Kiedy przyprowadziłam chorą mamę do domu, mój mąż powiedział: Sprzedaj jej mieszkanie i niech się wynosi.
Poznaliśmy się z Jakubem zaraz po liceum. Wydawało się, iż los rzucił mnie prosto w jego ramiona. To była pierwsza miłość oślepiająca, szalona, niemal jak z bajki. Nie zastanawialiśmy się długo i wzięliśmy ślub, urządzając huczne wesele w willi za miastem. Trzy dni zabawy, muzyka do białego rana, setki gości. Mama promieniała ze szczęścia w końcu jej jedyna córka znalazła swoją drugą połówkę.
Jako prezent ślubny dała mi mieszkanie. Spadek po babci. Tak, potrzebowało remontu, ale było w nowym budynku, w dobrej dzielnicy. I najważniejsze to był nasz kąt, mój i Jakuba. Nasz początek.
Ale mama na tym nie poprzestała. Oddała nam wszystkie swoje oszczędności, żebyśmy mogli zrobić remont, kupić meble, urządzić każdy kącik. Jej wkład w naszą przyszłość był ogromny. Czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Wydawało się, iż stoimy na solidnym fundamencie miłości i dobroci.
Ale wszystko runęło w jednej chwili.
Na naszym ślubie mój ojciec poznał młodszą kobietę. Zakochał się jak nastolatek. Po kilku tygodniach porzucił rodzinę, zostawiając mamę samą. Potem załatwił formalności, wymazał ją z dokumentów, sprzedał mieszkanie, które dzielili przez dziesiątki lat. Mama została z niczym. Bez dachu nad głową, bez wsparcia.
Wytrzymała. Uśmiechała się, była przy mnie, choćby gdy ledwo stała na nogach z bólu. A potem stało się coś strasznego wylew. Została częściowo sparaliżowana. Ledwo mówiła, ledwo się ruszała. I była zupełnie sama.
Wiedziałam od razu nie mam wyboru. Zabieram mamę do siebie. W naszym mieszkaniu są dwa pokoje, 70 metrów, wystarczająco miejsca. Mama zawsze była cicha, skromna, nikomu nie będzie przeszkadzać.
Przywiozłam ją ze szpitala. Pościeliłam świeżą pościel, postawiłam przy łóżku stolik, zrobiłam herbatę. Chciałam, żeby poczuła, iż od dzisiaj wszystko będzie inne. Ciepłe. Bezpieczne. Pełne miłości.
Ale stało się coś, czego nie spodziewałam się choćby w najgorszym koszmarze.
Jakub, zobaczywszy mamę w domu, powiedział zimno i ostro:
Słuchaj, Kasiu. Twoja mama nie może tu zostać. Znajdź jej inne miejsce. Wynajmij jej mieszkanie za te pieniądze niech sobie coś wynajmie.
Zamarłam.
Co powiedziałeś?
Ja na to nie podpisywałem. Nie potrzebuję kogoś do pielęgnacji. To twoja mama twój problem.
Zapomniał, czyimi rękami budowaliśmy to mieszkanie. Zapomniał, iż oddała nam wszystko, co miała. I tam, w ciszy, która opadła na nas ciężko, zrozumiałam, iż prawdziwa miłość nie mierzy się słowami, ale ciszą, którą dzielisz z kimś, kto zostaje.






