Gdy przyszła na świat, położna powiedziała mamie, iż urodziła się w czepku.

newsempire24.com 1 dzień temu

Kiedy Ania przyszła na świat, położna powiedziała jej mamie, iż dziewczynka będzie szczęśliwa – jakby urodziła się w czepku. I rzeczywiście, do piątego roku życia Ania była szczęśliwa: mama zaplatała jej warkocze, czytała książeczki z obrazkami, tylko czasami się denerwowała, gdy Ania nie chciała zapamiętać liter, a tata uczył ją jeździć na rowerze i zabierał na działkę, pozwalając Ani kierować na wiejskiej drodze.

Gdy Ania skończyła pięć lat, rodzice oznajmili jej, iż niedługo będzie miała braciszka.

– Będziesz miała prezent na urodziny.

Prezent rzeczywiście pojawił się tuż na jej urodziny, zabierając Ani wszystkie kolejne święta: już od pierwszego roku życia Krzyś zajął szczególne miejsce w ich rodzinie. Początkowo dlatego, iż był mały, a później, ponieważ okazał się cudownym dzieckiem.

Czytać nauczył się wcześniej niż Ania, która choćby w wieku dwudziestu lat nie czytała szybciej niż pierwszoklasistka (dziś nazwano by to dysleksją, ale wtedy nie znali tego słowa i skierowali Anię do klasy korekcyjnej), liczby dodawał w taki sposób, iż nauczycielka matematyki, której go pokazano, chwyciła się za głowę i pobiegła dzwonić do swego profesora Aleksandra, nie mówiąc już o tym, iż Krzyś pisał wiersze, choć bardzo specyficzne, ale niezwykle oryginalne.

Tak skończyło się szczęśliwe życie Ani – teraz nie tylko dzień urodzin miała wspólny z bratem, ale i całe życie – wszystko kręciło się wokół Krzysia. To Ania prowadzała brata do szkoły i na angielski, na basen i do profesora Aleksandra, do szkoły muzycznej i na warsztaty poetyckie. Kiedy sama chciała pójść na kółko gospodarstwa domowego, mama była oburzona:

– Co ty, chcesz, żebym rzuciła pracę i sama prowadzała Krzysia do profesora i szkoły muzycznej? Zawsze myślisz tylko o sobie!

Więc Ania ustąpiła. Zwłaszcza iż jeżeli wszystko robiła dobrze: nie myliła skomplikowanego planu Krzysia, gotowała dwa dania na obiad (Krzyś od szóstego roku życia stał się wegetarianinem, a tata nie wyobrażał sobie dnia bez mięsa), a na dodatek przynosiła do domu pieniądze (wieczorami wyprowadzała psy sąsiadów), mama ją chwaliła i głaskała po obciętej głowie.

Włosy obcięto Ani, ponieważ mama nie miała czasu ich zaplatać, trzeba było rano powtarzać z Krzysiem angielski albo zapisywać wiersze, które napisał w nocy, a sama Ania robiła niechlujny kucyk, a nauczycielka pisała uwagi w dzienniku czerwoną kredką. Mama nie znosiła uwag, więc zaprowadziła córkę do fryzjera, gdzie zrobiono jej krótką fryzurę, całkiem ładną, ale Ania cała noc płakała za swoimi warkoczami.

– Skończysz szkołę, to rób, co chcesz – mówiła mama, gdy Ania próbowała słabo prostestować przeciwko kolejnemu obowiązkowi związanemu z bratem. – Jaka ci to różnica, i tak nic nie robisz, tylko przepisy czytasz.

Po szkole, nie tylko swojej, ale i Krzysia, wcale nie odzyskała wolności – do tego czasu, oprócz gotowania mu śniadania, obiadu i kolacji z wysoką zawartością wartości odżywczych, prasowania i prania ubrań oraz wykonywania innych obowiązków domowych, Ania stała się kimś w rodzaju jego sekretarki. Prowadziła kalendarz brata, śledziła konkursy i olimpiady, sortowała jego korespondencję. Gdy wspomniała, iż chce pracować w schronisku dla psów, teraz nie tylko mama, ale i Krzyś zaczęli ją ganić, narzekając, iż bez niej on całkowicie zginie.

Więc Ania znowu się poddała.

Tylko raz sprzeciwiła się tej niesprawiedliwości – gdy poznała Bartka.

Bartek nie był przystojny – był wysoki, krępy, całymi dniami siedział przy komputerze i pisał kody. Rodzice podarowali mu psa, licząc na to, iż zacznie chociaż trochę wychodzić na spacery. Zamiast tego, zatrudnił Anię – tak się poznali. Wkrótce, po wyprowadzaniu jego psa, zostawała na noc u niego.

Mama dzwoniła i kazała wracać do domu – nie znosiła prasować koszul, a Krzyś nosił tylko te. Krzyś też dzwonił i skarżył się, iż nie ma kto ostrzyć mu ołówków, tata znowu przyniósł pierogi, a nic więcej nie ma do jedzenia, bo mama na kolejnej diecie.

– Dajcie mi spokój! – krzyczała Ania. – Nie jestem waszą służącą!

Bartek całował ją w mokre od łez oczy, obiecując, iż pewnego dnia się pobiorą. A potem wyjechał do Ameryki, dostał lukratywną ofertę pracy.

– Przepraszam – tylko powiedział.

Kiedy ogłoszono, iż Krzyś otrzymuje nagrodę, rodzice z dumy pękami – rozgłosili to wszystkim sąsiadom, mama pobiegła natychmiast zapisać się do salonu piękności, a tata szczególnie interesował się stroną finansową, bo marzył o nowym samochodzie, ale brakowało mu pieniędzy, więc syn może się z nim podzielić.

Do obowiązków Ani przybyło – oprócz „sprzątnij-podaj-przynieś” musiała prowadzić aktywną korespondencję, rezerwować bilety na samolot, szukać hotelu z basenem i wegetariańskim menu, i tak dalej. Była tak zmęczona, iż kiedy przyjechali i wszystko było gotowe: smoking, przemówienie, tłum ludzi już czekał w sali, Ania wykończona pocałowała brata w policzek za kulisami i poszła do sali, mając nadzieję, iż rodzice zarezerwowali jej miejsce.

Wysoki ochroniarz, stojący przy wejściu do sali, zablokował jej drogę i powiedział:

– Personelowi obsługującemu nie można tam wejść.

– Co? – nie zrozumiała Ania.

– Poczekajcie na swojego pana za kulisami – wyjaśnił jej drugi, młodszy, z bezczelnym oceniającym spojrzeniem. – W takim stroju tam nie ma co się pojawiać.

Ania spojrzała na swoją starą sukienkę – nie to, iż nie miała innej, po prostu nie zdążyła się przebrać. Ale przecież nie wyglądało to tak źle, więc nie chodziło tu o sukienkę, tylko o to, iż rzeczywiście wzięli ją za personel obsługujący. Choć byli blisko prawdy – służąca zawsze pozostanie służącą.

Brat spojrzał na nią długo zdziwionym wzrokiem i przez chwilę Ani wydawało się, iż powie tym ochroniarzom: “Przepuśćcie, to moja siostra!”. Ale brat milczał – konferansjer już wywoływał jego imię i ruszył w stronę sceny, choćby się na nią nie oglądając.

Usiadła na niskim krześle przy ścianie, zamknęła oczy, przeglądając w myślach listę zadań: zdążyć odebrać kostium z pralni, zarezerwować hotel i kolację w restauracji, posortować pocztę elektroniczną – od dwóch dni tam nie zaglądała. Ileż to gratulacji teraz napłynie – Boże, jak ona to wszystko przeczyta!

Co mówił Krzyś, nie słuchała – wczoraj już przed nią ćwiczył przemówienie i oczywiście było idealne. Wszystko jak zwykle – dziękuję rodzicom, dziękuję nauczycielom, gotów jestem pracować dla dobra narodu i światowej harmonii. Pamięć miała Ania doskonałą, pobieżnie rejestrowała zdania.

Ale coś poszło nie tak. Zamiast powiedzieć: „A to wszystko zawdzięczam moim drogim rodzicom (mama dziś w zielonej sukience i kapeluszu z piórem, tata w ciemnym garniturze i jasnej koszuli, siedzą w pierwszym rzędzie) i niezapomnianemu profesorowi Aleksandrowi (ten w jakimś niebieskim garniturze siedzi teraz gdzieś na obłoku i z euforią patrzy na swojego najlepszego ucznia), Krzyś nagle powiedział:

– Tutaj powinienem powiedzieć coś zupełnie innego, ale posłuchajcie… W rzeczywistości jest tylko jedna osoba, bez której nie stałbym tutaj.

Ania wyobrażała sobie, jak mama z tatą triumfalnie na siebie spoglądali – oczywiście, każdy uważał swój wkład za najcenniejszy, a profesor Aleksander pewnie w tej chwili spadł z obłoku.

– Przez całe życie ona poświęcała się dla mnie. Długi czas tego nie dostrzegałem, brałem to za oczywiste. I wiecie co, nadszedł czas, by jej się odwdzięczyć, chociaż przyznaję, jej rola w moim życiu jest nieoceniona, i choćby wszystkie skarby świata nie zdołają jej odpowiednio podziękować.

Ojcu prawdopodobnie pulsowała żyła na czole – zawsze tak bywało, gdy się złościł, a mama prawdopodobnie się zaczerwieniła, a jej oczy były pełne łez szczęścia.

– Ten dzień dedykuję tobie. I wszystkie te pieniądze, które dzisiaj otrzymałem, chcę przekazać tobie, abyś mogła założyć schronisko dla psów, o którym zawsze marzyłaś, i ogólnie, robiła to, na co masz ochotę.

Te słowa zabrzmiały jakoś inaczej, jakby zbliżając się do niej, i gdy Krzyś złapał ją za rękę i pociągnął na scenę, Ania nie od razu zrozumiała, co się dzieje.

– Przedstawiam wam moją siostrę, Anię. Gdyby nie ona, nigdy bym niczego nie osiągnął.

Huknął aplauz, jasne światło raziło Anię w oczy. I dopiero w tym momencie dotarło do niej, co się dzieje. Spojrzała na brata z wdzięcznymi oczami, a on patrzył na nią i uśmiechał się. A ten uśmiech leczył wszystko – wyjechanego Bartka, niespełnione zajęcia z gospodarstwa domowego, tęskniące psy w schronisku… Stała w świetle reflektorów, zgarbiona i przestraszona, ale powoli budziło się w niej coś, co kazało Ani wyprostować ramiona.

Naprawdę przekazał jej wszystkie pieniądze. I zatrudnił młodego chłopaka, którego Ania nauczyła wszystkiego, co robiła przez te wszystkie lata dla brata.

– Już nie będziesz moją służącą – powiedział Krzyś. – Wybacz mi, Aniu, byłem ślepym głupcem.

I Ania mu wybaczyła. Rzeczywiście założyła schronisko dla psów, kształciła się na cukiernika, założyła własną firmę – choć niewielką, i często sama stała za ladą, ale wszystko było dokładnie tak, jak zawsze marzyła. Pewnego zimnego wieczoru w październiku, kiedy już miała zamknąć kasę, zadzwonił dzwonek, informując, iż ktoś wszedł do środka. Ania uśmiechnęła się przyjaźnie do wysokiego mężczyzny w czarnym płaszczu, zaczęła pytać, czego by sobie życzył, ale przerwała i zamilkła.

Przed nią stał Bartek. Wyszczuplony, poważny, zmęczony. Taki znajomy.

– Wróciłeś…

Ania poczuła, jak nogi uginają się pod nią i chwyciła się rękami za ladę.

– Aniu – uśmiechnął się. – Wybacz mnie, głupcze, byłem taki w błędzie…

Cóż, drugi najważniejszy mężczyzna w jej życiu przeprasza, czy potrzeba czegoś więcej?

Przeprosin od ojca się nie doczekała – z matką teraz przestali z nią rozmawiać, uznali, iż to ona namówiła Krzysia, żeby jej wszystko oddał. Ale nie miało to znaczenia – rodzice, to po prostu rodzice, jacy by nie byli. A Bartek… On wrócił i teraz Ania już wiedziała, iż wszystko będzie dobrze.

Idź do oryginalnego materiału