Gdy wprowadziliśmy się do nowego domu, miałem dobre przeczucie. To był nowy rozdział w naszym życiu, na który byłem gotowy. Mój mąż, Krzysztof, i ja cieszyliśmy się, iż damy naszemu synowi, Jakubowi, nowy początek. Niedawno doświadczył przemocy w szkole i chcieliśmy, żeby zostawił to za sobą.
Dom należał wcześniej do starszego mężczyzny o imieniu Jan, który niedawno zmarł. Jego córka, Agnieszka, sprzedała nam go, mówiąc, iż zbyt bolesne jest dla niej utrzymywanie go, zwłaszcza iż nie mieszkała tam od śmierci ojca.
Za dużo wspomnień, rozumie pan? powiedziała, gdy pierwszy raz spotkaliśmy się na oględzinach. Nie chcę, żeby trafił w nieodpowiednie ręce. Chcę, żeby stał się domem dla rodziny, która pokocha go tak, jak moja.
Doskonale rozumiem, Agnieszko odparłem uspokajająco. Zrobimy z tego miejsce, w którym zostaniemy na zawsze.
Z niecierpliwością rozpakowywaliśmy się, ale już pierwszego dnia stało się coś dziwnego. Co rano pod drzwiami pojawiał się husky. Był to stary pies, z siwiejącą sierścią i przenikliwymi niebieskimi oczami, które zdawały się patrzeć prosto przez człowieka.
Spokojny zwierzak nie szczekał ani się nie narzucał. Po prostu siedział i czekał. Oczywiście daliśmy mu jedzenie i wodę, zakładając, iż należy do sąsiada. Po posiłku odchodził, jakby to była rutyna.
Tato, myślisz, iż jego właściciele go nie dokarmiają? zapytał pewnego dnia Jakub, gdy w sklepie kupowaliśmy jedzenie dla nas i dla psa.
Nie wiem, Jakuś odparłem. Może poprzedni właściciel naszego domu go karmił i pies się do tego przyzwyczaił?
No, to ma sens zgodził się Jakub, dorzucając do koszka smakołyki dla psa.
Na początku nie przejmowaliśmy się tym specjalnie. Krzysztof i ja chcieliśmy kupić Jakubowi psa, ale postanowiliśmy poczekać, aż synowi uda się zadomowić w nowej szkole.
Jednak pies wracał każdego dnia. Zawsze o tej samej porze, zawsze cierpliwie czekając na ganku.
Miałem wrażenie, iż to nie był zwykły bezpański pies. Zachowywał się, jakby to on tu rządził. Jakbyśmy my byli tylko gośćmi w jego domu. To było dziwne, ale nie analizujemy tego zbytnio.
Jakub był zachwycony. Wiedziałem, iż mój syn pokochał tego huskyego. Spędzał z nim każdą wolną chwilę, rzucał patyki, a choćby siedział na ganku i opowiadał mu historie, jakby znali się od zawsze.
Patrzyłem przez kuchenne okno, uśmiechając się na widok tej więzi między nimi. To było dokładnie to, czego Jakub potrzebował po wszystkim, co przeżył w starej szkole.
Pewnego ranka, gdy głaskał psa, jego palce natrafiły na obrożę.
Tato, tu jest imię! zawołał.
Podszedłem i uklęknąłem obok psa, odgarniając sierść, która zasłaniała zniszczoną skórzaną obrożę. Napis był ledwo widoczny, ale tam był:
Jan Junior.
Serce zamarło mi w głowie.
Czy to tylko zbieg okoliczności?
Jan, tak jak poprzedni właściciel naszego domu? Czyżby ten husky był jego psem? Ta myśl przeszyła mnie dreszczem. Agnieszka nie wspomniała nic o psie.
Myślisz, iż przychodzi tu, bo to był jego dom? zapytał Jakub, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami.
Wzruszyłem ramionami, czując lekkie zaniepokojenie.
Możliwe, synku. Ale trudno powiedzieć.
Tego samego dnia, po zjedzeniu, pies zaczął się dziwnie zachowywać. Skomlał cicho, krążąc po skraju podwórka i spoglądając w stronę lasu. Nigdy wcześniej tak nie robił. Teraz wyglądało to tak, jakby prosił nas, żebyśmy poszli za nim.
Tato, on chyba chce, byśmy z nim poszli! krzyknął Jakub, już zakładając kurtkę.
Zawahałem się.
Nie wiem, czy to dobry pomysł
No proszę, tato! nalegał. Musimy zobaczyć, co tam jest. Weźmiemy telefony i damy znać tacie, gdzie jesteśmy. No błagam!
Nie chciałem iść, ale ciekawość mnie zżerała. W zachowaniu psa było coś pilnego, coś więcej niż zwykły spacer.
Więc poszliśmy.
Husky prowadził nas, od czasu do czasu oglądając się, by upewnić się, iż nadążamy. Powietrze było rześkie, a las cichy, przerywany tylko trzaskiem gałęzi pod naszymi butami.
Jesteś pewien, iż chcemy to zrobić? spytałem Jakuba.
Tak! odparł z entuzjazmem. Tata wie, gdzie jesteśmy, nie martw się.
Szliśmy około dwudziestu minut, coraz głębiej w las. Głębiej, niż kiedykolwiek byłem. Już miałem zaproponować zawrócenie, gdy pies zatrzymał się nagle na małej polance.
Tam, przed nami, leżała w ciąży lisica, uwięziona w sidłach myśliwskich. Ledwo się poruszała.
O Boże szepnąłem, rzucając się do niej.
Była słaba, ledwo oddychała, a jej futro było zbite z błota. Sidła wpiły się w jej nogę, a ona drżała z bólu.
Tato, musimy jej pomóc! krzyknął Jakub, głos mu się z






![Co grają w Multikinie w Krakowie 11 listopada?[REPERTUAR]](https://cowkrakowie.pl/wp-content/uploads/2025/11/multikino.jpg)





