Gdyby nie ta historia z wodą
No dobrze, oto mój numer telefonu, urządzajcie się, biegnę, bo jutro w nocy mam samolot, lecę na urlop mówiła w tym czasie Weronika Arkadiuszówna, gospodyni mieszkania, które właśnie wynajęła Marcelinie. W razie czego dzwońcie. Do widzenia.
Dobrze, do widzenia odpowiedziała trochę zdezorientowana Marcelina, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, na wszelki wypadek.
Rzutka i przewidująca właścicielka tego mieszkania, a adekwatnie tacy powinni być wszyscy pomyślała Marcelina.
Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był po prostu przepiękny: las niedaleko i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarzała. Dlaczego? Nikt nie wiedział. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej płyn niezamarzający.
Minął już tydzień i pół, odkąd Marcelina mieszkała w tym lokum. Wracała z pracy po atramentowej nocy, na dworze zima. Sąsiadka naprzeciwko, pani Bronisława, najsympatyczniejsza i najżyczliwsza starsza kobieta, przyszła do Marceliny już trzeciego dnia.
Dobry wieczór powiedziała spokojnie. Bronisława, sąsiadka z naprzeciwka dodała cicho. Poznajmy się, skoro już tu wynajęłaś mieszkanie. Sąsiadów trzeba znać i z nimi żyć w zgodzie może tłumaczyła to Marcelinie, a może mówiła sama do