Gdy zabrałam chorą matkę do domu, mąż powiedział: Sprzedaj jej mieszkanie i każ jej się wynieść.
Poznałam Jana tuż po liceum. Wydawało się, iż los popycha mnie prosto w jego ramiona. To była pierwsza miłość olśniewająca, szalona, niemal jak z bajki. Nie wahaliśmy się długo i wzięliśmy ślub, urządzając huczne wesele w willi pod miastem. Trzy dni zabawy, muzyki do białego rana, setki gości. Mama promieniała szczęściem wreszcie jej jedyna córka znalazła swoją drugą połówkę.
Na prezent ślubny dała mi mieszkanie. Spadek po babci. Tak, wymagało remontu, ale stało w nowym budynku, w dobrej dzielnicy. A najważniejsze było naszym kątem, moim i Jana. Naszym początkiem.
Ale mama na tym nie poprzestała. Oddała nam wszystkie swoje oszczędności, byśmy mogli zrobić remont, kupić meble, urządzić każdy zakątek. Jej wkład w naszą przyszłość był ogromny. Czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Wydawało się, iż stoimy na solidnym fundamencie miłości i dobroci.
Lecz wszystko runęło w jednej chwili.
Na naszym weselu ojciec poznał młodą kobietę. Zakochał się jak nastolatek. Po kilku tygodniach porzucił rodzinę, zostawiając matkę samą. Potem załatwił formalności, wykreślił ją z dokumentów, sprzedał mieszkanie, które dzielili przez dziesiątki lat. Mama została z niczym. Bez dachu nad głową, bez oparcia.
Wytrzymała. Uśmiechała się, była przy mnie, choćby gdy ledwo stała z bólu. A potem stało się coś strasznego wylew. Została częściowo sparaliżowana. Ledwo mówiła, ledwo się poruszała. I była zupełnie sama.
Wiedziałam od razu nie mam wyboru. Zabieram mamę do siebie. W naszym mieszkaniu były dwa pokoje, 70 metrów, wystarczająco miejsca. Mama zawsze była spokojna, skromna, nikomu nie będzie przeszkadzać.
Przywiozłam ją ze szpitala. Rozłożyłam czystą pościel, postawiłam stolik przy łóżku, zrobiłam herbatę. Chciałam, by poczuła, iż od dzisiaj wszystko będzie inne. Ciepłe. Bezpieczne. Pełne miłości.
Lecz stało się coś, czego nie przewidziałabym choćby w najgorszym koszmarze.
Jan, zobaczywszy mamę w domu, powiedział zimno i twardo:
Słuchaj, Danuto. Twoja matka nie może tu zostać. Znajdź jej inne miejsce. Wynajmij jej mieszkanie niech za te pieniądze sobie coś wynajmie.
Zamarłam.
Co powiedziałeś?
Ja na to nie pisałem. Nie chcę nikogo pielęgnować. To twoja matka twój problem.
Zapomniał, czyimi rękami budowaliśmy to mieszkanie. Zapomniał, iż oddała nam wszystko, co miała. I tam, w ciszy, która ciężko opadła na nas, zrozumiałam, iż prawdziwa miłość nie mierzy się słowami, ale milczeniem, które dzielisz z kimś, kto zostaje.



