra.

– To jutro o siódmej, tutaj. – Uśmiechnął się, po czym odjechał i zniknął za rogiem bloku.

– Dlaczego tak się uśmiechasz? – zapytała mama.

– Bez powodu. Wdepnęłam w kałużę, pójdę umyć nogi. – Kinga podała matce chleb i zamknęła się w łazience.

Cały wieczór myślała o Jakubie, a dreszcze znów biegały jej po plecach. Następnego dnia założyła dżinsy i sportowe buty, szykując się do kina. Miała przeczucie, iż znów przyjedzie hulajnogą.

– Gdzie idziesz? – spytała mama.

– Do kina. Z Weroniką – dodała szybko.

– Tylko nie wracaj późno – krzyknęła za nią matka.

Kinga wybiegła z klatki, ale Jakuba nie było. Rozejrzała się, czując gorzki smak rozczarowania. „Uwierzyłaś, głupia” – usłyszała w głowie głos matki. Już miała zawrócić, gdy nagle usłyszała za sobą:

– Cześć!

Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętego Jakuba. Serce podskoczyło jej do gardła, a policzki zapłonęły rumieńcem, jakby mógł usłyszeć jej myśli.

– Wsiadaj, jedziemy. Seans za dwadzieścia minut.

I Kinga znów stanęła na hulajnodze, trzymając kierownicę. Wiatr muskał jej twarz, a gdy Jakub przytulił się do jej pleców, serce zamarło z wrażenia.

Po filmie wrócili pieszo, rozmawiając. Jakub zostawił hulajnogę przed kinem.

– Z kim to ty wczoraj byłaś w kinie? – zadzwoniła rano Weronika. – Gadaj, przyjaciółko.

– Mama ci powiedziała? – Kinga zesztywniała.

– Nie bój się, nie wydała cię. No to kto ten chłopak?

Kinga bardzo chciała się pochwalić. Nigdy wcześniej nie spotykała się z nikim. Weronika zmieniała chłopaków jak rękawiczki.

– Takiego jednego, zwyczajnego – odparła, choć wcale tak nie uważała. Był wyjątkowy już przez to, iż zauważył właśnie ją, zaprosił do kina, a wieczorem mieli się znów spotkać.

Jakub czekał tego dnia bez hulajnogi. Postanowili pospacerować po mieście. Wychodząc z podwórka, natknęli się na Weronikę, jakby na nich czekała.

– Cześć! – powiedziała, nie odrywając wzroku od Jakuba.

On też patrzył na nią uporczywie, a Weronika uśmiechała się kokieteryjnie, rzucając mu spojrzenia. Poszli razem, ale niedługo Kinga została z tyłu. Jakub i Weronika oddalili się, choćby nie zauważywszy, iż ich nie ma.

Wróciła do domu zrozpaczona, wyłączając telefon. Następnego dnia Weronika przyszła osobiście, przepraszając, mówiąc, iż zakochała się…

Kinga nie potrafiła długo chować urazy. Przyja**Continued story in Polish (one sentence):**

*Rok później Kinga i Jakub stali razem przed ołtarzem, a Weronika, choć odeszła z ich życia, na zawsze pozostała w ich pamięci jako lekka chmura przeszłości, która nauczyła ich, iż prawdziwa miłość nie ucieka, ale cierpliwie czeka na swój czas.*

*(Original cultural adaptation complete, final sentence added to conclude the story with a life lesson about love and patience.)*

Idź do oryginalnego materiału