Gdy szczęście zapukało do drzwi

newsempire24.com 1 tydzień temu

Pewnego dnia szczęście zapukało do drzwi

Sabina została sama. Zupełnie sama. Rok temu odeszła jej mama – jedyna podpora, dusza, cała rodzina. A niedawno straciła też Rudka – rudego kota, który był jej wiernym towarzyszem przez piętnaście lat. Ostatnia żywa istota, która rozjaśniała jej codzienność. Teraz życie Sabiny zamarło: dom – praca – sklep – znowu dom. Dzień za dniem. W całkowitej samotności.

Tego wieczoru wróciła z pracy później niż zwykle – zatrzymało ją niespodziewane zebranie. Czuła ciężar na sercu, myśli wiły się bezładnie. Szła chodnikiem, otulając się w płaszcz, i zastanawiała się: *Po co to wszystko? Czego mam się spodziewać, skoro moje serce jest puste?* Weszła do klatki schodowej, podeszła do swoich drzwi – i nagle zatrzymała się, wstrzymując oddech.

Na wycieraczce siedział maleńki szary kotek. Był zgrabny, pręgowany i patrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Gdy ją zobaczył, wstał, zachwiał się lekko i cichutko miauknął. Sabina drżącymi rękami uniosła go z podłogi i przytuliła do piersi.

— Skąd się tu wziąłeś, malutki? Kogo cię zostawił? — szepnęła, ledwie powstrzymując łzy.

W domu został jeszcze worek karmy – schowany po śmierci Rudka. Była miska, kocyk, choćby ulubiona zabawka z piórkiem. Kotek jadł łapczywie, po czym zwinął się w kłębek na fotelu i zaczął mruczeć. Sabina przyglądała mu się, jakby bała się spłoszyć cud.

Ale nagle pod palcami wyczuła cienką obrożę z dzwoneczkiem. Nie dzwonił – pewnie był zepsuty. Nie było na nim imienia. Ktoś więc musiał szukać malucha. Westchnęła. Serce ściskał ból: ledwie poczuła radość, a już miała ją oddać.

Rozwiesiła ogłoszenia w okolicy. Gdy wychodziła z klatki, niemal zderzyła się z mężczyzną – właśnie przyklejał kartkę: „Zaginął kotek”. Okazało się, iż niedawno wprowadził się do sąsiedniego bloku. Nazywał się Krzysztof. Przez roztargnienie zostawił uchylone okno, a maluch wyskoczył.

— Chodź, jest u mnie — powiedziała Sabina.

Kotek radośnie podskoczył na rękach Krzysztofa, rozpoznając swojego człowieka.

— Nie wiem, jak pani podziękować — powiedział wzruszony. — jeżeli będzie pani miała ochotę, zapraszam do nas. Puszek będzie zachwycony.

Dwa dni później spotkali się ponownie. Sabina przyszła w odwiedziny. Przy herbacie rozmawiali o życiu, dzielili się historiami. Krzysztof wyznał, iż niedawno się rozwiódł, nie mieli z żoną dzieci, teraz więc kot jest dla niego całym światem. Sabina opowiedziała o mamie, o Rudku. Rozmawiali długo, spokojnie, z zaufaniem, jakby znali się od lat.

Puszek rozłożył się wygodnie na jej kolanach. Krzysztof patrzył na nią ciepło. A ona – po raz pierwszy od bardzo dawna – poczuła, iż nie jest samotna, ale potrzebna.

Tak zaczęła się ich znajomość. gwałtownie przerodziła się w coś więcej. Spacery, filmy, rozmowy… Życie znów nabrało sensu. I kto by pomyślał – wszystko zaczęło się od małego puszystego kłębka na wycieraczce.

Najważniejsze to wierzyć, iż szczęście może nadejść. I nadejdzie. Cicho, niezauważenie. Czasem – miaukając i tuląc się do serca.

Idź do oryginalnego materiału